W listopadzie tego roku miną 3 lata od momentu, który dla wielu osób był kompletnie niewyobrażalny. Od momentu, kiedy PiS wrócił do władzy. Wrócił, zagarnął dla siebie więcej niż kiedykolwiek i co ważniejsze wcale nie zamierza słabnąć. Z każdym dniem, z każdym sondażem tysiące, a nawet miliony Polaków zadają sobie pytanie – jak to w ogóle jest możliwe? Choć prawdę mówiąc gdy patrzę na wypowiedzi twardego elektoratu PO, różnej maści wielkomiejskich liberałów i samozwańczej “elity intelektualnej” mam wrażenie, że nikt tak naprawdę nie próbuje sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Ja próbowałem. Próbowałem od samego początku. Dla mnie też był to spory szok i prawdę mówiąc zdałem sobie sprawę iż wcześniej bagatelizowałem to co się dzieje, żyjąc rzeczywistością podziału sprzed dekady – na światłych europejczyków i moherowe berety. I choć nigdy nie należałem do specjalnie twardego elektoratu platformy, to głosowałem na nią z rozsądku jak wielu z nas nie widząc tego co realnie się działo. Odpowiedzmy sobie więc na elementarne pytanie:
Dlaczego?
Szykowałem się do tego tekstu dość długo, przez ten czas także we mnie zachodziły pewne zmiany, ale jako, że minęła już prawie cała kadencja, czas pytanie
“Dlaczego PO przegrało”
zarysować nieco mocniej i dosadniej, a mianowicie
“Dlaczego jest 2018, a PO nadal jest w ciemnej dupie?”.
Otóż drodzy Państwo, istnieją dla mnie co najmniej trzy powody takiej sytuacji. Ale zanim je wypiszę, chciałbym jasno zaznaczyć na samym starcie – nadal pod większością względów o wiele dalej mi do PiS, niż do PO, szczególnie pod względem światopoglądowym. To nie jest tak, że wygrali tylko dzięki porażce PO, czy szeroko rozumianej opozycji. Było w tym mnóstwo manipulacji, populizmu i grania na kompleksach Polaków. Mnóstwo cynicznego wykorzystywania narodowych strachów, budowania mitów i innych paskudztw. Ale nie chciałbym dzisiaj pisać o tym, czego nie lubię w PiS, bo to zupełnie inny temat. Dlaczego PO przegrało i nadal nie może się podnieść?
1. Nie umio w internety
Kiedy latem 2015 roku Bronek Komorowski pewien swojej reelekcji brylował w radiu, czy telewizji, konserwatyści krok po kroku przejmowali internet. Ten sam internet, który dekadę wcześniej tworzył memy o moherowych beretach i ojcu Rydzyku. Bo przez tę dekadę to właśnie internet stał się najważniejszym medium. Nie twierdzę, że była to tylko jakaś zmasowana akcja zaplanowana przez samego Jarosława Kaczyńskiego, było tam też sporo głodu prawicy (dwie dekady dość liberalnej światopoglądowo władzy musiało taki głód wzbudzić, to wahadło zawsze tak działa), ale mimo wszystko szeroko rozumiany obóz konserwatywny działał tak dość sprawnie. Tak, nagle nawet Kwejk, czy Demotywatory stały się areną walki ideologicznej. A rok 2015 to kulminacja ścierania się dwóch ideologii.
Przypomnę krótko, że półtorej dekady od upadku komunizmu na scenie politycznej ścierały się głównie siły post-solidarności z post-komunistami i to właśnie ten podział definiował scenę polityczną. Wraz ze sławetnym upadkiem POPiS-u i zmarginalizowaniem SLD (które trwa do dziś) na pierwszy plan wyszedł inny podział, o wiele tragiczniejszy i o wiele bardziej zarysowany, a może nawet dorysowany. Podział między konserwatystami (stającymi się coraz bardziej socjalnymi gospodarczo, ale o tym za chwilę), a wielkomiejskimi liberałami.
Na naszych oczach pojawiła się dość nagle bardzo silna kontestacja wszystkiego w co przez ostatnie dwie dekady dość mocno wierzyliśmy – od wartości europejskich, przez wałęsowską solidarność aż po sukcesy Donalda Tuska. Siła z jaką ta nowa siła wbiła się na scenę była niesamowita i przerażająca. Jeszcze dziesięć lat temu osoby wypowiadające się w tym tonie w internecie były jakąś ciekawostką, dziś właściwie nie ma możliwości, by w jakiejkolwiek dyskusji nie pojawił się TW Bolek, mówienie o tym, że Tusk działa w interesie Niemców, że Unia nas okrada, a Geremek i Bartoszewski byli zdrajcami. Teorie spiskowe weszły na główny ring i bez pardonu zaczęły zdobywać przewagę.
Nie chciałbym teraz mocno się nad nimi pochylać, chciałem tylko jasno pokazać, że z drugiej strony… nie pojawiło się praktycznie nic.
Przez całe lata dwukadencyjnej świetności PO, nie robiła ona praktycznie nic w miejscu w którym toczy się dziś debata publiczna. Miałem wrażenie, że obóz liberalny zatrzymał się w momencie gdy internet oznaczał “stronę wu wu wu”. Brakowało mi strasznie i brakuje nadal systematycznego zbijania mitów i wyjaśniania mechanizmów. Prostym językiem, zrozumiałym dla zwykłych ludzi.
To wszystko zbiegło się z erą fake newsów, która zupełnie pozamiatała. Dziś połowa Polski żyje w zupełnie innej rzeczywistości informacyjnej, a gdy PiS przejął jeszcze brakującą telewizję, obraz się dopełnił. PO przez ten czas zdążyło się nauczyć w memy – swoją drogą często błędne i dość żenujące w swoim przekazie. O nowopowstałej opozycji w stylu Nowoczesnej nawet nie będę mówił – dokonali oni samozaorania jeszcze zanim urośli w siłę, w dużej mierze także dlatego, że nie potrafili zupełnie “w internety”.
Może się mylę, ale jest rok 2018 i PO nadal nie robi NIC. W sumie to nie wiem czy tylko w sieci, czy także w rzeczywistości. Nie widzę formowania gabinetu cieni, nie widzę nigdzie sensowego tłumaczenia dlaczego rozwiązania PiS są złe (jeśli uważają, że są). NIE PAMIĘTAM ŻADNEJ WYPOWIEDZI GRZEGORZA SCHETYNY, KTÓRĄ MOŻNA ZACYTOWAĆ. Jakiegoś hasła, myśli przewodniej, cokolwiek. Rozumiecie? Żadnej!
Obecna opozycja jest jak przeciwnik w grze, w której uruchomi się kody.
Przeciwnik, który nawet nie zabiera ci energii. To jest żenujące. Przy budżetach jakie przewijają się w polityce i kosztach działań social media (które znam) fakt, że nie ma dobrych agencji to ogarniających po stronie PO jest czymś niewiarygodnym.
Czy Putin się w to miesza?
Moim zdaniem tak. Nie wiem na jaką skalę, ale to dość oczywisty element wojny informatycznej. Nie polega ona dziś jedynie na hakowaniu systemów bezpieczeństwa – są całe rzesze rosyjskich twórców treści, którzy zasrywają polski internet różnymi treściami i komentarzami. Zresztą nie tylko polski. Czasem to dość oczywiste, nie potrafią nawet użyć odpowiedniej składni i widać w tych wypowiedziach rusycyzmy. Putinowi bardzo na rękę wszelkie zaostrzone prawicowe nastroje, bo to oznacza słabsza Europę.
Słowem – dopóki PO i okolice będą dalej tkwili w rzeczywistości telewizji śniadaniowych, dyskusji w TOKFM i stron wu wu wu, a nie social media, nic tu nie drgnie.
2. Afery
Drugi dość ważny filar porażki, to realne afery, w których PO brało udział i z których nie potrafi się rozliczyć. I znowu – jestem pewien, że PiS nie jest święty, co widać choćby po skali obsadzenia swoich ludzi we wszystkich możliwych spółkach, czy też po przekrętach na choćby SKOK-ach. Ale kaman – PO kompletnie nie potrafi odcinać się od nich i działać PR-owo. PR-owo robi to lepiej leciwy już Jarosław Kaczyński. Wokół smrodu związanego z reprywatyzacjami w Warszawie nadal dzieje się dużo, nadal nic do końca nie wiadomo i nadal nie ma jasnego odcięcia się PO od tej sprawy, a może przyznania się do błędów. To znaczy znowu – może to gdzieś jest, ale skoro do osoby tak mocno siedzącej w sieci jak ja nic nie dociera, to znaczy, że jest z tym słabo.
Nie mam możliwości porównania skali przekrętów, czy afer za obu ekip, ale wiem jedno – dziś rzeczywistością jest to o czym się mówi, a PO ciągle przegrywa wojnę informacyjną.
3. “Elyta i plebs”
Ale prawdziwy podział Polski siega dziś nieco głębiej i przebiega wokół innej osi niż osie dotychczasowe. Podział ten jest wzmacniany przez PiS i konserwatywne okolice, bo jest im po prostu na rękę. Jasne podziały na białe i czarne, dobrych i złych zawsze łykane sa łatwiej przez masy ludzkie. Problem w tym, że PO i całe rzesze ich zwolenników nadal jego nie dostrzegły.
Przez lata mieliśmy w głowie podział na lewicę i prawicę i nadal próbujemy wtłoczyć weń rzeczywistość, choć jak już pisałem nie ma to dzisiaj w Polsce sensu. Dziś wszystko się przebiegunowało i większość prawicy zaczęła mieć socjalne poglądy, a większość lewicy zaczęła mieć poglądy wolnorynkowe (choć nadal istnieje marginalna tradycyjna lewica i prawica, ale o tym we wspomnianym tekście).
Pierwszy podział, który istniał od dłuższego czasu to podział konserwatywno – liberalny. To oczywiście nie jest podział zerojedynkowy, a nawet i nie jednoosiowy, ale rządzący starają się bardzo tę jego zerojedynkowość zaakcentować. To zresztą podział istniejący w każdym chyba społeczeństwie i nie ma co się nad nim specjalnie rozwodzić. To dość oczywiste, że bardziej konserwatywne osoby zagłosują raczej na PiS niż na PO, a te o poglądach liberalnych i mocno proeuropejskich na PO (choć i ono prawdę mówiąc wcale nie jest zbyt światopoglądowo liberalne, ale takie już mamy społeczeństwo).
Drugi jednak podział, który wychodzi coraz bardziej na światło dzienne to podział gospodarczy, który powoli przekształca się w podział KLASOWY. I ten właśnie podział jeszcze mocniej dzieli dziś scenę i powoduje mocne samozaoranie się PO i wszelkich innych rzesz skupionych wokół KOD-u i okolic. To podział w dużej mierze podtrzymywany przez wielkomiejskie elity zaszokowane tym, że “prosty lud” odważył się przejąć władzę. To podział, który wychodzi w każdej dyskusji w której panowie i panie z dużych miast psioczą na “Dżesiki i Brajany żyjące z 500+”. To podział, który pokazuje wyraźnie, że nasze proeuropejskie elity nie zauważyły jednej bardzo ważnej rzeczy:
Zachodnia Europa jest o wiele bardziej wypłaszczona. I o wiele bardziej wyprana z klasowej pogardy.
Nasi wielkomiejscy dorobkiewicze zachowują się często jak nuworysze i zapominają jako wół, jak cielęciem byli. Oni lub ich rodzice. Pogarda dla “plebsu” okazywana jest na każdym kroku i prawdę mówiąc podczas żadnego mojego pobytu za granicą nie spotkałem się z takim klasizmem jaki obecnie panuje w Polsce. A PO i ich twardy elektorat za cholerę nie są w stanie zrozumieć, że to co się dokonało w 2015 można zaliczyć do pewnego rodzaju rewolty “dołów”. Nie chcę teraz samemu wpadać w ton klasistowski, ale istnienie klas społecznych JEST faktem i nie będę temu zaprzeczał. Poszliśmy mocno naprzód jako Polska, ale przez 25 lat wolności panowało dość mocne prawo dżungli, które spowodowało, że co silniejsi i ci z większym kapitałem (także intelektualnym), a także ci którzy mieli więcej szczęścia zaszli znacznie więcej niż inni. I znowu przyciągnę tym stwierdzeniem rzesze korwinistów mówiących że tak jest sprawiedliwiej, ale nie chcę teraz wchodzić tu w dywagacje – pojęcie sprawiedliwości i wartości to wszystko rzeczy względne wytworzone w naszych umysłach. Tak, mnóstwo ludzi doszło do tego ciężką pracą i nie zamierzam tego bagatelizować. Ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż “jak się weźmiecie do roboty to będziecie bogaci”.
Fakt jest jeden – “doły” się wkurwiły. A “elity” muszą zrozumieć, że takie wkurwienie dołów, jak spojrzeć na historię, zawsze prowadzi do rewolucji.
Zachód jest wypłaszczony. O wiele bardziej wypłaszczony. Czy to Skandynawia, czy Holandia – managerowie wcale nie zarobią dużo więcej niż u nas, zawody położone niżej w hierarchii – o wiele więcej. Tak to jest zbudowane i tak właśnie tam działa. Nie da się przecenić roli kapitalizmu w budowaniu światowego prosperity, to właśnie on spowodował, że dzisiejsze imperia są imperiami, ale nie da się zbudować dziś trwałego i szczęśliwego społeczeństwa tak mocno dzieląc je na “góry” i “doły”. I nie mówię o dzieleniu jako określaniu stany faktycznego. Tylko o żmudnej pracy u podstaw, redystrybucji i wyrównywaniu szans. Czyli czymś, czym Europa para się od lat.
Wygłodzony socjalu elektorat, elektorat kraju w którym lewica od dawna nie istniała (lub była mało lewicowa jak SLD) dostał nagle socjalną gospodarkę (ostatnie wypowiedzi Morawieckiego oraz powoływanie się na Piketty’ego chyba nie pozostawiają już złudzeń) dostał socjalny program gospodarczy, opakowany w konserwatywne opakowanie – Orzeł Biały, Żołnierze Wyklęci, mit smoleński, wstawanie z kolan. Czyli wszystko to pięknie zagra na strunach naszych kompleksów narodowych. Czy mógł tego nie łyknąć?
Pół – europejczycy
Nasz proeuropejski elektorat patrzył i nadal patrzy na zachód z klapką na jednym oku. Widzi postępowe społeczeństwo, widzi postępującą laicyzację, widzi otwarcie na inne kultury. Ale gospodarcze oko jest całkiem ślepe i nie widzi, że zachód już dawno odszedł od neoliberalnej utopii, jaką zaserwowano nam w latach 90. Że redystrybuuje dochód, że mocno wyrównuje szanse. Że nasz “paskudny 500+” w takiej czy innej formie istnieje w większości krajów europejskich. Że tamtejsze “Brajany i Dżesiki” nie są aż tak bardzo wyszydzane przez góry. Że w tych krajach często kasjerka i manager mieszkają obok siebie, w podobnych mieszkaniach i zapraszają się wzajemnie na grilla.
Nikt u nas oczywiście otwarcie nie przyzna się do klasizmu, ale drzemie on dość mocno, szczególnie wśród tych, którzy wspięli się na górę (cokolwiek ona znaczy) stosunkowo niedawno.
Zakończenie
Dziś ujrzałem wpis kandydata na prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego. Kandydata startującego w 2018 roku, trzy lata po porażce PO. Trzy lata możliwego wyciągania wniosków i budowania strategii. Wpis wygląda tak:
Nosz kurwa mać. Nie mam innych słów. Widzieliście komentarze? Złoto.
MIELIŚCIE TRZY LATA. Trzy zmarnowane lata. I nic się nie nauczyliście. Ja rozumiem, że to Warszawa i wielkomiejski elektorat. Ja rozumiem, że trzeba zabłysnąć na tle “chłopaka z bloków” jak przedstawia się Patryka Jakiego. Ja też bardzo nie chciałbym, żeby PiS przejął Warszawę, bo jest tam dużo ideologii moim zdaniem szkodliwych dla miasta (jak ponowne oddawanie go samochodom). Ale serio w 2018 nadal myślicie, że wywyższanie się ze swoją elitarnością to droga do sukcesu?
Oczywiście do takich wpisów zlatują się wszyscy wannabe intelektualiście, nawet ci którzy Gombrowicza to tylko z bryków i zachwycają się nad swoją zajebistością. PO, Sabo, nie tędy droga!
Nauczcie się internetu.
Wyprostujcie afery.
I zauważcie wreszcie, że klasizm pasuje bardziej do XIX wiecznego imperium kolonialnego niż do państwa aspirującego do bycia elitą europejską w 2018 roku.
Bo przez takie żałosne zaniedbania wprowadzicie rzesze ksenofobów, rasistów, szowinistów i narodowców, bo ludzie nieidentyfikujący się zupełnie z waszym “trą dupą o trotuar” wybiorą tamtą opcję.
Wake up, Peo.