“A miało być tak pięknie…” że zacytuję klasyków. Miało. A wyszło jak zwykle.
Mowa oczywiście o nowym serialu TVN – “Naznaczony”. Głośno w mediach, trailery, opinie krytyków. Prawdę mówiąc nie rozbudzałem w sobie zbytnich nadziej – po pierwsze znam (jak my wszyscy) polski przemysł filmowy, po drugie już w trailerach parę rzeczy zaczęło mnie razić. I wszystkie moje obawy okazały się niestety prawdziwe.
Zawsze zastanawiało mnie co myśli reżyser filmu który jest fuckin’ far away od bycia wspaniałym. Czy zdaje sobie sprawę że to szit, czy może łudzi się że jednak to coś hitem będzie. Ja – w sumie przecież amator zupełny – juz na planie filmowym powiedziałbym: “halo, halo, albo robimy to inaczej, albo ja w tym nie biorę udziału”. A to przecież zazwyczaj ludzie po szkołach filmowych, dziesiątki ludzi. No dobra ale o co konkretnie chodzi?
Po pierwsze konstrukcja odcinków. Każda osoba oglądająca choć kilka seriali, nawet tych z gatunku brazylijskich telenowel, wie dobrze że aby serial dało się oglądać, musi w nim występować co najmniej kilka wątków przeplatających się co kilka minut. Tu niestety pojedyńczy wątek (a w sumie w odcinku są może maksymalnie dwa) ciągnie się nawet przez 15 minut. “Aż się chce wyjść z kina” – czy nic się nie zmieniło od czasów satyry inżyniera Mamonia?
Po drugie gra aktorów. Tu jestem trochę zdziwiony, bo przecież dobrych aktorów jest ci u nas dostatek. I też nie wszystkich krytykuję – jest świetny Andrzej Grabowski, jest też największa nadzieja polskiego kina – Julka Wróblewska. Ale jest też niestety główna postać serialu, czyli niejaki Ciemny Typ (diabeł, zły, kto go wie) grany w taki sposób, że pamiętani przez starszych czytelników Pi i Sigma wydają się być mistrzami gry aktorskiej.
Zastanawiam się czy polskim aktorom nie wystarczyłby jakiś jeden, porządny, obowiązkowy wykład mówiący im “Moi drodzy, fantasy, science fiction, czy inne tego typu filmy to NIE SA BAJKI DLA DZIECI”. Bo jak na razie prawie każdy dubbingowany film, każda tego typu rola, nie wspominając już o dubbingu gier komputerowych po prostu śmierdzi Gargamelem i Smerfami.
Po trzecie rendery. Kurczę, nie tłumaczmy się małym budżetem. To serial TVN a nie TVP, ani tym bardziej WOT. Dlaczego więc sceny morskie wyglądają jak robione 3DS Maxem 10 lat temu? Rozumiem, że nie starcza budżetu na benzynę do helikoptera (scena nad Helem kręcona jest z helikoptera), ale nie można było z niej zrezygnować i nakręcić w realu scen morskich? Masakra.
Co prawda intro było obiecujące, ale okazało się że to tylko jedna animacja (obciągnięta z “Katedry” – te wystrzeliwujące pseudoflorale).
Więc jak to mówił Bradd Pitt w “Fight Club” – czy wariat wie że jest wariatem? Czy twórcy filmu wiedzą że wypuszczają szita?
A przecież czasem można dobrze, Pitbull był całkiem spoko, pierwszy sezon 39,5 tryskał humorem. Więc czemu, czemu? Czy potrafimy tylko robić nędzne komedie romantyczne?