Muszę zacząć od kilku wyjaśnień – pojedynczy wpis na Facebooku na temat telekomów zawsze wywołuje olbrzymią dyskusję i spęd fanów/antyfanów danej sieci, a co dopiero potrójny werdykt. Tak już jest, że wywołuje to u nas dużo emocji – w końcu komórki stały się niemalże przedłużeniem naszych rąk i oknem na świat gdy nie jesteśmy przy komputerze. Taka sytuacja.
Więc po pierwsze wszystko co tu napiszę jest opinią. Subiektywną. I w dodatku zbadaną na małej próbie – mnie. Mimo wszystko niewyssaną z palca, tylko opisaną na podstawie moich doświadczeń. A te – przynajmniej w przypadku Orange – są dość spore. Pierwszy telefon (Centertel) dostałem w roku 1997. Analogowa Nokia. Później Centertel wprowadził Ideę, by w końcu zamienić się w Orange. Od stycznia tego roku testuję za to Plusa który głównie siedzi w moim iPadzie mini, a od początku maja zamieniłem Orange na Play.
Ale zanim przejdę do werdyktu jeszcze kilka słów o kryteriach wyboru sieci.
Otóż mam wrażenie, że często – także w przypadku telefonu – dokonujemy różnych wyborów nie na podstawie czynników które są dla nas naprawdę ważne, tylko na podstawie tych które są nam wepchnięte przez reklamę, czy innych. Przykład? Konto bankowe. Często podejmujemy decyzję o banku na podstawie oprocentowania na rachunku bieżącym, lub opłat za rachunek. Czy to jest ważne? Błagam. W świecie w którym kupujesz spontanicznie kebaba za 10 zł, kluczowym czynnikiem jest to, czy miesięcznie wydasz 5 zł za utrzymanie konta? A oprocentowanie? Na rachunku bieżącym? Kaman, on nie służy do oszczędzania. Jest wiele innych czynników które powinniśmy brać pod uwagę wybierając rachunek bankowy. Tak samo jest z wyborem operatora komórkowego. Oto główne czynniki i mój stosunek do nich:
- Ilość znajomych w tej samej sieci – nie jestem już w gimnazjum. Dla mnie ma to ZEROWE znaczenie :)
- Koszty połączeń – dość trudno je porównać ze wszystkimi taryfami, obniżkami, happy hours itp. Ale generalnie są one dla mnie bez znaczenia – w większości sieci wyjdzie to PODOBNIE. Przynajmniej w taryfach “all inclusive”. 10 czy 20 zł w te czy we wte to dla mnie koszt o którym mogę zapomnieć. Tyle kosztuje jeden drink w barze :)
- Ceny telefonów – już dawno obliczyłem, że nie opłaca mi się brać telefonu u operatora, tym bardziej że używam iPhone. O wiele lepiej kupić go za gotówkę, czy na raty i wziąć ofertę bez telefonu.
- Obsługa – TAK. To bardzo ważne. Poziom obsługi, ilość czasu spędzanego na użeraniu się na infolinii, czy na mailach. To akurat mega ważne. Mój czas jest bardzo cenny i nie lubię go tracić na pierdoły ani PRL-owskie absurdy.
- Zasięg – chyba najważniejszy czynnik. Ja po prostu chcę mieć szybki net gdzie się da, nie mówiąc już o tym, że ma mi nie przerywać rozmów. I tak zasięg w Polsce jest gówniany, ale chcę mieć najlepszy z możliwych.
Orange
A więc przede wszystkim jakość obsługi i zasięg. Jak było w Orange? Na obsługę zbytnio narzekać nie mogę. Ok, ok, nie było kolorowo, było sporo absurdów, ale szczerze mówiąc porównawszy to do obsługi w ś.p. TPSA, albo (tfu) Netii – to nie było źle. Moje problemy były załatwiane, choć czasami naokoło i czasami ocierały się o absurdy. Gorzej z zasięgiem. Idea była siecią “miejską” i prawdę mówiąc nigdy się chyba z tego nie podniosła. Zawsze miałem wrażenie, że znajomi z Plusa, czy Ery mieli lepsze zasięgi. Najgorsze natomiast było to, że na moim Zaciszu w domu czasami traciłem zasięg, przełączałem sie na Edge, a transmisja była mega powolna.
Postanowiłem więc zmienić sieć. Ale przedtem opowiem jeszcze o Plusie, bo tam założyłem sobie abonament ze względu na LTE.
Plus
Plus to królestwo skrajności. Ta sieć ma genialną infrastrukturę i o zasięgu naprawdę nie mogę powiedzieć złego słowa. Jest super. Mam LTE w olbrzymiej ilości miejsc, co oznacza transmisję rzędu 20-30 Mbit. W takiej Mławie chociażby. Nie mówiąc o dużych miastach. Na zasięg w dzikich miejscach wakacyjnych też nie narzekam.
Plus natomiast nie posiada obsługi klienta. Po prostu. To co posiada można nazwać atrapą. Plus tkwi jeszcze w czasach komunistycznych i jedynym jasnym punkcikiem na mapie jest jego obsługa na Facebooku. Infolinia to jeden wielki żart. Oczekiwanie rzędu kilkunastu (!) minut, absurdalne zasady, tysiące pinów, kodów, pluskodów i innych bzdur, których zwykły człowiek nie chce pamiętać. Promocje których nie można włączyć w salonie, tylko na infolinii (wtedy sa korzystniejsze) i inne absurdy. Potwierdzanie operacji SMS-em (jak ma się kartę wsadzoną do iPada, który nie odbiera SMS-ów to jest się w ciemnej dupie). I tak dalej. Brrr.
Play
I na koniec hit sezonu. Play. Nie, nie przeniosłem się tam dlatego, że z billboardów spogląda na mnie setka celebów która przeniosła tam numery. Ani dlatego, że Play spowodował, że Młody Stuhr znowu jest młody. Skusił mnie wewnętrzny roaming.
Otóż Play twierdzi, że przełącza się pomiędzy innymi sieciami gdy zabraknie mu zasięgu. Czyli nie mam Playa – hop, przełącza mi się na Plusa lub Orange. To mnie kupiło. Po co brać telefon w Plusie, skoro mogę mieć Playa, Plusa i Orange w jednym? Tak też zrobiłem.
I tu muszę przyznać jedno – obsługa w Playu jest epicka. Połączenie od razu, nie mają sztywnych skryptów jak w Orange, takich które powodują, że tego się nie da, za to musisz zapłacić. Pisałem już i mówiłem o tym, że dostałem kartę sim za friko tylko dlatego, że moja nowa poszła do innego miasta niż to w którym byłem. I tak dalej – włączanie usług w kilka sekund itp – bajka. Pod tym kątem zdecydowanie to pierwsze miejsce i kompletne przeciwieństwo Plusa. Ale…
No właśnie. Ale. Co mi po tym wszystkim, skoro jeśli chodzi o zasięg, to Play daje jednak ciała bardziej niż ktokolwiek inny. Nie mogłem nigdy zrozumieć tego, że pomimo tak fajnej rzeczy jak wewnętrzny roaming, tyle ludzi narzeka na Playa. Teraz już wiem. Bo on po prostu nie działa…
Nie miałem nigdy tylu problemów z zasięgiem co w Play. Co chwilę dostaję smsy o tym, że ktoś próbował się do mnie dodzwonić, chociaż telefon leżał włączony koło mnie! Nigdy nie zrywało mi tak często połączeń w trakcie rozmowy. Masakra jakaś. A sławetny roaming? To nie działa tak jak powinno. Po pierwsze przełącza się wtedy kiedy już zupełnie nie ma zasięgu, czyli dość późno. Ręczne obsługiwanie tego jest upierdliwe. A po drugie gdy jesteś podłączony do obcej sieci, masz zupełnie inne warunki. W tym samym miejscu na karcie Plusa mam o wiele szybszy net, niż w Playu będąc podłączonym do Plusa. Tak jakbym był wtedy “obywatelem drugiej kategorii”.
I jeszcze jedno – kompresja. Zdziwiłem się, gdy przyszedł SMS z Playa, że zużyłem 2GB danych. Wow. W Orange ledwo przekraczałem 1GB. Coś nie tak. Okazało się (nie jestem specem więc poprawcie jeśli coś zwaliłem) że Play nie kompresuje danych tak jak Orange i dlatego zużywa się tam limit o wiele szybciej. Słabo. Na tyle słabo, że w ostatniej chwili wycofałem przeniesienie numeru mojej żony do Playa. Ja będę musiał ze swoim pomęczyć się jeszcze rok. Chyba, że coś tam się zmieni. Rozumiem w pełni narzekanie na Playa*.
A więc werdykt:
Plus: Świetny zasięg, beznadziejna obsługa.
Orange: Dobry zasięg, dobra obsługa.
Play: Beznadziejny zasięg, świetna obsługa.
A teraz podnoszę tamę i wpuszczam te miliony opinii od Was – jak znam życie totalnie sprzecznych i bazujących na różnych doświadczeniach. No cóż, życie.
P.S. Nie miałem nigdy okazji przetestować Ery / T-mobile, ale z opinii moich znajomych wynika, że mają lepszy zasięg niż Orange, ale gorszą obsługę od nich. Ale nie mądrzę się dopóki kiedyś nie potestuję.
*Tak Kowlaczku, miałeś rację ;)