Dziś kolejny szwajcarski przysmak “towarzyski”. Aż dziwne, Szwajcarzy nie kojarzą się zbytnio z byciem towarzyskimi – a to błąd. Może na początku są dość zamknięci, ale kiedy się z nimi człowiek zaprzyjaźni – to na zabój. Są wtedy wierni jak Gwardia Szwajcarska :)
Do raclette potrzebna jest przede wszystkim specjalna maszyna. No może z tą maszyną to przesadziłem – urządzenie.
(Choć oryginalne urządzenie jest rzeczywiście sporą i drogą maszyną, ale można kupić mniejsze). Oto jak to cudo wygląda:

Urządzenie to można kupić już poniżej 100 zł, choć te lepsze kosztuję nieco więcej. To na zdjęciu ma również płytę na której można smażyć naleśniki oraz choćby kawałki mięsa itp. Ale tym razem nie o tym.
My kupiliśmy urządzenie jakiś czas temu i robiliśmy raclette swoim domowym sposobem. Jak okazało się ostatnio, z prawdziwym raclette miało to mało wspólnego :)
Tym razem nie będe wymieniał składników jako takich, gdyż raclette jak mało co sprzyja improwizacji. Najważniejszy oczywiście jest SER!


Tutaj możemy próbować różnych rodzajów sera. Ważne żeby pasował do foremek oraz żeby był dość grubo pokrojony. Oczywiście w Szwajcarii można kupić gotowe zestawy pokrojonego sera, pasujące do oficjalnej wielkości foremek :)
Oprócz tego możemy przygotować kilka innych składników naszej uczty. Przede wszystkim ziemniaki.

Gotujemy w mundurkach małe ziemniaczki – tak aby były miękkie, ale nie rozpadały się (jak do sałatki). Oprócz tego możemy przygotować:


Można podać także różne inne przekąski takie jak oliwki, papryczki, wszelkie inne pikle. Do wyboru do koloru.
Oprócz rzeczy jedzonych na zimno możemy podać także pokrojony w kostkę boczek.

Podajemy też ugotowane wcześniej ziemniaczki.

I to tyle. Podajmy wszystko i włączamy maszynę. Wkładamy ser do racletki, ewentualnie posypujemy go boczkiem i wstawiamy pod grzałkę.

Czekamy aż się rozpuści, albo nawet przyrumieni. Warto dodać, że puryści nigdy nie wstawiliby nic oprócz sera :) Ja skusiłem się jednak na boczek, a co tam.

Teraz łyżeczką, lub małą drewnianą łopatką zeskrobujemy całość na talerz i jemy, razem z pozostałymi składnikami. I to chyba tyle. Zupełnie jak w przypadku fondue całą frajda polega na przyrządzaniu tego na bieżąco, podczas imprezy. Siedzimy przy stole, pitrasimy i rozmawiamy :)

Aha, jeszcze jedno. Jeśli rzeczywiście chcecie zrobić rasowe raclette, to możecie kupić oryginalną maszynę, za jakieś 500 Franków i ser kupowany na wielkie krążki :)

Powodzenia i smacznego!