Moja ekscytacja tym serialem jest przesunięta w stosunku do waszej o kilka ładnych miesięcy, o ile nie lat. Pisałem kilka miesięcy o tym, że serialu jeszcze nie widziałem i podawałem całkiem sensowne argumenty dlaczego nie oglądam seriali. I wiecie co? Miałem rację. Miałem cholerną rację. Jest dokładnie to samo co przeżywaliśmy kilka lat temu oglądając LOST-y. Z tą różnicą, że teraz mam nieco więcej pracy oraz dwójkę dzieciaków które… które całe szczęście dość wcześnie zasypiają. Bo wciągnięcie się w serial po prostu niszczy. Szczególnie, gdy masz do nadrobienia 4 sezony. I zawsze “jeszcze…jeden…odcinek…” Ech.
Oglądałem wasze statusy, wasze memy i nic z nich nie rozumiałem. Aż w końcu uległem. Kupiliśmy trzy sezony na Blu-Ray, wymościliśmy miękkie fotele i… wsiąkliśmy.
Nie lubię tego typu porównań, ale kiedy myślę o świecie stworzonym przez George R. R. Martina, przychodzi mi do głowy tylko Tolkien i jego Śródziemie. Na pewno mnóstwo autorów stworzyło mniej lub bardziej rozbudowane światy w książkach, ja sam z uwielbieniem wspominam serię o Xanth, ale to wszystko nic. Dla mnie te wszystkie historie przy Westeros, to bajki dla dzieci.
Po pierwsze to nie fantasy ani s-f
To nie jest tak, że nie lubię tych gatunków. Wręcz przeciwnie. Natomiast jest spora część osób która po prostu ich nie trawi. Nie jestem specem i nie wiem, czy nie zalicza się to do jakiegoś gatunku fantasy, ale nie mamy tutaj ani elfów, ani krasnoludów, ani magów jako takich. To znaczy magii jest troszeczkę, pojawia się tu i ówdzie, ale jest gdzieś w tle, jest nie do końca wyjaśniona i epizodyczna. To samo z boskością – jest jej trochę, przynajmniej na razie, ale to nie dzięki niej wygrywane są bitwy. To nie jest kraina latających kul ognia i boskich piorunów. To świat w który w sumie wierzymy.
Choć mimo wszystko jest on nierealny i fantastyczny. Mocno czerpie z kultur już istniejących – ludzie z północy to ludzie śniegu, trochę niżej są wojownicy mówiący szkockim i irlandzkim akcentem jako żywo przypominający właśnie Celtów. Na wschodzie mocne zapożyczenia z Azji, a w centrum niemalże klasyczne średniowiecze/renesans brytyjsko-francuski. Z turniejami, ucztami i pojedynkami na miecze. To świat zawieszony gdzieś pomiędzy krainami z książek od historii, a bajkami. Może dlatego tak fascynuje.
Po drugie rozmiar
Byłem zawsze pod wrażeniem świata stworzonego przez Tolkiena – ras, krain, historii, na długo przed tym kiedy dzieją się przygody z głównych książek. Ale to z czym mamy tu do czynienia po prostu powala rozmachem. Są całe bazy danych oparte na silnikach Wiki, w których możnaby zaczytywać się godzinami, jak nie dniami. Całe drzewa genealogiczne, rody, historie i bitwy. Na ich podstawie filmy na Youtube analizujące powiązania i wydarzenia. to jest po prostu nie do ogarnięcia. Rok czekania na następny sezon możemy spędzić na studiowaniu historii bohaterów. Powaliło mnie to na kolana. Spokojnie będę w stanie obejrzeć płyty jeszcze raz z włączonym komentarzem.
Po trzecie detale
Ten świat jest ogromny, ale z drugiej strony zaprojektowany z pietyzmem. Od herbów zdobiących szaty i zbroje po wszelkie detale ubioru. Scenografia powala, a efekty specjalne są po prostu niesamowite. Większość hollywoodzkich produkcji chowa się przy tym.
Po czwarte dorosłość
Ciężko przechodzi mi to przez gardło, ale większość fantasy jest dla mnie przy GoT po prostu bajką dla dzieci. I nie chodzi tu tylko o to, że w serialu co chwilę pojawiają się gołe kobiety, a o seksie mówi się w każdym odcinku. Choć to też ma znaczenie – temat seksu w większości produkcji fantasy jest mimo wszystko nieco z boku. To jest produkcja dla dorosłych. Zdecydowanie.
Chodzi tu jednak także o to, że w tym świecie nie ma jasnego podziału na dobrych i złych, a początkowe wydawałoby się oczywiste podziały zaczynają się komplikować i zmieniać. Negatywni bohaterowie zaczynają wzbudzać sympatię, po to by po jakimś czasie pokazać nam, że jednak się myliliśmy. I po chwili znowu zmienić nasze postrzeganie. Nie ma dwóch stron konfliktu, jest ich na prawdę dużo i bardzo ciężko stać tylko po jednej stronie. Intrygi sypią się gęsto, a wielu spraw nie widać na pierwszy rzut oka.
Po piąte nieprzewidywalność i spójność
Zawsze mówię, że świat może być dowolnie fantastyczny, o ile jest wewnętrznie spójny. Drażnią mnie produkcje w których bohater ma nadprzyrodzoną moc, a nie może poradzić sobie z prostymi sprawami. Tutaj takich sytuacji praktycznie nie ma. A jeśli nawet są (kilka razy się zastanawiałem nad niektórymi wydarzeniami) to okazuje się, że po prostu w filmie tego nie pokazano, natomiast książki to wyjaśniają.
To nie jest też tak, że wiemy jak potoczą się losy. To nie jeden z tych filmów gdzie trzeba ziewając czekać aż dobro zwycięży. Chociaż źli w końcu giną. Ale… dobrzy też ;)
Po szóste lochy i smoki
Mówiłem już, że nie ma elementów klasycznego fantasy, nie ma też zbyt wielu rzeczy mocno nadprzyrodzonych. Ale są lochy. I są smoki. I to jakie smoki! Chyba najładniejsze jakie widziałem, awww.
***
Reasumując – Gra o Tron jest na razie najlepszym serialem jaki widziałem i jaki w najbliższym czasie obejrzę – raczej znowu wrócę do mojej abstynencji serialowej, chyba że będę oglądał je na bieżąco, po jednym odcinku. To wspaniale móc najeść się aż 40 odcinkami jeden po drugim – porównuję to do zjedzenia czekolady z 40 ptasich mleczek, po to by pochłonąć samą piankę. Ale nie mam czasu – Koszulkowo, blogi, rodzina, dom, pies. Dwójka dzieciaków i trzecie w drodze. No i Playstation. I kumple. I wreszcie chciałbym się nieco poruszać… Brakuje mi doby, a seriale są dla mnie narkotykiem. Ale Grę o Tron polecam każdemu. Fuckin A. 10/10.
No i taki wspaniały temat na koszulki :)
Muszę zrobić więcej. A jak ktoś ma jakieś pomysły, to niech uderza do mnie :)
SPOILERY!
No dobra, dwie rzeczy.
Po pierwsze strasznie się tym Czerwonym Weselem podniecaliście. W sensie, że to tragedia, że koniec, że masakra. Myślałem, że tam naprawdę wybili wszystkich fajnych i prawie nikt nie został. No ale kaman – Rob? Catelyn? Sanitariuszka Marusia? Nudził mnie już ten wątek, złościły mnie ich decyzje. Jakoś mi ich specjalnie nie żal, sorry :P
I druga sprawa. Jesteśmy na S4E07. I prawdę mówiąc jestem zawiedziony tym sezonem. Nie wydarzyło się od jego początku prawie nic fajnego. No może oprócz śmierci Joffreya – choć też wolałbym prawdę mówiąc żeby ktoś go po męsku obił, a nie jakaś tam trucizna. Ale oprócz tego? Nic, nuda. Nic się nie dzieje. Jak w polskim filmie.
Dzicy skradają się przez 7 odcinków do Castle Black. Denerys włóczy się ze smokami od miasta do miasta i bawi w Księżną Dianę. Trochę to takie holyłódzkie. Wątek z Theonem od początku jakoś mnie mierził, teraz robi się już zupełnie dziwny po tym jak Frodo (tylko mnie przypomina Frodo, a raczej jego wcielenie z Sin City?) go wykastrował i złamał. W stolicy nuda, nuda, nuda. Jedynym ciekawym dodatkiem jest Oberyn Martell, ale z tego co wiem to długo chłop nie pożyje. Ogar i Arya włóczą się jak don Kijote i Sancho Pansa – lubię ich całkiem, ale ileż odcinków jeszcze to będzie trwało? W Nocnej Straży też trochę nudno, wątek z Branem Starkiem fajny, ale też się ciągnie i ciągnie. Powiem szczerze, że gdybym oglądał ten sezon tydzień po tygodniu to trochę bym się rozczarował. No ale cóż – zostało mi 3,5 odcinka, a potem może sięgnę po książki.
Aha, protip. Raczej nie przerywam serialu na końcu odcinka. Wtedy zawsze jest jakiś cliffhanger. Oglądam kilka scen następnego i w jakimś nudnym momencie przestaję.
P.S. Wszystkie komentarze o wyższości książek nad filmem są nuuuuuuuuudne. Serio. Ile można :P