Wreszcie TO zrobiłem. Po tygodniach wyczekiwań na długi, niezakłócony niczym wieczór. Obejrzałem finał LOST. A długi wieczór rzeczywiście był niezbędny – finał trwa dobre 2 godziny… Nieco to smutne w sumie, bo to ostatni odcinek ostatniej serii i choć wielu zazdrosnych nazywało ten serial Modą na Sukces, to część dalsza się nie szykuje. No chyba że jakiś spinoff (Hugo i Ben oraz ich Hotel na Wyspie) ;)
Finał nieco mnie rozczarował, choć rozczarowanie to po głębszym zastanowieniu wydaje się zupełnie nieuzasadnione. Otóż spodziewałem się dowiedzieć wszystkiego. Ale czy jest szansa na dowiedzenie się wszystkiego w takim serialu? Przeciez to nie Majka, ani Barwy Szczęścia… No właśnie. Ale może najpierw trochę o samym serialu, szczególnie dla tych którzy go nie oglądali. Musze coś napisać, bo chcę teraz przyznać, że to chyba najlepszy serial jaki w ogóle oglądałem. I patrząc na wyniki oglądalności nie jestem w tym odosobniony :)
Przede wszystkim na wyróżnienie zasługuje fakt, że całe 6 sezonów to właściwie jedna historia. Z początkiem i końcem. Ba, z ostatnią sceną bardzo, bardzo podobną do pierwszej :) Oczywiście po drodze dzieje się bardzo dużo, występują tysiące pobocznych historii, jednak wszystko stanowi jedną całość i przypomina mi bardzo skomplikowany mechanizm. Nie raz w serialu natrafiamy na sceny i wątki które każą nam myśleć, że nie rozwijał się on zupełnie swobodnie, tylko był zaplanowany od pierwszego odcinka. I to jest prawde mówiąc fascynujące.
Pierwszy sezon jest mocno “robinsonowy”. To po prostu historia rozbitków z samolotu, którzy próbują ułożyć sobie życie na tropikalnej wyspie. Poznajemy ich losy, oraz – dzięki retrospekcjom – ich życie sprzed katastrofy. I ten schemat odcinka (przez niektórych wyszydzany, prawda Soo? :P) okazuje się bardzo potrzebny. Tło każdego bohatera jest ważne – to na prawdę postaci z krwi i kości, nieszablonowe, co więcej zmieniające się razem z serialem. Początkowe tempo narracji zostaje w późniejszych sezonach zaburzone – pojawiają się przebitki z przyszłości, później podróże w czasie, czy nawet przebitki z rzeczywistości alternatywnych. Pojawia się mnóstwo pytań, większość z nich bez odpowiedzi lub z małymi podpowiedziami.
I choć nadal nie rozumiem wszystkiego (choć w necie można znaleźć sporo teorii na temat o co chodzi) to muszę przyznać, że chyba podczas żadnego ze 121 odcinków nie chciało mi się wyłączyć telewizora, czy nawet zajmować się równolegle czym innym (np Facebookiem :) Ba, na początku oglądaliśmy po kilka odcinków na raz, zna osoby które zarywały całe noce, bo od akcji po prostu nie można było się oderwać…
Pojawiają się zarzuty “przekombinowania” serialu. Ale jak powtarzam – to nie są Barwy Szczęścia, ani nawet Miami Vice… Ten serial MIAŁ być tak skomplikowany od samego początku. Basta.
Nie ma w nim też wielu dziur logicznych czy nieścisłości, tak choćby jak w Heroes, w których zmiany stron niektórych przyprawiały mnie momentami o ataki nudy i chęci wyłączenia TV… Tu jeśli coś się nie zgadza to pewnie jest to niedopowiedziane, a może my czegoś nie rozumiemy? A to nietrudne, bo jak mówiłem wątków i założeń jest sporo.
Zdradzać więcej nie będę, bo nie chcę spoilować. Ja na pewno kupię wszystkie 6 sezonów na Blu Rayu i kiedyś obejrzymy to jeszcze raz. I jestem pewien że wtedy dopiero zrozumiem ileś spraw.
A teraz dla tych, którzy chcą streszczenia, lub może wyjaśnienia całości w 3 minuty:
Enjoy :)