O Instagramie pisałem już w lecie zeszłego roku. Prawdę mówiąc nie używam tej aplikacji bardzo często – do robienia większości zdjęć wykorzystuję Camera+ oraz ProHDR. Czasem skuszę się na podciągnięcie czegoś w PerfectPhoto. Instagram nie posiada funkcji które posiadają tamte aplikacje – nie pozwala na wyciąganie ekspozycji (choć ostatnio ma taką opcję automatyczną), każe przycinać zdjęcia do kwadratu, nie pozwala stopniować efektów. A mimo to go lubię. Bo to program nieco inny niż wszystkie.
Czemu o tym piszę? Ano temu, że Instagram pojawił się ostatnio na Androidzie przez co przez Facebooka przelała się fala nowych użytkowników w dużej mierze narzekających i mówiących “łeee nasze programy są lepsze, to nic wielkiego”. Na jednym z zachodnich for porównano to do wpuszczenia ludzi z getta do bogatej dzielnicy (MSPANC :D). Cały trick polega na tym, że na Instagram nie należy patrzeć jak na program do robienia zdjęć. A może nie przede wszystkim w ten sposób.
Instagram do dla mnie przede wszystkim portal do dzielenia się zdjęciami. A raczej platforma miniblogowa. Minifotoblogowa. Trudno to nazwać, tym bardziej że Instagram nie ma w sumie oficjalnego interfejsu WWW – zdjęcia można oglądać dzięki rozwiązanim typu Instagrid. To trochę jak różnica między Picassą a Flickrem. Picassa to system służący do obróbki i przechowywania zdjęć. Nie ma to nic wspólnego z portalem społecznościowym – owszem można tagowac i komentować zdjęcia, ale całość jest sfokusowana na galeriach poszczególnych użytkowników. Flickr za to jest głównie po to, by robić fajne zdjęcia, dzielić się nimi i oglądać zdjęcia innych.
Facebook jest platformą dzięki której przede wszystkim utrzymujemy kontakt z osobami które znamy z reala. Na Instagramie zupełnie mnie to nie interesuje. Jeśli ktoś wrzuca tam zdjęcia swojego kota i dziecka (po 10 dziennie) to choć ma oczywiście prawo to robić, pewnie nie będę go śledził. Za to będę śledził nieznanego mi Japończyka dlatego że wrzuca fajne zdjęcia. Ja też staram się wrzucać tam po prostu fajne wizualnie zdjęcia.
Ograniczenie formy jest tu też dość ważne – mamy do dyspozycji tylko kwadrat i parę podstawowych filtrów (choć można to oczywiście obejść obrabiając wcześniej foty w innym programie a nawet uploadując te zrobione zwykłym aparatem, ale to chyba rzadkość). Challenge accepted – zrób fajne zdjęcie, otaguj je i zobacz ilu osobom się spodoba.
I na koniec – Instagram stał się trochę symbolem. Przez niektórych nazywanym hipsterskim (ale teraz jeżdżenie po hipsterach jest na topie, nie będe tego tu komentował), przez niektórych napompowanym. Ale jest marką, trudno temu zaprzeczyć. To trochę jak z Redbullem i innymi napojami. Prawie wszystkie mają podobny smak, wszystkie mają tyle samo tauryny i kofeiny ale jednak czesto kupuje się Redbulla bo… No właśnie. Bo.
Tak więc nie psioczcie na Instagram że to kiepski program do obróbki fot, bo to trochę jak ocenianie Landrovera Defendera jako samochodu miejskiego. Nie do tego to przede wszystkim służy :)
Aha i zapraszam http://instagrid.me/g00rek/