W niedzielę słońce skwierczało niesamowicie, więc za namową Franka poszliśmy na odkryty basen. I gdy tak leżałem sobie na ręczniku przypalany letnim słońcem i myślałem, że lepiej być nie może, okazało się, że lepiej być może. Michael J. Fox ogłosił coś na co fani BTTF czekali z równym utęsknieniem, co fani Gwiezdnych Wojen na nowe epizody. Tylko ci drudzy są karmieni już od jakiegoś czasu kolejnymi filmami, a my – bo także zaliczam się do fanatyków DeLoreana, Marty’ego i Doktora Browna – możemy najwyżej oglądac po raz kolejny trylogię.

SZOK! Szok olbrzymi, choć gdzieś tam w głowie jak zwykle zapala się światełko niepewności. Fake newsów związanych z BTTF było całkiem sporo, mój ulubiony to publikowanie co roku, 21 października, grafiki z podpisem “To dziś jest ten dzień, w którym Marty McFly przeniósł się w przyszłość”. Zresztą nie musiał to nawet być 21 październik, w sieci istniał generator słynnej grafiki przedstawiającej dowolną datę. O, tu dzisiejsza. Wygeneruj własną.

Ludzie masowo szerowali chlipiąc i wspominając film, oczywiście próbując udowodnić innym, że są mega fanami filmu. Choć kompletnie nie mają pojęcia o jaką datę chodziło.
Ale wróćmy do czwartej części. Otóż gdzieś tam w głowie zapaliła mi się lampka kontrolna. Ale szybko ją zgasiłem, przecież AAAAAAAAAAAAA CZWARTAAAAA CZĘĘĘĘĘŚĆ. Całe szczęście zamiast zupełnie się ośmieszyć i zaszerować to mocno publicznie, wrzuciłem to na naszą grupę z dopiskiem “czy to nie fejk”.
A potem dopiero powoli zacząłem stygnąć i szperać. Przede wszystkim profil, który podawał się za profil Michaela J. Foxa, nie był jedyny. I wcale nie największy. I co ważne, wcale niezweryfikowany (bez specjalnego niebieskiego znaczka po nazwisku). Zacząłem szybko przeglądać posty i dość szybko okazało się, że profil prawdopodobnie nie jest prawdziwy. Zresztą gdy już ochłonąłem zastanowiłem się – czy rzeczywiście to jest w 2018 roku sposób na obwieszczenie prac na filmem? Przez aktora? W ten sposób? Bez żadnych oficjalnych newsów? Zauważyliście też, że nie ma kropki po “J”? Przecież aktor nazywa się Michael J. Fox – raczej coś takiego na oficjalnym profilu nie miałoby miejsca.
Wiadro zimnej wody na głowę i lód w majty.
Natomiast to, co rozwaliło mnie jeszcze bardziej to dziesiątki, a właściwie setki ludzi, dających się nadal wkręcać. Oczywiście w komentarzach pojawiały się głosy, że to fejkowy news i fejkowy profil, jednak te zostawały dość szybko komentowane przez sprytnego admina strony.
- Nie zweryfikowałem tego fanpage, bo nie wiem jak to zrobić (oh biedny Michael, przecież ma 50 lat i Parkinsona, może nie wiedzieć jak, zostawcie go w spokoju)
- To jest prawdziwy profil, zobaczcie tu moje zdjęcie z resztą obsady (oh no shit, to musi być prawdziwe przecież! Zdjęcie jest!)
I tak dalej. Dlaczego tak się działo? Dlatego, że ludzie CHCIELI w to wierzyć. A od wiary do wiedzy jest całkiem niedaleko i sporo osób nie ogarnia tej różnicy. Ten news był zbyt piękny, chcieli więc żeby trwał, ich wishful thinkig za dotknięciem magicznej różdżki zamieniało fejka w rzeczywistość. Bronili admina i w sumie w swoich głowach byli PEWNI, że walczą w słusznej sprawie. Screenów nie pokażę, profil został usunięty.
Pamiętaj, im bardziej chcesz, by coś było prawdą, tym bardziej to łykniesz. Często w sieci nie szukamy odpowiedzi na dane pytanie, szukamy potwierdzenia tezy, którą sami sobie postawiliśmy. Przyda się w dyskusji. A czy to prawda? To ma już drugorzędne znaczenie.
Pamiętaj także o Snopes.com. Ja od razu tam wszedłem. To serwis, który sprawdza fakty, który potwerdza fejkowość fake newsów*. Niestety było za wcześnie na potwierdzenie lub też zdebunkowanie tego wpisu, ale pojawił się on już teraz. Sprawdzaj, sprawdzaj, sprawdzaj. A jeśli dasz ciała – usuń dany post z fejsa. Tak, jest taka opcja. Najwyżej napisz później status w którym przyznasz się do błędu. Bywa.
Nie śmieć na plażach. Nie śmieć w internecie.