Nie wiem w sumie jak i dlaczego to się zaczęło. Zawsze chciałem być chemikiem i kręciło mnie mieszanie różnego typu mikstur, ale po kolejnej przygodzie z saletrą potasową i wypaleniem dziury w cegle przy kominku, rodzice niezbyt pozwalali mi na takie zabawy. Zacząłem więc eksperymentować w kuchni – tam też można było mieszać różnego rodzaju składniki. Chemikiem nie zostałem, ale gotowanie weszło mi w krew.
To niesamowite, że nadal pokutuje w społeczeństwie mit, że gotowanie to kobieca sprawa. Przy tylu szefach kuchni – facetach. Przy tylu programach kulinarnych prowadzonych przez facetów. Prawdę mówiąc gdy się zastanawiam, to widzę w myślach głównie gotujących facetów. Jamie Olivier, Gordon Ramsey, Karol Okrasa, Pascal Brodnicki, Robert Makłowicz i wielu, wielu innych. Szefami kuchni nadal chyba w większości są faceci. O co więc chodzi? O ten tradycyjny podział obowiązków, który przecież już też zamiera? Nasze kobiety chodzą do pracy, a my bierzemy urlopy ojcowskie. Czy to nie czas zacząć mówić młodym chłopakom, że to wcale nie jest kobiece zajęcie?
Uwielbiam jeść. Od czasu kiedy przestałem być “niejadkiem” czyli jakoś od późnej podstawówki, gotowałem sobie coraz więcej sam. W domu gotowała zawsze Mama i to od niej uczyłem się przepisów, ale z chęcią sięgałem po kuchnie świata – potrawy meksykańskie, chińskie, czy inne. To były lata 90 – wychodziliśmy z komuny i nagle otworzyła się przed nami szeroka paleta możliwości – już nie tylko schabowe, mielone i golonka. A gotowanie sprawiało mi ogromną radochę. Nigdy nie trzymałem się sztywno przepisów – eksperymentowałem dodając tysiące składników, według upodobań i tego co było akurat w lodówce.
Ale co najważniejsze w wieku około 20 lat – dzięki gotowaniu zwiększała się znacznie moja atrakcyjność “na rynku” kobiet :) Własnoręcznie przygotowana kolacja zawsze działała x 10. A wtedy, gdy nie musiałem “zmiękczać” gotowaniem dziewczyn – zmiękczałem teściów. Do tej pory pamiętam jak biegłem do mieszkającej na tym samym osiedlu dziewczyny z patelnią pieczeni w sosie książęcym. Teściowa była zachwycona. Korzyść :)
Dziś mam niegotującą żonę. Nie lubi gotować, ja jestem w stanie to zrozumieć. Tak samo jak to, że części facetów zupełnie, ale to zupełnie nie będzie to kręciło. Pewnie. Mnie na przykład nie kręci oglądanie sportów w telewizji, czego wiele osób nie pojmuje. Ale nie stawiajcie sobie w głowie od razu tabliczki z napisem GOTOWANIE JEST DLA KOBIET. Bo to bzdura i jakaś pozostałość komuny w naszych głowach. Mąż jest tylko od tego, by przychodzić do domu, siadać do stołu i mówić, że zupa jest za słona. Żona oczywiście od gotowania i zmywania garów.
A grill? To dopiero tradycyjnie “męska” strona gotowania. Tu nie wmówicie mi “kobiecości” tego rozwiązania. I nie chodzi o to, by napierdzielić się piwem i wrzucić niedbale kiełbę i karkówkę. Widziałem wirtuozów grilla – gości robiących niesamowite steki, podwędzających na grillu mięso dymem z palonego drewna.
A dziś? Dziś mam wśród znajomych mnóstwo gotujących facetów. Jerzego, Łukasza i Bartka z jesie.pl, a także Virena z virengotuje.pl – Polaka hinduskiego pochodzenia dla którego całkiem normalne jest to, że faceci gotują. Tomka z magicznyskladnik.pl który wyczynia takie rzeczy, że na sam widok zdjęć cieknie mi ślinka. Marcina z jajawkuchni.pl, który zrobił raz takie kanapki z jagnięciną, że do tej pory śnią mi się po nocach. Michała z kotlet.tv, który robi najlepsze steki pod słońcem. Jakuba z tymrazem.pl. I wielu innych.
Chłopaku! Naucz się gotować jeszcze przed 20-tką. Albo chociaż spróbuj. Przełam się. Nie ma w tym nic kobiecego. A ja dzięki temu, że gotuję, nie dość, że mam wpływ na to co jem na kolejne posiłki, to jeszcze mam luzy gdzie indziej. Na przykład nie muszę wywieszać prania. Czego naprawdę, naprawdę nienawidzę robić :)
Acha, koszulkę z grafiki możesz kupić tu :)