Zawsze gdy jestem we Wrocławiu, a przynajmniej gdy jest ciepło, staram się wymknąć choć na chwilę w okolice rynku. Tak było i tym razem – młody z Babcią, żona z iPadem i Citiville, a ja po cichu myk myk do tramwaju (o kupowaniu biletu komórką będzie kolejna notka). Po chwili wysiadka, kilka kroków w stronę rynku i… stojak z miejskimi rowerami!
A obok niego terminal do ich obsługi i zachęta do rejestracji przez internet. Nie byłbym geekiem gdybym nie spróbował! Wyciągam iPhone’a, wpisuję adres i zaczynam rejestrację.
Całość przebiega dość sprawnie – mobilna wersja strony jest dość lekka i przyjemna. Podaję imię, nazwisko, email, numer telefonu i numer karty płatniczej. Pierwszych 20 minut jest darmowe, potem symboliczne opłaty po 1 czy 2 zł. Po chwili przychodzi do mnie numer PIN, a system sam mnie loguje.
Podchodzę do roweru. Na jego tylnej części widnieje duży numer. Podaję numer roweru i klikam WYPOŻYCZ.
Na ekranie wyświetla się kod zamka – każdy rower jest przypięty zamkiem z kodem. Ustawiam kod… Albercik, to działa! :D

Wyciągam rower ze stojaka, wsiadam i… zonk. Łańcuch totalnie się zablokował. Kilkadziesiąt sekund dłubania i szarpania i jadę. Niestety niedługo. Łańcuch rzeczywiście nie chce kooperować. Podchodze do stojaka, wstawiam rower, zamykam zamek. Odpalam stronę, zwracam rower. Całośc przebiega też dość sprawnie, choć muszę podać nazwę punktu w którym zwracam rower – wymaga to nieco rozeznania :)
Wypożyczam drugi rower. Wydaje się ok. Niestety po przejechaniu kilkunastu metrów okazuje się, że siodełko nie chce w nim współpracować… Podjeżdża do kolejnej stacji – tym razem przy Placu Solnym i zwracam rower. Wypożyczam kolejny. Nie biorę tego z rozwalonym błotnikiem, ani tego z urwanym koszem. Udaje się! W końcu biorę w ręce egzemplarz który działa!
Rower jest dość ciężki. Ma torpedo, do którego nie mogę się przyzwyczaić, kilka razy odruchowo chcę przekręcić nogą pedał w drugą stronę, hamuję i prawie przewracam się. Ostatnio jeździłem rowerem z torpedo jakieś 15 lat temu :)
Jeden hamulec ręczny, po prawej stronie. Przerzutka 3stopniowa, całkiem rozsądna. Koszyk przymocowany do ramy – ja ruszam kierownicą, on zostaje w miejscu. Wydaje się to nieco dziwne, no cóż, nigdy nie byłem hipsterką jeżdżącą holenderką z bagietką w koszyku :)
Robię kilka rundek po rynku i okolicach – po chwili jednak ręcę zaczynają mnie dziwnie swędzieć – to efekt uboczny jeżdżenia po brukowanych uliczkach wrocławskich ;) Odstawiam więc rower i podążam w stronę najbliższej knajpy. Pieszo.
Rowery – duży plus. Niestety nieco podniszczone, w tak krótkim okresie czasu. No ale co zrobić. Wielki plus za możliwość “quick startu” bez logowania się z domu, czy wykupywania jakichś specjalnych żetonów. Brawo Wrocławiu :)