Jarałem się. Bardzo się jarałem. Nawet nie samymi zapowiedziami i detalami – jestem już na tyle dużym chłopcem, że zdaję sobie sprawę z bulszitu jaki odwalają często działy marketingu. Tak jest z wieloma grami, więc raczej nie pompuję oczekiwań. Ale tym razem trochę musiałem.
Ja lubię spokój
Lubię spokojne gry. Takie w których niekoniecznie dużo się dzieje. Nie jestem graczem który potrzebuje emocji, adrenaliny i ciskania padem w ścianę. Nie gram w Fifę z kumplami po sieci, nie cisnę za bardzo w jakieś napierdalanki po sieci. Może dlatego, że już to wszystko przerabiałem w swoim długim, gejmerskim życiu. Lubię za to na spokojnie usiąść wieczorkiem z padem / myszką w ręku, nalać sobie nieco whisky i dać się pochłonąć. Piękna grafika, dobra muzyka, fajna immersja i jestem w środku. Co więcej, gra nie musi mieć specjalnie celów, czy zadań, to też nie ja. Kiedyś odpalałem sobie Assasyna tylko po to, by pobiegać po dachach. Odpalam Skyrima ze wszystkimi możliwymi modami, by poczuć magię i pogonić nieco smoki. Lubię nawet Flower – grę, która wydaje się najnudniejsza na świecie – ot latanie po łące.
Bardzo lubię Minecrafta, właśnie dlatego że na spokojnie mogę uprawiać robinsonadę, szczególnie gdy włączę jakieś fajne shadery. Dlatego też No Man’s Sky jednak mnie podjarało. I niestety – po kilku dobrych podejściach, muszę powiedzieć, że trochę lodu w majty.
To, na co najbardziej czekałem to eksploracja kosmosu. Różne planety, układy gwiezdne, galaktyki. Każda inna, każda z inną roślinnością. Będę latał i oglądał, podziwiał kolorowe oceany i roślinność. Klasyfikował zwierzęta niczym Conseil w u Juliusza Verne’a. Nie, nie potrzebuję do tego nawet walki. Niestety, dostałem grę, która nudzi. Nawet kogoś tak bardzo nastawionego na jej monotonię jak ja.
Problem 1: Immersja
Zaczynamy grę właściwie bez wprowadzenia. Znajdujemy się w świecie pełnym galaktyk i układów, planet i księżyców. Wszystkie nieodkryte – raj. Okazuje się jednak, że na każdej latają drony, na każdej znajdują się (powtarzalne jak cholera) stacje kosmiczne, niby mamy odkrywać, ale wszystko jest już odkryte. Niby dziewiczo, a tłoczno jak w uniwersum Star Wars. Latają atakujące nas statki, ale planety są puste. O co chodzi?
Problem 2: Powtarzalność
To chyba jest największy zawód jeśli chodzi o tę grę. Serio, Assassin’s Creed 1 przy tym to gra pełna różnorodności. Zamiast różnorodnych planet dostajemy planety różniące się praktycznie tylko kolorami i to nie zawsze. Na każdej właściwie wydobywamy to samo. Pierwiastki wyglądają tak samo, może ich występowanie różni się między nimi minimalnie, ale mam ciągłe deja vu. Nie jestem specem od astronomii, ale wiem, że nawet w naszym układzie kada planeta jest zupełnie inna.
Zwierzęta? Są. Mimo wszystko dość podobne, nawet niesławne Spore (na które również czekano latami) miało o wiele większą różnorodność form życia. No kaman…
Rasy NPC? Może grałem dopiero kilka godzin, ale zamiast różnych ras widuję może ze 3, wszystkie wyglądające mniej więcej jak z Abe Odyssey. Doc, are we back in 90s?
Ale to wszystko nic, najbardziej nudzi powtarzalność rozgrywki. Ja nie wiem czy gry produkuje się już dla totalnych tępaków, ale kilka rodzajów lokacji występujących w każdym układzie to już totalne przegięcie. Już chrzanić immersję, która przez taką umowność jest nijaka (no weź wczuj się w to, że w odległych od siebie układach planetarnych każda baza wygląda praktycznie tak samo), to po prostu jest NUDNE. Wydobywam surowce, sprzedaje je, próbuję coś craftować. Mine & Craft. Z lepszą grafiką. Ale większą nudą. Serio, w Minecrafcie dzieje się o wiele więcej! Co chwilę odkrywamy kamienie, które uczą nas jednego ze słów obcej rasy. Start, lądowanie, wydobywanie i tak dalej. Czekasz aż coś się rozkręci, czekasz i nic. Zupełnie nic.
Problem 3: Craftowanie
Ja wiem, że dla niektórych to mega podjarka. Ja w sumie lubię craftować, ale nie kręci mnie to az tak bardzo jak niektórych. Lubię gdy nie jest to zbyt upierdliwe – choćby tak jak w Wiedźminie 3 przed patchami (teraz to jest mocno ułatwione). Zapamiętywanie receptur, kupowanie i tak dalej – wszystko jest fajne o ile nie spędzasz tam połowy czasu gry. Dodatkowo – na konsoli robi się to zawsze o wiele trudniej, sterowanie w takich interfejsach za pomocą myszki jest łatwiejsze.
Kolejnym problemem jest fakt, że mamy na początku cholernie mało pól w ekwipunku. I znowu realizm – serio, na statku jest tyle samo miejsca na surowce, co w kombinezonie? W sensie na statku zmieszczą się cztery tony węgla, tyle samo w kombinezonie? Oczywiście w trakcie gry można powiększać miejsce na surowce, ale to też jest strasznie schematyczne, umowne i mało realistyczne.
Problem 4: Poruszanie się
Mamy do dyspozycji w sumie kilka prędkości. Tę podstawową, przyspieszoną i dwa rodzaje hiperprędkości. Ta najszybsza służy do przemieszczania się między układami planetarnymi. Problem z nią polega na tym, że trzeba za każdym razem tankować ją odpowiednio zcraftowaną baterią. Co wymaga kilku kroków. Było to fajne za pierwszym, drugim czy piątym razem. Potem po prostu robi się upierdliwe. Dodatkowo każdy warp to jakieś 30 sekund czekania i animacja nie do przeskoczenia. Ziew, serio?
Trzecia prędkość to szybkie poruszanie się między planetami, choć też zabiera to nieco czasu. Najgorzej, że nie działa przy samej planecie, w związku z tym, aby dotrzeć do określonego punktu na niej trzeba co chwilę wychodzić z atmosfery i wchodzić w nią nad odpowiednim punktem. Trochę to skomplikowane, ale chodzi mi o to, że są to czynności niekoniecznie dające fun z rozgrywki.
Podsumowanie
Słowem – to nie jest niestety gra na którą czekałem. Nie chcę multi o którym wszyscy krzyczą. Chrzanię to, nie potrzebuję bandy dzieciaków mających za dużo czasu, które obstawią mi cały świat. Mogę grać sam. Ale potrzebuję różnorodności, która mnie oczaruje. A nie powtarzania do usranej śmierci tych samych czynności. Potrzebuję immersji, uwierzenia w świat w którym jestem. Albo chociaż tak wykręconej warstwy wizualno muzycznej jak w Journey – grze prostej do bólu, jednak pochłaniającej swoim wykręceniem niemalże ze świata Salvadora Dali. Tu mam powtarzalne planety, powtarzalne czynności, schematyczność rodem z gry planszowej i ileś upierdliwych czynności.
Nie na taki wszechświat czekałem, sorry. Mam nadzieję, że ten świat się rozbuduje. Na razie po prostu zasypiam.