Ostrzegam na starcie – notka ta będzie interesująca pewnie dla dwóch typów osób. Pierwsza to osoby, które śledzą mnie od jakiegoś czasu i które interesują moje sieciowe kanały oraz to jak nimi żongluję i wyciągam z tego wnioski. Druga to twórcy internetowi, którzy często borykają się z problemami w stylu:
– Jeden blog czy kilka?
– Nazwać go nazwiskiem, czy inaczej?
– Nazwać fanpage nazwą bloga, czy imieniem i nazwiskiem?
I tak dalej. Nie ma na ten temat dużo książek, a nawet jeśli są, to wszystko jest na tyle świeże, że trudno traktować je jak biblię. Ciągle mało na ten temat wiemy i jedyne co możemy robić to obserwować innych i przeprowadzać własne eksperymenty. Ja to od jakiegoś czasu czynię.
Ah, jeszcze trzecia grupa. Możesz zainteresować się tekstem jeśli ogólnie chcesz poszerzyć horyzonty o myśli pewnego blogera, który tworzy sobie od praktycznie dekady ;) Reszta może w tym czasie poszukać jakiegoś rzadkiego Pokemona, albo oddać się jakiejś innej rozrywce dorosłych ludzi.
1. Eksperymentalne rozdzielenie bliźniaków syjamskich
Rok temu postanowiłem przeprowadzić pewien eksperyment na moim blogu, który to prowadziłem pod swoim nazwiskiem. Wynikał on z dwóch pobudek.
Pierwsza była taka, że byłem trochę zmęczony „ciężkimi“ tematami na blogu. Pojawił się temat uchodźców, który sam z siebie był cholernie trudny, a i inne tematy polityczne czy okołopolityczne wzbudzały dużo emocji, niekoniecznie zdrowych. Miałem ochotę trochę się ich pozbyć, miałem ochotę odetchnąć. Społeczność średnio się angażowała, potem dopiero zrozumiałem, że ludzie 25-35 niestety tak mają (a do tej grupy, moi drodzy, przede wszystkim należycie). Miałem pomysł, by wydzielić to z bloga. Nie wiem, nie czułem do końca pisania o nowym powerbanku zaraz obok tak poważnych tematów.
Druga kwestia jest taka, że ciągle burzyły mi się w głowie myśli na temat grup docelowych. Ciągle nie czułem pisania na każdy temat w jednym medium. Wychowany zostałem w erze gazet – jak ktoś chce czytać o psach, kupuję gazetę dla psiarzy…Bo wiecie, najłatwiej jest prowadzić bloga na jeden, konkretny temat. Być specjalistą. Wiadomo czego spodziewać się po blogu o kulturze, po blogu o męskiej modzie czy motoryzacji. Grupa docelowa jest świadoma co subskrybuje i w sumie to ich interesuje. Michał Kędziora, czy Roman Zaczkiewicz – najwięksi specjaliści w dziedzinie mody męskiej jakich znam, nie wypowiadają się na tematy polityczne. W sumie nawet do końca nie wiem jakie mają poglądy. Grzesiek Marczak z Antyweb czasem to robi. Pomimo, że robi to na prywatnym profilu, to wzbudza to zawsze protesty części subskrybentów – subują go dla technologii i tyle.
Postanowiłem więc dokonać cięcia. Skillowałem tym samym bloga michalgorecki.pl i podzieliłem go na dwa:
1. Subiektyw. Nazwę wziąłem z bloga, którego już kiedyś prowadziłem. Postanowiłem pisać na nim na tematy cięższe. Rzadko, ale wtedy kiedy mnie coś takiego dopadnie. Jedynie z potrzeby uzewnętrznienia się.
2. Nowy twór – Nevergrowup.pl. Blog który z założenia miał być o korzystaniu z życia, funie i szeroko rozumianym lifestylu.
I choć wiele osób mówiło „robisz źle!“ ja byłem przekonany, że chcę sprawdzić jak to wyjdzie. Do blogów dopięte oczywiście zostały odpowiednie fanpage – Subiektyw dostał w spadku stary fanpage bloga, a Nevergrowup postanowiłem zbudować od nowa.
Podział to jedno, dlaczego nie chciałem prowadzić bloga pod nazwiskiem? Pomyślałem, że nazwisko jest dobre dla blogów marketingowych, czy specjalistycznych. Natomiast nazwa powinna odzwierciedlać tematykę bloga i ducha w jakim się go prowadzi. I to w sumie poniekąd jest prawda. Ale o przemyśleniach za chwilę.
2. Operacja się udała, pacjent zmarł
Minął rok, a ja… postanowiłem zakończyć eksperyment i powrócić do jednego bloga. Prowadzonego pod moim nazwiskiem. Dlaczego?
Rok temu byłem świadomy tego, że większość osób idzie w przeciwnym kierunku. Mniej więcej w tym samym czasie Andrzej Tucholski zmienił branding bloga „Jest kultura“ na „AndrzejTucholski.pl“, Paweł Opydo z „Zombie Samurai“ na „Opydo.pl“, a Artur Jabłoński z „Jeszcze Jeden Blog“ na „ArturJablonski.com“.
Ale… to nie takie proste. Paweł Opydo ma jeszcze bloga „Mieszkam w Poznaniu“, który jest wyraźnie o czymś innym i w związku z tym nie prowadzi tej komunikacji w ramach Opydo.pl. Choć ma on adres “opydo.pl/poznan/”
Edwin Zasada prowadzi od czasu początku swej metamorfozy bloga o dużo mówiącej nazwie „Zabij Grubasa“. I ja to rozumiem.
Otóż komunikacja do odpowiedniej grupy docelowej jest kluczowa, tym bardziej w czasach gdy zaangażowanie oznacza zasięg. Więcej lajków na fejsie to więcej zasięgu, czyli więcej lajków, czyli… Niestety jesteśmy nieco niewolnikami tego rozwiązania, szczególnie w czasach śmierci RSS. Wiem dobrze, że post o grach puszczony w zwykłym, „mieszanym“ towarzystwie 25-35 lat będzie miał średnie zaangażowanie. Szacuję, że gejmerów w takiej grupie jest jakieś 15-20%. Czyli powiedzmy 150 osób na 1000. Jeśli mój facebookowy post trafia do 30%, to okaże się, że trafi on do jakichś 50 osób spośród 1000. To dość mało. Fajnie byłoby, gdybym mógł trafiać do odpowiednich osób, ale takie targetowanie jest jeszcze mało możliwe i upierdliwe.
Dobre targetowanie widzę na przykładzie jeszcze jednego bloga którego prowadzę, czyli parentingowego Mikemary.pl. Tam mam właściwie tylko rodziców, lub osoby, którym tematyka parentingowa nie przeszkadza. Mam tam olbrzymie zaangażowanie, choćby jeśli chodzi o teksty które mówią dzieciaki. Ale pewnie gdybym zaczął poruszać tam tematy polityczne lub tematy gier komputerowych, byłoby różnie. W tym pierwszym przypadku nawet być może niezbyt miło…
3. Jednak rzeczywistość pokazała mi – po raz kolejny – brutalną prawdę.
Po pierwsze nie mam czasu i energii na prowadzenie dwóch (a licząc MM – trzech) blogów. Może i miałoby to sens, ale to naprawdę wymaga cholernie dużo pracy. Na Subiektywie napisałem przez ten czas raptem 10 tekstów. Nie mówiąc o aktualizacji blogów, technicznym opiekowaniu się nimi itp.
Po drugie nie mam czasu na budowanie kolejnego brandu. Moim brandem jest moje nazwisko i moje imię – to mój profil prywatny jest najbardziej popularny i to tam zachodzi najwięcej interakcji. Tak już jest, budowanie kolejnego brandu jest ciężkie. Jak bardzo bym go nie lubił, bo nadal cholernie utożsamiam się z hasłem #nevergrowup (które zostanie jako slogan bloga, no może jeden z nich)
Po trzecie budowanie takiej marki jest trudne o tyle, że nie w każdego trafi. Miałem budując tę nazwę pewien zamysł i nadal go mam, bo to moja życiowa filozofia. Pielęgnuję w sobie dziecko, pomimo społecznego dorastania. Mam dom, żonę i dzieci, firmę, nie jestem no-lifem. Mimo wszystko pozostaję Piotrusiem Panem. I choć to trafiło do wielu facetów, to wiem (także po statsach), że zmniejszyła się ilość kobiecych czytelniczek. Wiem też, że część osób nie do końca rozumiała brand, mimo wszystko utożsamiając to hasło z życiową niedojrzałością. Choć od wielu kobiet słyszę, że jestem symbolem mentalnego niestarzenia się (dzięki, Natalia ;)
Po czwarte – każda nazwa ogranicza. A jednak chcę nadal pisać o tym co przychodzi mi na myśl. Głupio było pisać mi na tematy poważne na blogu o takiej nazwie, nawet gdybym zostawił sobie tylko ten blog.
I w końcu po piąte – doszedłem do wniosku, że to właśnie moje trudniejsze i dłuższe teksty cieszyły się w ostatnich latach największą popularnością. Nie te lekkie, o jakimś sprzęcie, czy grze. Niestety. Chciałbym trochę, by było inaczej, bo lubię pisać czasem o sprawach lekkich, ale to właśnie te z dojrzalszymi przemyśleniami chcieliście czytać bardziej. No cóż, może w tym moja siła, że jestem od większości z Was nieco starszy i to właśnie moje zdanie na wiele tematów jest Wam bliższe?
Więc dojrzałem wreszcie, by zrozumieć to, co wielu z Was mówiło mi już jakiś czas temu, przy kolejnym żonglowaniu nazwami blogów i ich tematyką:
„Nieważne o czym piszesz, ja chcę czytać Michała Góreckiego i tyle. Najwyżej się nie zgodzę lub nie będę czytać jeśli mnie to nie interesuje“.
Wiem, wiem, mówiliście mi to. Mówiłeś mi to Soo, mówiłaś mi to Seg – już kilka lat temu gdy dobijałem moje inne blogi o technologii. Mówiłaś mi to Natalio, właśnie rok temu. Wiem, wiem. Ja nadal uważam, że jest sens prowadzenia bloga na boku jeśli ma on mieć inną tematykę, ale trzeba jasno liczyć siły na zamiary.
I w końcu – próbowałem tworzyć agendy, pisać na zadane tematy, regulować to niczym koryto rzeki. Nie. To nie ja. Będę pisał o tym, co przyjdzie mi akurat do głowy. C’est moi.
4. Jak więc żyć panie premierze?
Zbiorę więc razem wnioski dla potomnych, zaznaczając oczywiście, że są one totalnie subiektywne. Najpierw sama nazwa bloga. Mamy w sumie trzy możliwości.
Jak nazwać bloga?
a.) Nazwą bloga lub kanału na YT jest imię i nazwisko, lub nazwisko.
Hatalska.com, Kotarbinski.com, PawelTkaczyk.com, ArturJablonski.com, Opydo.pl, Kotkowicz.pl, kurasinski.com. I Youtuberzy – S.A.Wardęga, Martin Stankiewicz, Remigiusz Maciaszek (choć byłem pewien, że kanał nazywa się Rock Alone), Krzysztof Gonciarz. Włodek Markowicz.
Tracimy co prawda w ten sposób możliwość budowania pewnych skojarzeń na podstawie nazwy, osoba wchodząca po raz pierwszy na bloga/kanał nie do końca wie o czym on jest. Z drugiej strony można przecież opisać to w dobrze widocznym miejscu, jeden rzut oka pozwoli się zorientować. Youtuber powie to (i tak powie :D) w pierwszych sekundach filmu. To na pewno dobre rozwiązanie dla blogów osób, które chcą budować swoją markę osobistą, szczególnie jeśli to blog specjalistyczny. Na pewno przy rzadkich nazwiskach będzie on niemalże działał jak pseudonim, patrz punkt c.
b.) Nazwa bloga to jednocześnie pseudonim, czy sieciowe alter ego.
Kominek, Jason Hunt, Segritta, Szarmant, Mr. Vintage, Kataryna., Podróżniccy, Nishka, Fashionelka, Zwierz Popkulturalny. Adbuster, Rojo, Rezigiusz, Jack Gadovsky, Cyber Marian, Red Lipstick Monster.
Czasem pseudo jest tak zrośnięte z osobą, że mówi się tak do niej nawet IRL – do Segritty często ludzie zwracają się „Seg“, Tomek Tomczyk specjalnie przez długi czas krył się za pseudo, podobnie Kataryna. Nie wiem czy ktoś do Michała Kędziory mówi per „Mister wintydż“, ale jest to jednak nazwa opisująca OSOBĘ.
Ma to sporo zalet i prawdę mówiąc gdybym miał zaczynać teraz od nowa pomyślałbym o takim rozwiązaniu. Jest mniej formalne, niż rozwiązanie numer 1 i pozwala już na starcie zbudować pewne skojarzenia (np „Szarmant“). Jest też wygodniejsze od c.) jeśli chodzi o komunikację na fejsie, o czym w następnej części notki. W przypadku Zwierza to o tyle specyficzne, że autorka posługuje się w notkach trzecią osobą, co w sumie jest jej znakiem rozpoznawczym.
To też częste wśród Youtuberów – na Youtubie jest więcej rozrywki i grania różnych ról. Ksywki wynikają też z raczej młodszego wieku, czy nicków w grach. Czasem to także pewna przykrywka, jak to w przypadku choćby Cyber Mariana. Warto pamiętać, że media w takim wypadku będą posługiwały się raczej pseudonimem, niż imieniem i nazwiskiem.
c.) Nazwa bloga opisuje miejsce, coś abstrakcyjnego, lub w inny sposób odnosi się do tematyki.
Antyweb, Mamy Gadżety, Stay Fly, Black Dresses, Jak oszczędzać pieniądze, Moja Dziewczyna Czyta Blogi, NoLifeStyle. Abstrachuje, Z Dupy, Kotlet.tv, StylizacjeTV. Zestawienie wygrywa Karol Paciorek, którego kanał nazywa się Karol Paciorek, w adresie ma jeszcze Lekko Stronniczy, a w sumie to jego program nazywa się Kto Wie Ten Wie. Na Youtubie to jeszcze bardziej skomplikowane :)
To rozwiązanie, które najsłabiej wiąże autora z nazwą, choć pozwala budować skojarzenia już na starcie, jak rozwiązanie b. Kiedy gadaliśmy sobie o tym z Mary (tak, gadamy na takie tematy :P) powiedziała mi, że to w sumie dobre w dwóch przypadkach. Po pierwsze jeśli planujemy rozwijać bloga w platformę, w serwis (tak jak ona robi to z mamygadzety.pl), po drugie jeśli bloga prowadzą lub mają prowadzić dwie lub więcej osób. Wtedy zarówno a. i b. odpadają. Choć oczywiście jak ktoś ma fantazję to może stosować go zawsze.
Ja właśnie tak wybrałem. Najpierw Never Grow Up (czyli 3), teraz michalgorecki.pl, czyli a. Nie chce mi się tworzyć kolejnego alter-ego, mam komunikację mocno spójną z tym jaki jestem, nie tworzę raczej rozrywki, czy wymyślonych formatów. Mógłbym co prawda tworzyć pod nickiem „Goorek“, ale zostawiam go jednak jako nick do komunikacji na codzień, tym bardziej, że coraz częściej jestem po prostu „Goo“, a to za krótkie, by to ograć w jakikolwiek blogowy sposób :)
Fanpejdżowe problemy
Trochę z boku problemów związanych z samą domeną i nazwą bloga czy kanału na Youtube jest kwestia komunikacji na Facebooku, jako najważniejszym kanale dystrybucji. To znaczy może nie dotyczy to do końca YT, który ma system subskrypcji, ale na pewno jeśli chodzi o tekst. RSS nie żyje, linki z Twittera klikają się tak słabo, że nie warto o nich wspominać, Instagram i Snap ciągle nic tu praktycznie nie dają. O Ello i innych z grzeczności nie wspomnę. Jakie więc mamy strategie?
a.) Profil osobowy, czyli imię i nawisko
Oczywiście od dawna można mieć posty publiczne i prywatne oraz subskrybentów. Ja mam tam najwięcej zaangażowania i dyskusji, mam tam ponad 8 tysięcy subskrybentów, dużo wrzucam, w sumie bez specjalnego planu czy strategii (mówiłem już, że tego nie lubię? :P). Takie posty mają też bardzo duży zasięg w porównaniu do fanpejdży. Problemem natomiast jest to, że zawsze idą do wszystkich znajomych (nie każdy znajomy musi być zainteresowany waszą twórczością), po drugie nie można ich boostować reklamowo (a czasem jest taka potrzeba), po trzecie w końcu nie są dostępne żadne statystyki.
b.) Fanpage bloga
Drugi case to często spotykany model, czyli fanpage z nazwą bloga, np „Antyweb“, „Nevergrowup.pl“ czy „Mamygadzety“. Jeśli posiadamy bloga o takiej nazwie, to taka nazwa fanpage jest najczęściej spotykanym rozwiązaniem. Jest to spójne, ja jednak miałem z tym spory problem jeśli chodzi o dyskusję. Nie wiem, może się uparłem, ale rozmowa w stylu „Ej, Never Grow Up, słuchaj…“ była dla mnie dość drętwa. Nawet wcześniej gdy fanpage nazywał się „michalgorecki.pl“ było to czasem dosć słabe.
Sytuacja jest łatwiejsza, gdy blog nazwany jest na sposób b, czyli jest nickiem. Łatwiej komunikować się z Segrittą, czy Szarmantem – tagując go w odpowiedzi mamy wrażenie kierowania zdania do konkretnej osoby.
c.) Fanpage twórcy
To chyba najprostszy jeśli chodzi o komunikację model, jednocześnie najbardziej wiążący osobę autora z fanpejdżem. Paweł Opydo miał fanpage o nazwie Paweł Opydo jeszcze za czasów bloga „Zombie Samurai“.
BTW, ja zamierzam teraz właśnie tak się komunikować, stąd zmiana nazwy fanpage na „Michał Górecki“. Mam też plan przenieść część mojej komunikacji z profilu prywatnego właśnie tam. To znaczy tak naprawdę uczynić go właśnie bardziej prywatnym i odzyskać komunikację ze znajomymi. Dlatego jeśli subskrybujesz tylko mój profil osobowy – zalajkuj fanpejdż! :>
Podsumowanie
Napisałem się sporo, nieco akademicko, nieco o sobie. Tak naprawdę to wszystko ma małe znaczenie przy jednej najważniejszej rzeczy – ważne jest to co tworzysz. Ja na przykład ciągle piszę za mało, ciągle nie mam odpowiedniej ilości czas… a może to lenistwo? :) Jednak jak to mawiał Ockham nie ma co tworzyć bytów bez potrzeby, więc kasuję wszelkie blogi i zamysły blogów (a w szczytowych momentach było ich nieco) i pozostawiam bloga michalgorecki.pl na którym będzie prawie wszystko oraz mikemary.pl który jest specyficzny, podróżniczo-parentingowy i który pewnie zawsze pozostanie czymś w rodzaju naszej rodzinnej kroniki połączonej z przemyśleniami rodzinno-rodzicielskimi.
A jeśli chcesz naprawdę odnieść sukces w blogowaniu, to poczytaj trochę mądrych książek, szczególnie Tomka Tomczyka, bo zna się chłopak na tym. Ale nie bierz wszystkiego na wiarę, próbuj własnych rozwiązań. I po prostu pisz. Możesz to robić tak jak ja – od niechcenia, bez strategii, powoli zdobywając rozgłos (piszę sobie od prawie 10 lat i wcale nie mam jakichś ultra kolosalnych zasięgów), albo tak jak Mary, która w trzy lata rozwinęła Mamy Gadżety w platformę, która przynosi nam dochody porównywalne z jej pensją w korpo, tak więc mogła z tejże posady zrezygnować.
A jeśli przyszedłeś, przyszłaś tu zainteresowany, zainteresowana (nie lubię tego mnożenia form, trochę jak poszukiwany, poszukiwana) moimi blogami, kanałami, może jeszcze pamiętasz netgeeks, to dzięki i obiecuję, że koniec żonglerki. Na razie :D
Ciao!