Cześć. Jeśli cierpisz na przypadłość zwaną tl;dr lub po prostu masz ważniejsze rzeczy na głowie, to kliknij tutaj, aby przeczytać wersję skróconą. Jeśli zaś masz chwilkę to zapraszam do lektury :)
A więc rewolucja! Totalna. Nie robiłem żadnej blogowej rewolucji od 2,5 roku, czyli bardzo bardzo długo. Nad tą myślałem przez kilka miesięcy – pytałem, obserwowałem, myślałem. Oczywiście kiedyś może okazać się, że była bez sensu, ale… po kolei, wszystko po kolei.
Moi starsi stażem czytelnicy pamiętają, że miałem kiedyś sporo blogów. To powodowało pewne zamieszanie (szczególnie na blogerskich imprezach gdzie w formularzach było miejsce na tylko jedną nazwę bloga), ale było w tym sporo sensu. Otóż jestem człowiekiem renesansu i zawsze chciałem pisać na wiele tematów. I po prostu logiczne wydawało mi się pisanie o tych różnych rzeczach w różnych miejscach. Trochę na wzór prasy – zazwyczaj w prasie o gadżetach nie ma artykułów o psach i rodzinie, i vice versa. Ale trochę mnie to przerastało – pisałem mało, nieregularnie i skutkowało to czasem jedną notką na miesiąc. Byłem też mało znany (nie to, że teraz jestem w telewizji śniadaniowej :D) i trzeba było powiedzieć światu kim jest GÓRECKI.
W 2013 roku postanowiłem więc połączyć moje blogi w jeden, pod nazwą michalgorecki.pl. Wylądował tam mój blog społeczny, mój blog o marketingu i mój blog geekowski. Zostawiłem z wielu powodów osobno bloga o parentingu i podróżach (mikemary.pl) i… obserwowanie jego było właśnie jednym z zalążków nowego pomysłu w mojej głowie.
I. zmiana nazwy
Pierwsza myśl, która kołatała mi się po głowie to fakt prowadzenia bloga pod nazwiskiem. W momencie połączenia wszystkiego zdecydowałem się na taki ruch i w sumie był on dość dobry. Chociaż jak każda decyzja taki ruch “ma plusy dodatnie i plusy ujemne“ ;) Zauważyłem, że blogi generalnie mają trzy rodzaje nazw:
- Blogi, których nazwą jest pseudonim lub inne określenie autora (Segritta, Kataryna, Kominek, Szarmant, Mr Vintage, Fashionelka)
- Blogi, których nazwą jest pewne miejsce, lub inne abstrakcyjne określenie (Jak oszczędzać pieniądze, StayFly, ZombieSamurai, MamyGadżety, Zabij Grubasa)
- Blogi, których nazwą jest imię i nazwisko autora (paweltkaczyk.com, tucholski.eu, hatalska.com)
Pisanie bloga pod nazwiskiem ma jedną niezaprzeczalną zaletę – w sposób dość jasny i klarowny buduje markę osobistą. Nie da się nie znać autora, znając nazwę bloga. No właśnie – markę osobistą. Ja prawdę mówiąc zawsze podchodziłem do tego z dużym dystansem – nie jestem osobą, która w jakiś bardzo przemyślany sposób buduje swój wizerunek w sieci. Piszę co myślę, yolo. Nie piszę, aby coś osiągnąć, piszę, bo mam taką potrzebę. I może właśnie z powodu tej marki, lub też z innych powodów, blogi pod nazwiskami prowadzą zazwyczaj osoby piszące o marketingu czy na inny wydzielony temat, budując swój profesjonalny wizerunek. Paweł i Natalia mają bloga o marketingu, Andrzej niedawno zmienił strategię, ale to nadal jest blog o konkretnej dziedzinie.
To trochę jak z nazwą firmy. Czasem nazwisko jest ważne – tak działają choćby kancelarie prawne. Częściej jednak marka tworzy jakąś fabularną opowieść. I to właśnie jest dla mnie ta duża różnica – blog pod nazwiskiem jest trochę jak film dokumentalny. Blog pod nazwą pozwala wykreować choć trochę magii, klimatu, ma to „coś“.
I tak sobie dywagowałem na ten temat i zastanawiałem, czy zmieniać nazwę, czy nie, aż w końcu przyszła do mojej głowy druga decyzja, która pomogła mi podjąć tę pierwszą.
II. Podział
Od początku połączonego bloga miałem trochę problemów z kilkoma sprawami.
Po pierwsze z grupą docelową. Interesuję się wieloma rzeczami, piszę na różne tematy. Mało który czytelnik interesuje się dokładnie tym samym. Wyobraźmy sobie bloga rzeczywiście o wszystkim – albo na przykład takiego, na którym piszę o grach komputerowych i tacierzyństwie. Jest oczywiście jakaś grupa docelowa tegoż, ale w większości blogi parentingowe czytane są przez kobiety w wieku ok 30 lat, a blogi o grach raczej przez facetów i to niekoniecznie 30 letnich. Dodajmy do tego pisanie o polityce, czyli znowu podział na jakieś co najmniej dwa obozy. I tak dalej. I ja to czułem, bo na fanpage stworzyłem społeczność, która reagowała tylko na tematy „ciężkie“, społeczne, poważne. Gry, czy inne tego typu sprawy właściwie prawie nikogo nie obchodziły. A mam przykład z Mikemary.pl, że tematyczny blog i tematyczna społeczność to zupełnie inny poziom interakcji, czy dyskusji. Szczególnie na Facebooku, gdzie każdy brak interakcji = mniejszy zasięg postu.
Po drugie – trochę nie czułem takiego konglomeratu. Teoretycznie takie blogi mają sens, bo rzeczywiście wielu blogerów pisze na każdy temat (tak zawsze robił Tomek Tomczyk, Paweł Opydo czy Janek Favre). Ale one rzeczywiście mimo wszystko trzymają się pewnego stylu treści, a ja po prostu zacząłem pisać trochę zbyt „szeroko“. I nie pomogło mi nazywanie tego wszystkie „lifestylem“ jak to niektórzy czynią – nie, to nie miało z tym nic wspólnego.
Dotarło to do mnie wtedy, gdy zacząłem pisać o sprawach związanych z uchodźcami – po prostu nie wyobrażałem sobie tego, że pomiędzy dwie notki na tak ważny temat wplotę sobie nagle „a teraz test hulajnogi!“ albo „a teraz mój ulubiony drink!“. No nie, po prostu nie potrafię. Ciągle gdzieś tam czułem w mojej głowie linię podziału pomiędzy tematami ciężkimi, społecznymi, a lekkim lifestylem i tym jaki jestem na codzień – bo czytając te moje ciężkie dosadne teksty, ktoś mógłby pomyśleć, że to właśnie cały ja. A tak nie jest! :D Dlatego podjąłem decyzję o wyjęciu tych “ciężkich” temtów do osobnego bloga.
Po trzecie – mocne opinie i antagonizowanie. W tekstach światopoglądowych i okołopolitycznych zawsze wyrażam swoją opinię dość dobitnie i mocno. Nie wszystkim musi to przypadać do gustu, nie wszyscy muszą się zgadzać, nie zawsze to jest fajne i przyjemne. A nie chcę koniecznie wprowadzać takiej atmosfery na całym blogu, bo przecież można na spokojnie pogadać o nowej grze, hulajnodze czy dobrym whisky. Podobno bloger musi być wyrazisty i ja chyba nie mam z tym problemu, ale uwierzcie mi – lepiej mi będzie, gdy wyjmę to przed nawias. Po prostu.
Ciach!
Powstał więc w mojej głowie podział bloga na dwa.
Pierwszy blog na którym pisałbym właściwie tylko na tematy, które znajdowały się w kategorii „Świat“, czyli moje obserwacje rzeczywistości i często psioczenie na nią oraz „Człowiek“, czyli to samo, ale wgłąb człowieka. Po namyśle dorzuciłem jeszcze książki i ich recenzje, które jakoś lepiej chyba będą czuły się w tym poważnym towarzystwie. Blog mający układ czysto blogowy, gdzie ważny jest tekst i tylko tekst. Czasem nawet bardzo długi. Blog dla nieco starszych, blog poważniejszy. I gdy zastanawiałem się nad nazwą, przyszła mi z pomocą moja niezastąpiona żona, która powiedziała, że przecież wystarczy reaktywować nazwę, której używałem od 2009 roku, czyli Subiektyw.me. Oddaje ona mocno też charakter tego bloga – mocno subiektywne opinie na temat otaczającej nas rzeczywistości. Nie będę pisał na nim zbyt często, ani regularnie – wtedy kiedy będę miał ochotę i czuł potrzebę. Nie chcę na nim także prowadzić specjalnie współprac, chyba, że będą rzeczywiście „w klimacie“ i będą miały sens. Ustawiłem też dość zaporową cenę, by raczej ich nie było ;)
Acha, cała moja społeczność fanpage michalgorecki.pl ląduje właśnie na Subiektywie.
Drugi blog. Co z tym co zostało? Wyzwolony od „ciężkich“ tematów stary blog też musiał przyjąć jakąś nazwę. Tu pozostało wszystko inne – od gadżetów, przez popkulturę i wszystko inne. Taki trochę bardziej lifestylowy Netgeeks (kto pamięta?). Nad nazwą nieco myślałem, ale w sumie od dawna siedzi ona w mojej głowie i pojawia się w wielu hasztagach. Otóż ta moja główna natura ma jedno do siebie – nie chce do końca dorosnąć. I ci którzy mnie znają, wiedzą, że nie chodzi o jakiś syndrom wieku średniego, tylko o to, że całkiem specjalnie nie zabiłem w sobie do końca dziecka i bardzo to sobie chwalę. A więc Panie i Panowie:
Never-grow-up.pl
Oraz jego świeżutko założony fanpage. Na którym to nie poruszam żadnych ciężkich topików i na który przerzucam część komunikacji z mojego profilu prywatnego.
Wady
Wiem, że pewnie będzie opór, choć może nie aż tak duży jak przy wprowadzeniu śledzika ;) Ale zrozumcie – lubię zmiany i czasem po prostu chcę przetestowac różne rozwiązania. Być może się mylę, być może wrócę jeszcze do jednego bloga, ale wszystko wokół mnie wskazuje że „odchodzi się od tego“. W sensie – nawet youtuberzy tworzą czasem osobne kanały gdy chcą poruszać zupełnie inne tematy. Po prostu zrobiło się tam dla mnie zbyt szeroko i nie „banglało to“.
Jakie są wady takiego rozwiązania? Na pewno są. Po pierwsze będę musiał poświęcać na blogi więcej czasu. Po drugie będę czasem miał dylematy (jakie miałem dawno temu przy Subiektywie i Netgeeks) gdzie napisać notkę. Ale tak naprawdę nie jest to chyba olbrzymi problem, a chętni do czytania obu blogów spokojnie będą mogli czynić to nadal.
Tak więc witajcie w nowej rzeczywistości! I nie hejtujcie ;)
P.S. Sorry, Soo. Ale ogarniesz jakoś ten JEDEN blog więcej :P
Wersja tl;dr
Postanowiłem wydzielić ciężkie tematy z bloga, trochę nie leżały mi razem z lifestylem i całą resztą. W tym celu reaktywowałem starego bloga Subiektyw (subiektyw.me) i je tam wrzuciłem. Będę tam nadal pisał o świecie, moich spostrzeżeniach, czy zaglądaniu wgłąb siebie. Przenoszę tam moją społeczność z fanpage, która angażuje się głównie w takie dyskusje.
Obecny blog odchudzony o te tematy będzie teraz funkcjonował pod nazwą Never Grow Up (michalgorecki.pl) i będzie pełen radości, popkultury, gadżetów i innych rzeczy, które wypełniają moje życie :)
Moje stare notki (a jest ich już trochę, bo archiwum sięga 2008 roku) zostały w miarę sensownie rozdzielone.

#opinie #świat #społeczeństwo #człowiek #książki

#fun #lifestyle #internet #gry #sprzęt #popkultura