Dawno, dawno temu, stałem na kolejnej uroczystości Ku Pamięci. Nie wiem do końca jaka to była okazja – wszystkie te uroczystości zlewały się w jedną całość. Każda wyglądała tak samo – smutno, dramatycznie, z pompą. Znicze, wieńce, marsze, smutek. Ja byłem harcerzem i udział w takich uroczystościach był niejako wpisany w program tego co robiliśmy. Nie za często, woleliśmy uciekać do lasu i smażyć mięso na gorącym kamieniu, ale jednak takie uroczystości były normą. Marzyłem wtedy o jednym – o tym, byśmy potrafili obchodzić te święta nieco inaczej. Jak Amerykanie na 4 lipca. Albo Szwajcarzy na 1 go sierpnia.
I doczekałem się. Obserwuję kolejne obchody Powstania Warszawskiego i widzę, że ze smutnym, pełnym jedynie emerytów świętem nie ma to nic wspólnego. Tylko… czy to poszło w dobrym kierunku? Chyba nie do końca.
Nie oceniam Powstania. Nie potrafię. Nie jestem w stanie oddzielić u siebie oceny racjonalnej od emocjonalnej, nie wiem co zrobiłbym wtedy, zresztą to są takie akademickie dyskusje, które niczemu nie służą. Fakt jest faktem – zginęło mnóstwo osób, a większość dzisiejszych “oceniaczy” zesrałaby się ze strachu na odgłos pierwszego strzału. Była to śmierć bohaterska, należy im się cześć. Ginęli, bo chcieli żyć tak jak my. Tu i teraz.
Jeszcze jako harcerz, a potem instruktor harcerski buntowałem się strasznie przeciwko hołubieniu wojny. Wojna była koniecznością, oni nie chcieli ubierać się w moro, czy raczej bure swetry i strzelać. Chcieli chodzić do kina, na randki nad Wisłę i na rower z kumplami. Wojna to nie wesołe pif paf, to nie strzelanina z paintballa po której idziemy z kumplami na piwko. To nie zabawa z ASG, to nie film sensacyjny który oglądamy jedząc chipsy na wygodnej kanapie. To straszliwa tragedia, śmierć, głód, zniszczenie. To zgwałcone kobiety i wymordowane dzieci. Dlatego tak bardzo nie lubię zabawy jej konwencją.
Kult Powstania poszedł chyba w złym kierunku. Pewnie chciałbym, aby było nieco wzniośle, choć także wesoło. Wesoło, że żyjemy w wolnym mieście, które rozwija się z roku na rok. I w wolnym – coby ektremiści nie mówili – kraju. Rozumiem to, że Powstanie i inne walki przeniosły się do popkultury. Bardzo dobrze. To pozwala je zbliżyć. Komiksy, filmy to wszystko trafi do młodych ludzi lepiej niż tablica informacyjna w jakimś muzeum. Ja sam miałem duży problem, czy robić koszulki z motywem powstańczym – z jednej strony staramy się pomóc ludziom wyrazić swoje emocje, z drugiej nie chcemy jakoś specjalnie akurat na TYM zarabiać. W końcu wypuściliśmy koszulki za symboliczną cenę 19,44 zł, coby pokryć choć podstawowe koszty.
Ale w tym roku nawet ich specjalnie nie promowałem. Zniesmaczyłem się tym co się dzieje wokół Powstania. Poszło to chyba za daleko. Kolekcja ubrań inspirowana Powstaniem? Ze śladem po kuli na sercu? SERIO? Czekam na okolicznościowego burgera Mięso Rannego i Lemoniadę Sanitariuszki.
Wierzę, że da się obchodzić Powstanie bez robienia z tego drugich Krupówek – właśnie kultura zakopiańska, a raczej jej plastikowa parodia serwowana turystom jest dla mnie kwintesencją kiczu.
A może przesadzam? Może nie ma innej drogi? Może jestem po prostu zgorzkniałym staruszkiem? Pomóżcie.