Szedłem na ten film z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony Johnny, które praktycznie nigdy nie zawodzi i tworzy totalnie różne kreacje, z drugiej temat troszkę wyżuty i wypluty, znany choćby z Kosiarza Umysłów i dziesiątek innych książek, seriali, filmów. Ludzkość kontra AI. Ludzkość kontra Wielki Brat. Ludzkość kontra… ziew. I jak? Średnio. Taka czwórka z minusem. Momentami zamieniająca się na trójkę z plusem.
Głównie dlatego, że rzeczywiście w filmie nie zobaczyliśmy chyba nic nowego. A nie, z jeszcze jednego powodu. Z takiego samego jak w większości filmów z supermocami, superkomputerami i mega inteligencją. Problem z zawieszeniem niewiary. Otóż pisałem nie raz, że jestem w stanie łyknąć dowolny świat z dowolnymi założeniami, o ile… jest wewnętrznie spójny. Albo jeśli wiem, że cały film to jedna wielka niemożliwość, wtedy niewiarę chowam przed wyjściem z domu. W ten sposób oglądam na przykład Maczetę. Tu jednak niestety było tego za dużo, a być chyba nie powinno, bo to ani pastisz ani parodia.
Nie będę wchodził w detale, bo popsułbym wam film, ale rzeczywiście dziwne jest to, że mózg mający tak potężną moc, mający dostęp do wszystkiego, potrafiący operować na poziomie molekularnym, ma problem z rozpoznaniem tak wielu rzeczy i tak łatwo go “wykolegować”. Dodatkowo rolę kryptonu pełni tu zwykła miedziana siatka – może okażę się tech-noobem, ale czy ona rzeczywiście AŻ TAK działa? Tym bardziej dla takiego komputero-mózgu? Nie, to było zbyt proste.
Gra aktorska bardzo w porządku. Johnny gra jak zwykle fajnie i nie przypomina swoich innych kreacji, reszta także całkiem spoko, Morgan Freeman jest sobie tutaj po prostu Morganem Freemanem, ale jak go nie lubić?
Ot, nie zanudziłem się, ale też nic nie powaliło mnie na kolana. No może uśmiechnąłem się kilka razy. Raz, gdy została dokonana rezerwacja na nazwisko Turing a dwa… no dobra. Muszę to opisać, bo scena była kultowa i nie wiem kto ją zauważył. W kinie cisza, nikt nie skumał ;)
Dwudziestokilkulatek odzyskuje wzrok. Nie widział od urodzenia. Źrenice regenerują się, cała gałka się regeneruje, obraz zaczyna się wyostrzać, patrzy… i pierwszą rzeczą którą widzi jest nachylający się do niego Morgan Freeman. Patrzy i mówi: – O BOŻE!
Cool :) Ale to chyba tyle. Jeśli nie musicie iść na to do kina to nie idźcie. Można spokojnie obejrzeć na małym ekranie.