Wczoraj Mateusz Kusznierewicz pokazał swój nowy produkt – fotoramkę, do której możemy przesyłać zdjęcia. Sieć oczywiście podzieliła się na dwie grupy – tych, którzy przyklasnęli binzesowi i tych którzy stwierdzili, że to bez sensu. Wiecie, ja nie będę wróżył temu biznesowi powodzenia, czy też porażki z jednej prostej przyczyny – mam za mało informacji. Nie mam pojęcia jak wygląda rynek takich gadżetów, ba, nawet nie wiem czy podobne już istnieją (podobno tak). A taka wiedza jest dość kluczowa. Odniosę się jednak do kilku innych spraw, które pojawiły się w dyskusjach.
Marketing 1.0?
Znacie koncepcję Marketingu 1.0 i Marketingu 2.0 Philipa Kotlera? Otóż dawno, dawno temu, a będziemy to liczyć raczej w dziesiątkach lat, marketing wyglądał dość prosto: wyprodukowaliśmy produkt, a teraz zastanówmy się jak go sprzedać. Wiele lat później perspektywa zmieniła się – marketing zaczyna się o wiele wcześniej, od badania potrzeb konsumenta, które produkt mógłby zaspokoić, problemów które miałby rozwiązać. Od badania grupy docelowej. Ba, wg Kotlera na horyzoncie mamy Marketing 3.0, ale to już inna para kaloszy.
Naprawdę nie potraficie oszacować rozmiaru target grupy? Nie potraficie zdiagnozować “insightu”, czyli potrzeby konsumenckiej? Dlaczego porównujecie to do DICE+? Bo też polskie? Dlaczego patrzycie przez pryzmat produktu? Jaka jest potencjalna grupa użytkowników gadżetu do gier, a jaka jest potencjalna grupa offline’owych osób posiadających zdalną rodzinę?
Istnieje życie offline
Rozśmieszyło mnie też udowadnianie “są przecież tablety” albo “można przesłać mailem”.
Po pierwsze chyba trochę zapomnieliśmy o tym, że THERE IS LIFE OUT THERE. Serio, istnieje bardzo duża grupa ludzi żyjących offline. Nie, nie staruszków którzy nigdy nie korzystali z sieci, jak moja ponad 90 letnia babcia. Chociaż takich osób też jest bardzo dużo. Mówię o osobach, dla których net nie stanowi centrum życia. Baby boomers, czyli wyż powojenny, a nawet ci starsi, czyli roczniki 30-39 mają się jeszcze dobrze. Oni naprawdę nawet gdy mają smartfony i tablety, nie spędzają całego dnia przed ekranem – poza wyjątkami. A często tabletu nie mają i mieć nie będą. Bo mają zupełnie inny rozkład i model życia.
Rozrywkę zapewnia im telewizor albo książka, w sieci sprawdzą maile od wnuczka czy dzieci, może znajdą jakieś przepis. Komputer stoi gdzieś w kącie z wyłączonym monitorem. Kurcze, nawet spora część ludzi w moim wieku czyli przełomu lat 70 i 80, nie żyje ciągle online – sprawdza maila raz dziennie, wchodzi na fejsa raz na kilka dni. Bo pracuje offline.
A potrzeba kontaktu z rodziną jest zawsze. Babcia zawsze bardzo cieszy się gdy przychodzą nowe zdjęcia wnuków, fajnie że MMS-em, ale
-Wydrukowałbyś mi je?
– Tak, kiedyś.
No właśnie. A teraz w domu, na honorowym miejscu pojawia się ramka, zwykły sprzęt na półce, biurku, czy parapecie, na którym magicznie pojawiają się najnowsze zdjęcia. TO dla nich jest newsfeed. TO dla nich są najważniejsze wiadomości. Im dalej mieszka rodzina, tym jest to ważniejsze. Kiedy myślę o mojej Babci, która ma prawie 9 prawnuków i myślę, że mogłaby oglądać sobie takie świeże zdjęcia, to wyobrażam sobie, że wypełniłoby to jej dzień. Zupełnie. Ba, nawet moja korzystająca czasem z netu Mama ucieszyłaby się pewnie, gdyby zdjęcia dzieciaków pojawiały się jej na bieżąco w takiej ramce stojącej gdzieś w centralnym miejscu domu. Owszem, ma iPhone, ale musi znaleźć okulary żeby obejrzeć foty, poza tym może mieć tylko jedno na tapecie na raz. A to nie jest pokolenie Snapchat które zobaczy i zapomni. Będzie do tego zdjęcia wracać wiele razy.
Wyjdźcie ze swojej bańki. Istnieje życie poza siecią i jeszcze trochę będzie istnieć. Szczególnie poza dużymi miastami.
***