Ten przepis jest dla mnie szczególny. To właściwie ostatni przepis na Gookbooku przed długą przerwą i w sumie gdy go studiowałem miałem o tym jakies mgliste pojęcie. Mgliste – to dobre słowo. A czemu? Ano temu że w trakcie sporządzania jego, małżonka moja dostała skurczy i zdawałem sobie sprawę, że za chwilę będziemy musieli pojechać do szpitala. Wiedziałem też, że od teraz moje beztroskie życie zmieni się, choć nie miałem pojęcia jak bardzo :) A jak bardzo? No cóż. Od tej chwili moja aktywność na blogu mocno spadła… Ale kiedy Marysia zapisywała na kartce kolejne skurcze, ja fotografowałem kolejne etapy przyrządzania tajskiej zupy kokosowej. A był to dokładnie 14 grudnia 2009 :) Zdjęcia zapisałem na tardym dysku, miały czekać na moment gdy będę miał czas to opisać… kto by pomyślał że będzie to aż za pół roku ;) Ale na temat, w końcu miałem pisać o zupie!
Składniki:
- pęczek świeżej kolendry
- dwa patyki trawy cytrynowej
- mleko kokosowe
- dwa liście kafiru
- 5 kolb mini słodkiej kukurydzy
- kawałek imbiru
- pierś z kurczaka
- limonka
- dwie pikantne papryczki
- sos rybny
Zupa jest dość specyficzna i dość specyficzne są składniki. Nie będe ściemniał, w Genewie kupiłem je wszystkei razem w zestawie “Tajska zupa kokosowa”, ale w Polsce pewnie też można je dostać. Nie podam wam jak zwykle dokładnych proporcji – musicie zdać się na wyczucie. Pierwszym razem, wg instrukcji zupa wyszła strasznie ostra, a za drugim razem zupełnie bezpłciowa…

Zagotuj mleko kokosowe, lub jeśli jest w proszku to zagotuj wodę i dodaj je. Ile? Garnek :)


Kolendrę siekamy drobno (jak natkę do rosołu), trawę cytrynową przekrawamy wzdłuż. Wrzucamy to do gotującego się mleka kokosowego.


Dodajemy sok z limonki i świeży imbir starty na tarce.
Dodajemy jeszcze liść kafiru, sos rybny i gotujemy kolejne 10 minut…

Całość gotujemy, w tym czasie kroimy pierś z kurczaka na drobne paseczki.
Pierś możemy wrzucić bezpośrednio do zupy, choć ja nie byłbym sobą gdybym jej lekko nie podsmażył. No będzie lepsza, co tu kryć! Zawsze jest lepsza po podsmażeniu :) Wyjmujemy z zupy wszystko co do tej pory gotowaliśmy (najlepiej sitkiem) i dorzucamy pierś z kurczaka oraz pokrojone kolbki kukurydzy.


Pod koniec wrzucamy papryczki.

Czy są to afrykańskie piri-piri, czy południowoamerykańskie jalapeno – to już mniej ważne. Wazne jest to jak długo je gotujesz. Uwaga, może być hardkorowo. Jeśli nie lubisz ostrych potraw wrzuć je zanim wrzucisz kurczaka, aby mieć pewność że wyciągniesz je z zupy. You have been warned :)
I to chyba tyle. Zupa właściwie jest gotowa – kuchani tajska (jak azjatycka w ogóle) znana jest z tego, że potrawy gotuje się dość szybko. Zupa – musze przyznać – nie przypomina w smaku niczego co do tej pory jadłem. Warto spróbować. Smacznego!
