Ten tekst jest częścią serii postów o domku na drzewie. Oto poszczególne jego części:
- Plan i narzędzia
- Podest
- Konstrukcja
- Ściany i dach
- Malowanie i wykończenia
Domek – dla zachęty wygląda tak:

Materiały
Budowa szkieletu takiego domku przypomina nieco sklejanie modelu z zapałek, z tą różnicą, że zapałki są nieco większe :) Całość miałem rozrysowaną na kartce i prawdę mówiąc był to dość prosty i fajny etap – efekty widać bardzo szybko.
Do budowy szkieletu użyłem niestruganych kantówek o wymiarach 40x50x2700 cm. Niestruganych, bo są o wiele tańsze, a nie ma potrzeby używania gładkich do tego typu elementów konstrukcyjnych. Niestety w trakcie zakupów okazało się, że nie ma ich tyle ile potrzebuję, a nie chciało mi się jeździć po różnych marketach (ani czekać kilka dni aż minie mi zapał), więc użyłem też kantówek 30x40x2700. Myślę, że nie ma tu olbrzymiej różnicy prawdę mówiąc, choć oczywiście grubsze będą bardziej wytrzymałe.
Jak domek z kart
Wróćmy na chwilę do planu. Tu rozrysowałem poszczególne ściany domku. Jak chciałem to zbudować? Składam najpierw przód i tył domku, a następnie boki. Belki stropowe zostawiłem sobie na koniec, choć w sumie wszystko jedno, można to zrobić już na etapie konstruowania ścian.

Chciałem, aby w każdej ścianie było okno, żeby w domku nie było zbyt ciemno. Nie przewidziałem natomiast jednego – wysokość okien musiałem później skorygować, żeby ładnie ustawiło mi się to względem desek, którymi obiłem domek. Tak więc szczerze mówiąc te poziomie beleczki będące górną i dolną częścią okien i tak potem przesuwałem, więc na tym etapie nie trzeba ich montować.
Tak wygląda przednie ściana. Jak widzicie, pionowe belki będą niejako położone na tej poziomej. Od dołu poszły wkręty. Pisałem już, że używam wkrętów ciesielskich, z łbem TORX. Wkręty długości 10 cm. Analogicznie z góry. Oczywiście każde położenie belki nie jest “na oko”, jest wymierzone miarką i zaznaczone. Nie udało mi się co prawda wszędzie wyliczyć i dociąć idealnie (co potem wyszło przy składaniu), ale myślę, że poszło całkiem nieźle :)
Ten sam element pionowo. Po lewej stronie będą drzwi, po prawej okienko.
A to ściana tylna, tu będzie jedno okienko.
A teraz niczem Adam Słodowy wyciągam gotową konstrukcję! Nie no tak na serio nie było sensu robić fot po drodze, bo to dość proste. Cztery poprzeczne kantówki i mamy stojący prostopadłościan. Zostaje tylko dach, a raczej belki sufitowe. One są bardziej tricky, bo muszą być naprawdę równiuteńkie, a także przycięte pod kątem 45 stopni. Tu jak się okazało popełniłem błąd, bo nie zrobiłem belki stropowej, czyli takiej podłużnej, która biegnie na samej górze pod tymi skośnymi. W ten sposób całość byłaby w 100% równa. U mnie całość wyszła dopiero kiedy kładłem dach :) Wygląda równo, ale to jest czasem kwestia jednego czy dwóch centymetrów. Ale nic, udało się :)
Na górze czy na dole?
Największym dylematem na tym etapie było – czy budować domek na dole, czy już na górze i na którym etapie go wciągnąć. Byłem pewien, że gotowego nie da się wciągnąć bez dźwigu (i miałem rację!), ale konstrukcję jak widać zbiłem jeszcze na dole. Na dole jest oczywiście znacznie wygodniej, no ale domek robi się cięższy z każdą deską.
Szkielet wciągnąłem na górę po pochylni zrobionej z dość długiej drabiny położonej pod kątem 45 stopni, liny którą ciągnąłem i Marysi, która domek pchała od dołu :)

Szkieletu jeszcze nie przymocowywałem – w sumie domek do samego końca nie został przymocowany do platformy. Dlaczego? Ano dlatego, że musiałem go przesuwać na boki żeby mieć dostęp do poszczególnych ścian. To było wygodniejsze niż prace z drabiny. Co więcej – z tyłu już jest płot, więc bez wchodzenia do sąsiadów nie miałbym zupełnie na to miejsca.
Co pozostało? Obić go deskami, zrobić dach i pomalować. Proste, prawda? :) Obijanie i dach w kolejnej części.