Wytrzymałem długo. Nawet bardzo długo. Aż do teraz mógłbym policzyć na palcach jednej, no może dwóch rąk, osoby, które zbanowałem. Przez całą drugą połowę swojego życia – gdyż właśnie tyle mniej więcej czasu spędziłem w Internecie. 18 lat wytrzymywania z wszelkimi przejawami agresji, z niezgadzaniem się z innymi – czasem bardzo pustymi i fasadowymi dyskusjami. Aż w końcu nadszedł dzień w którym powiedziałem sobie DOŚĆ, jak to niegdyś ujęła Agnieszka Chylińska. Po prostu spojrzałem na wszystko z nieco innej perspektywy.
Wychowałem się na IRC-u i w Usenecie. Młodsi czytelnicy mogą nie mieć pojęcia co to – to pierwszy czat i pierwsze grupy dyskusyjne. Charakteryzowały się między innymi tym, że adminów praktycznie nie było. Ale to były czasy, gdy w sieci siedziało dość mało ludzi – głównie studenci. A na studia trzeba było wtedy naprawdę się dostać – słowem nie było w sieci zbytniego chamstwa i wulgaryzmów. Były za to długaśne dyskusje, czasem aż do rana. Jak na słynnym obrazku.
Ktoś w sieci zawsze nie miał racji. A ja oczywiście spędzałem długie godziny na próbie przekonania go. Choć w głębi duszy wiedziałem, że to niemożliwe. Bo jak dowiedziałem się kiedyś na wykładzie z przedmiotu o wdzięcznej nazwie „Negocjacje“ – konflikty wartości wśród ludzi dorosłych, są praktycznie nierozstrzygalne. Ale nie było banów, a każdy chciał mieć ostatnie słowo. Więc pisałeś. I pisałeś. I pisałeś.
Czasy się zmieniły. Dziś chamstwo w sieci jest rzeczą całkowicie normalną. Niestety. Czasy gdy przeklinać można było jedynie na wydzielonym kanale „#bluzgi“ przeszły do historii. Komentarze na portalach i na Youtube przypominają rynsztok – taki rynsztok sprzed lat, w którym płyną wszystkie śmieci, syf i ekstrementy. Ale chamstwo chamstwem, bluzgi bluzgami. Tu banowanie jest dość oczywiste. Czasem zdarza się ktoś o kompletnie innym zdaniu, ktoś kto będzie siedział godzinami i hejtował każdy wpis, podważał każde zdanie psuł atmosferę i próbował wyciągnąć odpowiedź co 5 minut. Ktoś kto wydaje się mieć misję zdissowania i wyszydzenia wszystkiego co piszesz. Podważenia każdej teorii i każdego twojego zdania. Do tej pory starałem się wykazać wyższość nad nimi w dyskusjach. Długich dyskusjach.
I właśnie niedawno, któregoś pięknego, jeszcze niewiosennego dnia, przyszła mi do głowy pewna myśl. Myśl godna Laski z “Chłopaki nie Płaczą”. Myśl pod tytułem: „zastanów się, co jest dla ciebie naprawdę ważne?“.
Stworzyłem swój kawałek internetu. Mam dwa blogi, przyporządkowane im fanpage. Mam konto na Instagramie i Twitterze. Mam konto na fejsie. Od prawie dziesięciu lat tworzę treści różnego rodzaju, które najwyraźniej trafiły na grupę odbiorców. Regularnie śledzi mnie kilka tysięcy osób, na blogi wpada czasem nawet sto tysięcy. Nie uważam tego za wybitnie ciężką pracę, po prostu dzielę się swoimi przemyśleniami. Lubię inspirować, rozśmieszać, czy skłaniać do myślenia. Nadal bardzo lubię dyskusję. Ale tak jak na imprezie – a zawsze porównywałem media społecznościowe do imprezy – bardzo cenię klimat imprezy. Życie jest zbyt krótkie, by spędzać czas w towarzystwie ludzi, którzy nam nie pasują. Dlaczego mam więc robić to w sieci?
Nie każda dyskusja jest dla mnie wartością. Nie każda krytyka jest dla mnie wartością. Krytyka musi mieć sens, musi być konstruktywna. Musi coś wnosić. Konstruktywna krytyka jest naprawdę bardzo trudną rzeczą.
Bardzo często przy okazji banowania pojawiają się głosy mówiące:
- Każdy ma prawo głosu!
- Konstytucja to gwarantuje!
- Najłatwiej zbanować, dlaczego nie podejmiesz dyskusji?
- Chcesz tylko rozmawiać z osobami, które ci przyklaskują!
I ja mam problem z tymi wypowiedziami. Bo one zakładają, że dyskusja sama w sobie jest wartością. Wartością nadrzędną. Wolność i dyskusja przede wszystkim – muszę poświęcać swój czas i nerwy w imię wolności, wolności innych osób do wypowiedzi.
DLACZEGO?
Czy ktoś mi za to płaci? Czy mam dotację na podtrzymywanie rozmów z nieznajomymi? Czy ktokolwiek płaci mi abonament, by wymagać ode mnie rozmowy?
NIE!
Dyskusja sama w sobie nie jest już dla mnie wartością. Dochodzę do tego wniosku dość późno, ale w miarę gdy przybywa mi lat, coraz bardziej cenię swój czas. Nikt nie płaci mi za to, bym miał obowiązek rozmawiać z każdym. To moje życie, to moje poletko. To moja impreza – ja sam decyduję jaki jest na niej klimat. Pogódźmy się z tym – dorośli ludzie MAJĄ inne wartości i nie dojda do porozumienia. Ja nigdy nie dojdę do porozumienia z ekstremistami z prawej strony politycznej, z czytelnikami różnych wnetów i innych bzdet i zwolennikami teorii spiskowych. Nie dojdę też do porozumienia z lewicowymi ekstremistami, nawiedzonymi e-rtystami i przedstawicielami proLATTEryatu walczącymi o równość i braterstwo znad swoich iPadów i sojowych latte.
NIE MUSZĘ.
Serio. Tak, wolę rozmawiac z ludźmi o poglądach zbliżonych do moich. Nie zawsze muszę się z nimi zgadzać. Możemy się przekonywać, ale wiem, że będziemy mieli sensowne argumenty, nie będziemy siebie obrażać i istnieje JAKAKOLWIEK nić porozumienia, jakakolwiek szansa na przekonanie siebie. Wiem też, że nie są to życiowi frustraci, osoby chore psychicznie, które muszą koniecznie dac ujście swojej agresji schowani za maską anonimowości w sieci. Wiem, że nie są to zbuntowane nastolatki, które właśnie budują swój system wartości obrażając wszystkich naokoło. Całe szczęście nie muszę i nie chce być klaunem dla gimbazy.
BĘDE BANOWAŁ.
Będę, bo mogę. Bo chcę. Bo wartością jest dla mnie konstruktywna dyskusja, klimat wokół tego co robię. Bo życie jest za krótkie, by użerać się dla samego użerania. Bo nie zapraszam na imprezy – nawet duże – ludzi kompletnie odjechanych i innych ode mnie. Dresiarzy którzy rozkradną mi dom, albo będą mnie wyzywać. Nie wiem dlaczego miałbym robić to online.
Nadal postaram się robić to rzadko, ale naprawdę, naprawde rozumiem ludzi, którzy robią to często. Bo większą wartością dla nich jest utrzymanie miłej atmosfery niż bycie poligonem dla frustratów. Nie będę banował za inne poglądy, czy za każde zdanie inne niż moje. Ale nie będę też na siłę podtrzymywał dyskusji dla samej dyskusji. A gdy ktoś przegnie pomimo moich ostrzeżeń – ARIVEDERCI.
Konstytucja daje ci prawo do swobodnej wypowiedzi. Konstytucja jednak nie wspomina zupełnie, że masz prawo to robić w moim zakątku internetu. Sorry. Znudziło mi się bezproduktywne dyskutowanie, które z założenia skazane jest na porażkę. Nie jest to dla mnie żadna wartość. Nie wchodzę na Frondę, nie wchodzę do innych miejsc w sieci, by dyskutować z ludźmi którzy wyznają kompletnie inne wartości. Szkoda mi życia. I to polecam wszystkim. Internet jest bardzo dużym miejscem. Jeśli coś ci się nie podoba – idź gdzie indziej. Alleluja.