A więc stało się. Po latach różnego rodzaju premier nowych platform społecznościowych, wreszcie pojawiła się taka, która nie dość, że zaciekawiła mnie osobiście, to wywołała u mnie myśl “to może być coś poważnego.” A musze Wam przyznać, że w tej materii nie byłem nigdy tym, który krzyczał “Facebook killer!” na każdy nowy twór, a pojawiło się ich w ciągu ostatniej dekady niemało. Co to więc jest Clubhouse?
Clubhouse to dość nowa platforma społecznościowa o dość ograniczonym dostępie, a to z dwóch powodów.
Po pierwsze jest dostępna jedynie dla użytkowników iPhone. W sumie nie wiadomo dlaczego – czy to ze względu na domniemaną “wyższość” majątkową użytkowników iPhone, czy z innych powodów – tak i koniec.
Po drugie można tam dostać się jedynie na zaproszenie. Każdy nowy użytkownik Clubhouse dostaje do dyspozycji dwa zaproszenia, które może rozdać innym osobom. Jeśli zaproszone przez niego osoby zarejestrują się i będa aktywne, Wielki Brat przydziela kolejne. Ja po tygodniu użytkowania Clubhouse dostałem w sumie do rozdania 12 zaproszeń. Co ciekawe, można już kupić je choćby na Allegro :) Ale ze mnie frajer, że rozdałem swoje za darmo :D
Ale co to jest?
Clubhouse jest z jednej strony zupełnie inny niż Facebook, Instragram, czy inne platformy, z drugiej strony mocno znajomy. Zaraz wytłumaczę dlaczego. Otóż komunikacja w Clubhouse jest w 100% głosowa. Nie ma tekstu, nie ma obrazków, nie ma video. Pierwsze skojarzenie to rozmowy głosowe zupełnie jak na Zoomie, czy innej platformie, ale z wyłączonymi kamerami. Ale to już przecież było – co więc czyni go platformą społecznościową, a nie komunikatorem?
Otóż podstawą komunikacji na Clubchat są pokoje. Brzmi znajomo? Dla tych, którzy pamiętają IRC-a to właśnie coś takiego. To IRC, ale głosowy. Podobne jest nawet to, że pokoje nie istnieją na stałe i znikają w momencie gdy zostaną opuszczone. Różnica jest taka, że założyciel może odchodząc zostawić pokój innym, albo po prostu go zamknąć.
Podobnie jak na IRC-u mamy opów, czyli adminów – tu wyróżnionych zielonym znaczkiem. Głosu nie mają wszyscy, domyślnie znajdujesz się na publiczności i dopiero gdy ktoś wpuści cię na scenę, możesz mówić. (Tu co prawda też analogia do IRC-a, istniał tryb kanału w którym głos miały tylko osoby z odpowiednią flagą).
Dobra inne skojarzenie? To trochę taka audycja radiowa. Możesz tylko słuchać – zazwyczaj trwa jakaś dyskusja, coś jak dyskusja w TOK FM, gdy zaproszeni są goście. Różnica jest taka, że o wiele łatwiej jest się dodzwonić i zabrać głos.
Albo konferencja z panelem dyskusyjnym, tylko w każdej chwili można poprosić o wejście na scenę czy z niej zejść.
Albo jeszcze inaczej – to jest jak spotkanie w pubie, czy też after / bifor przed konferencją. Gadasz ze znajomymi, ale też z nieznajomymi, a gdy rozmowa cię znudzi, idziesz do innego stolika. No dobra, chyba nakreśliłem to dość jasno.
Mało dzieci, dużo kołczów
Może właśnie to, że tak szybko przyszły mi do głowy te skojarzenia, osoby mające trzydzieści, czterdzieści, czy pięćdziesiąt lat nie mają żadnego oporu by wejść i zacząć korzystać z tej aplikacji. Zupełnie inaczej niż w przypadku Snapchata, Instastories czy Tik-toka, gdzie dużo osób w tym wieku mówi jasno – to nie jest format dla mnie. I ma też większe opory, by coś tak tworzyć. Ale jest jeszcze kilka ważnych kwestii.
Nie ma tu nadmiaru dzieciarni. Nie zrozumcie mnie źle, lubię dzieci, mam własne, ale jestem na takim etapie rozwoju, że lubię spędzać czas bez nich, a także nie udawać, że jestem jednym z nich. A część powstałych niedawno platform powodowała straszną infantylizację. Clubhouse jest od 18 lat! Tak, wchodzi tu oczywiście ileś młodszych osób, ale ich tu nie spotykam. Może też algorytmy mi ich nie sortują? Ale to dobrze, na Tik_toku musiałem się sporo namęczyć, by nie wyskakiwały mi wijące się do lustra, podkładające głos do piosenek nastolatki.
Pokoje na które trafiam to raczej dyskusje dorosłych o… różnym stopniu powagi. Są takie fajne – choćby o planszówkach, są wieczorne gadki o wszystkim, jest też niestety nadmiar specjalistów, kołczów, trenerów marki osobistej i innych wanna-be-biznesmenów w których pokojach jestem w stanie wytrzymać nie dłużej niż 5 minut. Tym bardziej, że mnóstwo osób próbuje wsiąść na falę Clubhouse poprzez wymuszanie “follow” i inne tym podobne. Cóż mają prawo, mnie mają prawo te żebrofollow obrzydzać :)
Dlaczego wróżę sukces?
Jak już mówiłem jest kilka elementów, które odróżniają tę platformę od różnych ostatnich tworów, które pojawiały się w cyfrowej przestrzeni. Nie jest to jakas jaskinia dla nerdów jak Google+. Jest to też coś nowego, G+ był jedynie niby lepszą kopią Facebooka. Nie jest to też krótka forma rozrywkowa jak w przypadku Tik-Toka. Wiem, wiem, jest tam więcej treści, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że treści wrzucane tam robione są głównie pod młodzież, bo oni tam są i oni robią zasięgi. Ale w tej nowej formie jest mimo wszystko sporo nawiązań do form, które już były, czyli radia, konferencji czy innych spokojnych dyskusji. Co ważne forma audio – podobnie jak w przypadku podcastów pozwala na wykonywanie innych rzeczy w trakcie korzystania z platformy – jechania samochodem, sprzątania, zmywania i tysięcy innych przyjemności dorosłego życia. Mnie zdarza się iść do pracy i wracać z niej słuchając jakiegoś kanału, wiem o osobach odbywających całe podróże miezymiastowe samochodami słuchając CH, a nawet biorąc udział w dyskusjach. Na pewno bezpieczniej niż gdyby siedzieli na fejsie ;)
Gdzie widzę minusy?
Boli mnie obecnie chyba najbardziej to, że nie ma jasnej klasyfikacji czy listy pokoi. Ale może takie czasy? Algorytm rządzi wszystkim, widze często do wyboru tylko kilka, a wątpię żeby było ich tak mało. W samej Polsce w danym momencie pewnie jest już kilkaset pokoi. Zawsze. Algorytm tworzy jednak jakieś banieczki. Czasem pokazując mi pokój z… Włoch? WTF. No nic. Takie czasy.
Dwa słowa na koniec
Jeszcze dwa tematy. Całość rzeczywiście nie wydaje się być aż tak imersyjna, ale… jednak bywa imersyjna o wiele bardziej. Już tłumaczę.
Owszem, da się korzystać z fejsa w codziennym życiu. Sprzątając, siedząc w towarzystwie, a nawet siedząc z dzieciakami. Każdy z nas o tym wie. Pisałem nie raz o uzależnieniu od telefonów i fomo, więc nie muszę chyba dużo więcej pisać. W przypadku formy audio to z jednej strony pozwala na wykonywanie innych czynności, z drugiej pochłania bardziej. Choć staram się spędzać czas z rodziną to raz na jakiś czas zerknę na fejsa i coś odpiszę. Tu się tak nie da. To trochę jak włączanie radia na kilka sekund. A dziwnie tak siedzieć w towarzystwie w słuchawkach. Mimo to całosć wciąga mocno i spędziłem już kilka długich wieczorów po prostu słuchając dyskusji i biorąc w nich udział. To wciąga i to mocno.
I druga interesująca kwestia – bariera między twórcą, a odbiorcą jest tu malutka, właściwie nieistniejąca. Trochę jak na Twitterze, czy Instagramie. Choć bardziej ten pierwszy, tu też w dyskusjach zaciera się granica między autorem treści, a komentującym. To nie blog, czy youtube, gdzie jednak tworzenie wymaga przygotowania a także nakładów czasu i techniki.
Chociaż… tu też lada chwila pojawią się bardziej profesjonalne pokoje. Na pewno prym będą tu wieść dziennikarze przyzwyczajeni do tego medium, czy inne osoby pracujące głosem. Ciekawy jestem kiedy pojawią się bardziej zaawansowane audycje tego typu. Jest już tu Jarek Kuźniar i Maciej Orłoś.
Czekamy. Z wielką niecierpliwością. Bo możecie nazywać mnie staruchem, ale miałem dość kolejnej platformy z sieczką krótkich, często slapstickowych treści. Tymczasem nadchodzi coś nowego/starego.
P.S. Mój nick na Clubhouse to oczywiście michalgoreckipl.