O LOSTach usłyszałem zaraz po ich premierze. Trudno było nie usłyszeć. Była jesień roku 2004, o Facebooku jeszcze nikt u nas nie słyszał, ekstrawertycy komunikowali się ze światem zewnętrznym poprzez opisy na GG. A na nich co chwilę widziałem coś o LOSTach. I tak chyba ze dwa lata. Nie byłem wtedy jeszcze prawdę mówiąc fanem seriali, oglądałem głównie filmy – mój wiekowy telewizor służył mi jako duży monitor, nie miałem ani tv satelitarnej, ani zwykłej.
Minęły prawie dwa lata kiedy zdecydowałem się – nie pamiętam już pod wpływem czego – na ściągnięcie pierwszego odcinka. Pracowałem wtedy z domu, więc w ramach kolejnej przerwy ściągnąłem go i odpaliłem. Pamiętam, że zafascynowało mnie już pierwsze ujęcie – bambusowy las widziany z góry. Akcja zaczęła się, ja patrzyłem w ekran. Aż w końcu po kolejnej minucie – zaraz po wciągnięciu kogoś do silnika samolotu – pomyślałem DOŚĆ! Poczekam na moją dziewczynę :) To jest zbyt fajne.
Całe szczęście jej też się spodobało i to bardzo. Więc wpadliśmy oboje. Ponieważ mieliśmy do nadrobienia całkiem sporo odcinków. Skończył się właśnie już drugi sezon, czyli w sumie ponad 50 odcinków. Każdy wieczór wglądał tak samo – już w łóżku odpalaliśmy sobie na laptopie kolejny odcinek, czasem jeszcze jeden i jeszcze jeden.
Ja wiem, że istnieje wiele osób którym serial zupełnie się nie podoba. Ba, są oczywiście moi ulubieni antyfani 0 każde zjawisko które ma fanów musi mieć też antyfanów – zgodnie z druidzką teorią równowagi. A że serial ten wysunął się pod kątem oglądalności na 1 miejsce na świecie, antyfani też zwarli swoje szeregi. Głównymi powodami do szyderstw były podobne konstrukcje kolejnych odcinków (restrospekcje), a nieco później… zbytnie skomplikowanie serialu.
O ile pierwszy powód jestem w stanie zrozumieć (choć mnie to zupełnie nie przeszkadzało), to jeśli chodzi o drugi to trochę mnie to śmieszy – wyrażający te opinie przyznają się albo to niedokładnego oglądania serialu, albo do… ułomności umysłowej ;)
A tak na serio – serial rzeczywiście ma mocno skomplikowaną fabułę. Dużo niedopowiedzień, dużo nierozwiązanych teorii. Oczywiście. To nie jest Klan, ani Barwy Szczęścia, czy M jak Miłość, gdzie wszystko jest jasne, proste i przewidywalne. Nie jest to też Naznaczony (całe szczęście). W kolejnych sezonach pojawiają się flashforwardy, alternatywne rzeczywistości a potem nawet podróże w czasie. A to już zupełnie miód na moje serce – jestem fanem wszystkich filmów o podróżach w czasie. A w żadnym – nawet kinowym – nie widziałem połączenia tylu zakręceń czasowych, wersji alternatywnych i tego typu spraw.
Ba, każdy kto lubi filmy o podróżach w czasie (należy się chyba temu osobna notka) wie dobrze, że istnieją dwa podejścia do tychże. Pierwsza teoria zakłada, że możemy zmieniać przyszłość. Na tym bazuje choćby “Efekt motyla”, czy “Powroty do Przyszłości”. Inne idą nurtem czysto fatalistycznym, zakładając, że przyszłość jest z góry zdeterminowana. W nich jeśli bohater zrobi cokolwiek w przeszłości (lub znając przyszłość), to ona i tak wróci do normy. Lub zakłada się, że przyszłość właśnie taka miała być od początku.
Nie będe się zbytnio wgłębiał w temat, dodam tylko, że w Zagubionych pojawiają się obie teorie! To dla mnie szczególnie śmieszne, bo oboje z żoną (jak fajnie mieć żonę, która ma swoje zdanie na temat podróży w czasie! :D) mamy odmienne poglądy na ten temat. Ja, jako posiadacz edycji kolekcjonerskiej Back To The Future, wierzę oczywiście że przyszłość można zmienić. Mary natomiast to istna Kuba Fatalistka ;) A więc pod koniec poprzedniego sezonu LOST, po kolejnych meandrach i wirach czasowych, obie teorie stanęły ze sobą twarzą w twarz. Bohaterowie sami zastanawiali się nad tym czy mogą zmienić przyszłość, a końcówka sezonu pozostawiła nas w zupełnej niewiedzy. Ci którzy oglądali – wiedzą, reszcie nie będę spoilerował. Bum, biało i nic.
To już szósty sezon. Nie sądziłem, że będę kiedykolwiek oglądał tak długo jakikolwiek serial (poza Esmeraldą na której uczyłem się hiszpańskiego do matury!). A jednak na każdy odcinek czekałem z niecierpliwością i nie było chyba możliwości, żebym z własnej woli odłożył oglądanie któregoś z nich. Jak na złość na komputerze kolejny odpala się samoistnie, więc kilkakrotnie kładliśmy się spać nawet o 2 w nocy :) Kilka razy LOST uratowało nas w podróży PKP do Wrocławia (5 godzin), czy też podczas lotu samolotem.
Dziś własnie obejrzeliśmy odcinek 0 szóstego sezonu – recap streszczający 5 sezonów. Biorąc pod uwagę skomplikowanie fabuły, historia opowiedziana ustami Bena Linusa, przebiegła całkiem sprawnie. Szósty sezon ma wyjaśnić wszystkie tajemnice. No prawie wszystkie. W końcu w tej rzeczywistości życie nie jest “nowelą, raz przyjazną a raz wrogą” ;)