Dziś zdecydowałem zrobić wreszcie coś na słodko. Natchnęła mnie kilka dni temu Agnieszka OK. Postanowiłem wypróbować przepis, bo choć słodyczy generalnie nie jadam, to przepis ten wydawał się apetyczny i… mało słodki.
Największy problem miałem ze znalezieniem serka Ricotta. Choć włoskich produktów w Genewie masa (Włosi są tu drugą mniejszością narodową po Portugalczykach, zresztą jest nawet kanton włoski), to serka Ricotta w normalnym sklepie znaleźć nie mogłem. Pomoc przyszła nagle – sąsiad prowadzący objazdowy handel z włoskimi produktami, dał mi dwa opakowania za darmo – dzisiaj kończył im się termin ważności :D Podaję ilość składników na 3 głodne osoby :)
Składniki:
- 500 g serka ricotta
- 250 ml mleka
- 5 jajek
- 200 g mąki
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli
- oliwa
- ewentualnie dżem lub cukier puder
Uwaga. W Internecie pojawiają się opinie, że Ricottę można zastąpić Mascarpone. To bzdeta straszliwa, to tak jakby zastąpić kremówkę mlekiem :)
Ricotta to delikatny serek o zawartości tłuszczu ok 20%, wykonany z serwatki. Mascarpone natomiast ma nawet do 70% tłuszczu, wykorzystuje się go do chociażby Tiramisu. Ale do rzeczy.
Do miski wrzucamy serek, mleko, oraz żółtka. Tak – same żółtka. Jeśli ktoś jeszcze ich nie oddzielał, to najwyższy czas się nauczyć :) Na początku może być trudno, ale z czasem staje się to dość łatwe.
Rozbijamy jajko ładnie na dwie połówki, nad miską. Następnie przelewamy delikatnie żółtko z połówki do połówki. Za każdym razem trochę białka spadnie do miski. Uważaj, aby nie rozbić żółtka o ostre krawędzie skorupki!
Białka odkładamy na bok – przydadzą się później. Teraz całość mieszamy mikserem.
Kiedy wszystko ładnie się wymiesza, dodajemy mąkę i proszek do pieczenia.
Co do cukru – wszystko zależy od gustu. Ja dodałem dwie łyżki cukru i trochę cukru wanilinowego (to ciekawe, że tak mało osób kojarzy że to cukier wanilinowy, a nie waniliowy :) )
Teraz zabieramy się za białka. Ubijamy je mikserem na pianę. Im sztywniejsza, tym bardziej “puchate” będą placki.
Białka dodajmy do masy, całość mieszamy łyżką. Dodajmy też szczyptę soli i dwie łyżki oliwy.
Masa powinna być lejąca się, ale gęsta i puszysta. Teraz rozgrzewamy patelnię i wlewamy tam małą ilość oliwy.
Co do samego smażenia – muszę przyznać że jest dość trudne. Próbowałem na wiele sposobów, co widać po różnym kolorze gotowych placków :)
Na początku rozgrzałem patelnią na maksa – 9/9 na płycie grzejnej. Placki mocno nagrzewały się i szybko paliły. Góra jednak pozostawała rzadka, bardzo trudno się je odwracało – góra się przy tym wylewała. Placki szybko wciągały olej i paliły się.
Postanowiłem więc dodać więcej oleju i smażyć je tak jak racuchy. Niestety też to dużo nie dawało. A dodatkowo wszystko zrobiło się mega tłuste.
Zmniejszyłem więc temperaturę (7/9) i zacząłem smażyć placki pod przykrywką. W ten sposób góra lekko się ścinała i łatwiej było przewracać. Chociaż nie jest to łatwe – i tak całość strasznie chlapie i się wylewa. Trzeba to zrobić momentalnie :)
Po kilku zmarnowanych plackach na pewno zorientujesz się co i jak. To jak z naleśnikami – pierwszy jest zawsze do wywalenia.
Placki układamy jeden na drugim, w ten sposób nie będą tak szybko stygły. Można posypywać je cukrem pudrem lub jeść na przykład z dżemem.
A więc smacznego, powodzenia i wytrwałości!