Wakacje, luksusowy hotel. Mało snobizmu, raczej ludzie, którzy chcą w spokoju odpocząć. Trudno oceniać mi ich po samym wyglądzie, ale biorąc pod uwagę ubiór i ceny w hotelu to raczej managerowie, dyrektorzy, czy właściciele firm. Restauracja hotelowa, dwuletnie dziecko zjada posiłek. A raczej jest mu on podawany przez mamę, gdyż dziecko wgapione w bajkę na telefonie zdaje się nie zauważać świata zewnętrznego. Nieopodal rodzina z dwójką dzieci. Chociaż prawdę mówiąc dzieci przy stole nie ma – przynajmniej psychicznie. Są w Brawl Stars – to taka gra w którą masową grają obecnie dzieciaki. Oczy wgapione w telefon, posiłek odsunięty w głąb stołu. Są przecież rzeczy ważne i ważniejsze. Rodzice obojętni, jakby nie było to dla nich żadna nowość.
Jestem wyczulony na takie sytuacje – pisałem o nich nie raz. Szczególnie gdy jestem gdzieś z dziećmi, czekam na tylko na ich spojrzenie mówiące wymownie “a oni mogą!”. Choć jeśli mam być szczery, to zdziwiłem się bardzo, bo były to tylko dwie takie sytuacje w ciągu całego tygodnia. Widziałem naprawdę mało dzieci przyklejonych do szybki telefonu – zwyczaj widuję ich znacznie więcej. Niestety.
***
“Wolna amerykanka” trwała u nas raptem dwa tygodnie. To był rok 2013, Franek skończył cztery lata, i jako dziecko bardzo pojętne szybko chwycił w ręce pada do konsoli i przeszedł próbną misję w grze LEGO. Jako doświadczony gracz i dumny tata zupełnie mu nie przeszkadzałem i byłem bardzo szczęśliwy z faktu, że rośnie mi w domu mały gracz. Duma niestety uciekła po tygodniu, gdy zauważyliśmy, że młody nie jest w stanie o niczym innym myśleć i nawet w przedszkolu mówi kolegom w co będzie grał. Złoty okres skończył się tak szybko jak się zaczął, a granie zostało zmniejszone do godziny w sobotę i w niedzielę, razem z nami.
Piramida Bezradności
To jest ciągła walka. Teraz, z trójką dzieci widzimy to bardzo. Szczególnie, że od tamtego czasu minęło 6 lat, które zmieniły na rynku cyfrowym dużo. Dziś widok dziecka z telefonem nikogo nie szokuje, a już czterolatki dostają swoje telefony czy tablety. Być może to ja jestem starym dziadem, który neguje postęp i w imię niewiadomo czego zabrania dzieciom spędzać czas jak spora część ich rówieśników? Bo nie oszukujmy się – w komentarzach zawsze czytam, że “to nie my!” przecież “tylko świadome rodzicielstwo!”, że nie ma mowy, że ograniczenia. Ale gdy rozejrzę się wokół, widzę, że u większości dzieciaków limitów albo nie ma, albo są niesamowicie duże. Jak w opowieści znajomego, który opowiadał o dziewczynie która siedziała non stop przy telefonie. Okazało się, że ma limit! 8 godzin dziennie.
Pierwsze piętro – świadomość
U podstaw ograniczania dzieciom dostępu do ekranów leży świadomość rodziców. Gdy poczytacie o tuzach tego świata, takich którzy pchają postęp cyfrowy do przodu, dowiecie się, że wszyscy dość mocno ograniczają swoim dzieciom dostęp do ekranów. Bill Gates już wiele lat temu – gdy jego dzieci były małe – w sposób stanowczy dawkował dzieciom dostęp do ekranu. Podobnie robi Elon Musk, podobnie robi mnóstwo prezesów, czy dyrektorów z Doliny Krzemowej. Z wielu względów o których by dużo pisać – to uzależnienie samo w sobie, to zapełnianie czasu w którym dziecko powinno robić inne rzeczy potrzebne dla rozwoju jego umiejętności motorycznych, manualnych, interpersonalnych. To ruch, którego u dzieci jest coraz mniej, to w końcu zabijanie innowacyjności która rodzi się u dziecka gdy się nudzi, gdy ani ekran, ani rodzic nie wypełniają mu każdej możliwej sekundy życia.
Drugie piętro – narzędzia
Na drugim piętrze leżą narzędzia. Bo gdy już masz świadomość, chcesz jakoś nad tym zapanować. Narzędzi jest niby coraz więcej – gdy już podejmiesz decyzję, że dziecko nie powinno spędzać zbyt wiele czasu przed ekranem, musisz jakoś tego dokonać. Owszem, najlepiej robić to w miękkie sposoby – rozmową, czy takim ułożeniem tygodnia, że właściwie nie ma kiedy tego robić. Ale nie oszukujmy się – to oczywiście nie zawsze działa. I nie z każdym dzieckiem. Dlatego mamy do dyspozycji coraz więcej mechanizmów zarówno po stronie systemów operacyjnych jak i zewnętrznych aplikacji. Sęk w tym, że działa to co najmniej średnio.
W dużej mierze dlatego, że te funkcje, czy limity wiekowe – czasem mam takie wrażenie – wprowadzane są tylko po to, by spełnić jakieś wymagania prawne, choć w rzeczywistości są absurdalne. Czy wiecie, że jeszcze do niedawna Google oficjalnie twierdziło, że nie ma problemów z dziećmi, na Youtube, bo… ich tam po prostu nie ma? Przecież jest jasny limit 13 lat, więc są tam tylko starsi? Gdy nałożymy na tę wypowiedź widok setek milionów dzieci na świecie przyklejonych do szybek telefonów, całość staje się absurdalna jak Monty Python. Dopiero niedawno, pod wpływem wieloletnich nacisków amerykańskiej komisji FTC, YouTube zaczął wprowadzać różnego rodzaju obostrzenia pod filmami dla dzieci, a także kazał twórcom jasno rozdzielać filmy na te dla dzieci i nie. Ale to ciągle mało.
Ostatnio próbowałem stworzyć dzieciom konto na PlayStation podając ich prawdziwe daty urodzenia. To wszystko dość skomplikowane, bo tworzenie kont dziecięcych wymaga zazwyczaj mnóstwa kliknięć i potwierdzeń, ale postanowiłem zrobić wszystko tak jak to powinno wyglądać. Jak duże było moje zdziwienie, gdy okazało się, że na stworzonym w ten sposób koncie, mój 10 letni syn nie może grać w Fortnite! W grę w którą gra mnóstwo młodszych dzieciaków, w grę, która moim zdaniem sama w sobie nie jest niczym złym (złe są inne mechanizmy uzależniające o których napiszę kiedy indziej). Serwer po prostu nie dopuszcza graczy w tym wieku, co powoduje tylko tyle, że dzieciaki po prostu zakładają konta z sfałszowaną datą urodzenia. Ja jako rodzic nie mam tu nic do gadania. Ot wylewanie dziecka z kąpielą.
Fałszowanie daty urodzenia jest dziś czymś normalnym i boli mnie także dlatego, że nie chcę uczyć dzieci kłamstwa w tak młodym wieku. Ale bez tego często nie mogą mieć dostępu nawet do miejsc do których pozwalam im mieć dostęp. Dziecko poniżej 13 roku życia nie może legalnie zainstalować praktycznie żadnego ze znanych komunikatorów, choćby po to by w dobie koronawirusa porozmawiać z rodziną, czy mieć kontakt z rodzicami za pomocą czegokolwiek innego niż tradycyjne, telefoniczne połączenie głosowe. Działa to trochę jak limit 40 km/h postawiony gdzieś na drodze szybkiego ruchu – mało kto będzie go respektował.
Ale ograniczanie treści to nie wszystko – bardzo brakuje narzędzi ograniczania czasu, choćby na takich platformach jak Netflix, czy HBO.
Ograniczenia więc niby są, ale są złe, często narzucone przez prawo, często nierealistyczne. Ale nawet tam, gdzie w miarę działają, wymagają od nas poświęcania na ich konfigurację mnóstwa czasu, którego zazwyczaj nie mamy.
Trzecie piętro – czas
Bo szczerze mówiąc ostatnią rzeczą nad którą chcę spędzać wolny wieczór, jest konfigurowanie limitów, wyjątków i innych możliwych scenariuszy korzystania z telefonu. Chciałbym, by to po prostu działało, ale to nie takie proste. Tym bardziej, że część dzieciaków będzie po prostu próbowała je obchodzić. My w sumie robiliśmy to samo – pamiętam dobrze gdzie Tata chował kabel do C64, a później kluczyk włączający klawiaturę PC. Tak więc nawet gdy mamy świadomość, nawet gdy znamy odpowiednie narzędzia, rozbijamy się o konieczność takiego skonfigurowania tych wszystkich systemów, żeby dzieci nie miały dostępu do treści do których mieć nie powinny, ale miały do tych do których dostęp mieć mogą. Tak, aby mogły komunikować się z rodziną, czy znajomymi, ale były odcięte od obcych. Tak, aby mogły wykonywać rzeczy szkolne, ale były przy tym odcięte od tego od czego odcięte być powinny. Tak, aby limity istniały, ale łatwo mogły być zmienione – gdy przyjdzie taka konieczność. I szczerze – mnie, geeka, byłego pracownika helpdesku IT, osobę, która skończyła ileś lat uczelni informatycznych, osobę żyjącą w świecie cyfrowym od ponad 30 lat, czasem totalnie to przerasta. I wyłączam wszystko lub wprowadzam złą datę urodzenia, choć boli mnie to bardzo. Ja utknąłem na tym piętrze i bardzo chciałbym wejść wyżej – tam mam nadzieję jest już cisza i spokój :)
Brakuje mi
Brakuje mi otwartych rozmów o tym w społeczeństwie. Na tym pierwszym poziomie – na poziomie świadomości. Słyszę ciągle “tata, a Marcin nie ma limitów i gra ile chce!”. Widzę te dzieci z telefonami przy posiłkach, podczas gdy specjaliści są zgodni – oglądanie bajek podczas jedzenia prowadzi do zaburzeń. Widzę dzieci, które mają swoje telefony w wieku 4 lat, więc korzystają z nich ile wlezie – bo to ich przecież. Widzę rodziców, którzy nie reagują “bo dziecko w ten sposób jest przynajmniej spokojne”. Tak, zdarza się, że też czasem tak robimy. CZASEM.
Brakuje mi działających narzędzi. Nie chcę absurdalnego zamiatania problemu pod dywan i limitów 13 lat – już ośmiolatka może świadomie korzystać z telefonu, czy grać w niektóre gry. Chciałbym mieć możliwość decydowania, ale też narzędzia, które mi to ułatwiają. I takie, które nie zżerają mi mnóstwa wolnego czasu.
Nie chcę wpisywać fałszywych dat urodzenia moich dzieci po to by obchodzić absurdalne przepisy i regulacje!
Dlatego zostałem bohaterem
Pisałem Wam jakiś czas temu, że stałem się akcjonariuszem Heroo. To nowopowstająca sieć komórkowa, która właśnie ma na celu te problemy. Oczywiście operator komórkowy nie rozwiąże ich wszystkich, ale może mieć dużo narzędzi, które to ułatwią. Ale to przede wszystkim firma, która podjęła ten temat – temat bezpiecznego, ale też wygodnego dostępu do technologii przez dzieciaki. W Radzie Programowej – do której ja należę – są inni twórcy internetowi, którym te tematy leżą na sercu. Między innymi Marlena z Makóweczki, Kamil Nowak, czyli Blog Ojciec, Jarek z bloga Ojcowska Strona Mocy i Maciek Mazurek znany jako Zuch, Kasia Sawicka.
Heroo to projekt crowdfundingowy – można do niego dołączyć wykupując pakiet akcji – można go kupić już za 50 zł.
Wierzę w ten projekt, wiem że stworzenie czegoś na rynku gdzie grają bardzo duzi gracze jest dość ciężkie, ale wyzwania są po to by je podejmować. Wierzę też, że uda mi się jako ojcu przeprowadzić dzieciaki przez ten trudny okres, a raczej wprowadzić ich w cyfrowy świat BEZPIECZNIE. Wam też tego życzę.