Zaniedbałem kino ostatnimi czasy dość mocno. Oczywiście w dobie COVID to zrozumiałe, ale już wcześniej nadmiar nieobejrzanych seriali na Netflixie i HBO spowodował, że nie chciało mi się ruszać z domu. Tym razem jednak dałem się namówić kumplowi na TENET, tym bardziej, że mieliśmy obejrzeć go na dużym ekranie w IMAX, a filmy akcji po prostu lubię tam oglądać.
Nie czytałem o filmie zbyt dużo, zazwyczaj nie mam na to czasu, lubię też iść na film zupełnie bez żadnego nastawienia. Nie mogły jednak mi umknąć skrajne opinie o filmie wśród znajomych – od 11/10 to tekstów w stylu “przekombinowany”, czy “teraz to już przegiął”. Kto? Oczywiście Christopher Nolan. Musimy więc zadać sobie podstawowe pytanie – czy taka osoba jak Nolan może przegiąć? Nie. Po prostu my możemy odpaść z danego filmu nieco szybciej. A narzekać na niego będą głównie te osoby, którym ego nie pozwala pogodzić się z myślą, że nie wszystko rozumieją ;) Albo które po prostu nie lubią takich klimatów jak zabawa czasem, zupełnie jak mój chrzestny “nie lubił tych wszystkich smoków i czarów, lepsze normalne westerny”
Bo tak, to nie jest film, który rozumiesz od pierwszego obejrzenia i jeśli tak jest to chylę czoła, bo musisz być geniuszem. Bo kochani, to nie są Barwy Szczęścia.
Każdy, kto widział choć kilka filmów Nolana, zdaje sobie sprawę, że gość uwielbia zabawy czasem, czy różnymi stanami świadomości. Pierwszy film Nolana, który obejrzałem to kultowe Memento, gdzie całość opowiedziana jest od tyłu. To świetna zabawa formą i obok 21 gramów (gdzie sceny znowu są poszatkowane i losowo ułożone) jeden z moich ulubionych filmów jeśli chodzi o tego typu tricki. To rzeczywiście film, który ogląda się z niemałym wysiłkiem intelektualnym, dlatego też przed seansem TENET po prostu się porządnie wyspałem :)
Drugi, kultowy film Nolana to oczywiście Incepcja, gdzie bawi się on zarówno czasem, jak i alternatywnymi wymiarami. O tym filmie pisać dużo nie muszę, zakładam, że go znasz. A jeśli nie, to marsz nadrobić!
TENET z początku zaczyna się jak porządny film sensacyjny (czytałem, że to takie Nolanowskie podejście do Bonda, co ma trochę sensu), by już na początku pokazać, że klasycznym Bondem być nie ma zamiaru.
UWAGA, teraz będą lekkie spojlery, ale nie psujące filmu, a jedynie mówiące o tym co widać w trailerze – nie zepsuje to raczej seansu.
Clue całego filmu to kwestia podróży w czasie, czyli jakby nie patrzeć mój ulubiony motyw filmowy. Ale nie jest to ani przenoszenie się wehikułem jak u Wellsa, czy w Powrocie do Przyszłości, nie jest to przenoszenie świadomości jak w Travellers. To motyw, którego w sumie jeszcze chyba nie znałem, a mianowicie liniowe podróżowanie w drugą stronę! Zarówno obiekty, jak i postacie po prostu mogą poruszać się odwrotnie. A następnie – przynajmniej tak mi się wydaje – znowu iść do przodu w czasie, równolegle do ich poprzedników. Trochę jak yo-yo.
Nolan dawkuje nam te aberracje wplatając je na początku w wątki sensacyjne, by mniej więcej od połowy filmu walnąć nas tym totalnie po łbach i zamieszać w nich kompletnie. To wtedy czujemy się jak na wykładzie z analizy matematycznej, na którym lekko przysnęliśmy – próbujemy złapać cokolwiek, wiedząc, że całości tym razem już nie skumamy.
Czy to lubię? TAK! Uwielbiam. Choć wiem, że tych, którzy lubią mieć pełną kontrolę może to denerwować. Mamy więc pociski latające wstecz, ludzi poruszających się wstecz, którzy poruszają się wstecz, mamy sygnały zostawiane na dyktafonie, odbierane w przyszłości i setki innych tego typu kwestii.
To film, który ogląda się kilka razy, w międzyczasie czytając wyjaśnienia stworzone przez analitycznych nerdów, którzy rozkminili poszczególne aspekty. Jaki jest plus takiego skomplikowania – nie przeszkadzają ci dziury logiczne, bo w sumie nie do końca jesteś w stanie ogarnąć co jest logiczne, a co nie. Przynajmniej na tym etapie.
Owszem, w filmie pojawiają się klasyczne rozkminy jak paradoks dziadka, czy teoria alternatywnych rzeczywistości, ale skomplikowaniem dorasta to może najbardziej kultowemu w nerdowskich środowiskach niskobudżetowemu Primer (który muszę kiedyś znowu obejrzeć, by skumać choć trochę więcej).Tak więc jeśli oczekujesz po prostu filmu akcji – idź na coś Michaela Baya. A jeśli chcesz zmierzyć się z czymś naprawdę zakręconym i skomplikowanym, a w dodatku lubisz zabawy czasem – TENET jest musem. W bonusie dostajesz oczywiście pierwszorzędne efekty specjalne, piękny montaż, dźwięk i grę aktorską. Śliczną bohaterkę (graną przez pół Polkę) mającą aż 190 cm wzrostu i bondowskiego głównego bohatera (który jednak nie jest tak niezniszczalny jak Pierce Brosnan, raczej ludzki jak Daniel Craig).
Ogólnie – hmm. Fajnie się to ogląda, ale jestem już po drugim seansie i chyba nadal większości nei skumałem. Trochę przekombinowane. Widywałem lepsze Nolany :)