Lajk*. Słowo-klucz ostatnich pięciu lat. Symbol sukcesu. Waluta powodzenia. Złoty cielec i jednocześnie koszmar branży social media. Wyznacznik zajebistości kampanii. O lajkach można napisać pewnie całą pracę magisterską, jeśli nie porządną książkę. Lajki zmieniły sposób w jaki postrzegamy treści w internecie. Przedtem jedynie wybrane treści pojawiające się w sieci miały możliwość oceny – teraz całkiem normalne jest dawanie lajka gdy coś nam się podoba. Doceniamy jednocześnie zwiększając zasięg. No właśnie, czy to na pewno takie normalne?
(*Pisownia “lajk” jest jak najbardziej poprawna i nawet polecana przez prof. Bralczyka, więc od tej pory z premedytacją będę jej używał – na pohybel apostrofom).
Lajki dajemy różnie. Są osoby, które robią to rzeczywiście bez ograniczeń, są jednakże takie, które wydają się trzymać węża w pudełeczku z lajkami (o czym pisałem już dawno temu). Uważają, że lajk to najwyższa forma orderu za zasługi. Głęboko myślą nad tym jednym jedynym lajkiem w danym dniu, czy nawet tygodniu, a następnie czekają na werble i TRACH! Poszedł.
Jest.
Oczywiście przerysowuję i nieco szydzę. Dlaczego? Dlatego, że takie podejście jest złe na kilku płaszczyznach – jak bardzo nie chciałbym uogólniać i narzucać swojego podejścia.
Lajki a platformy
Właściwie większość platform ma odpowiednik lajka. Instagram ma serduszka, Twitter – gwiazdki, czyli favstary. Youtube łapki w górę i w dół. I właśnie te dwie pierwsze platformy pokazują, że postrzegane jest to różnie.
Nie korzystam w tej notce z żadnych badań, jedynie z moich codziennych wielogodzinnych obserwacji zachowań w sieci. Na Instagramie zaangażowanie użytkowników jest czymś zupełnie naturalnym. Tym bardziej, że wystarczy tapnąć dane zdjęcie dwukrotnie. Całkiem normalne jest 60, czy 100 serduszek nawet przy 1000 subskrypcjach. Na Twitterze – wręcz odwrotnie. Bardzo, bardzo rzadko spotykam się z tweetami, które mają ponad 100 gwiazdek. Dlaczego? Nie wiem, może wy to mi wyjaśnicie? Mam wrażenie, że o ile instagramowe serduszko jest po prostu powiedzeniem “fajne!” to na Twitterze gwiazdka rzeczywiście oznacza “mój ulubiony tweet”. A może to kwestia tego, że na tt jest tak dużo wpisów, że po prostu zasięgi są dość małe?
Na fejsie jest to gdzieś po środku, ale tutaj dochodzi kwestia jeszcze innego mechanizmu o którym w następnych paragrafach.
Lajki a wiek
No właśnie. Zarówno badania na które natykałem się w sieci jak i własne obserwacje i dyskusje z social-mediowcami mówią jedno – im jesteś starszy (mentalnie :D ) tym mniej lajkujesz. Po prostu. Osoby starsze czyli pokolenie X (urodzeni na przełomie lat 70 i 80) lajkują bardzo mało. Pokolenie wcześniejsze (Baby Boomers), nie lajkuje prawie wcale. Mam trochę takich osób wśród subskrybentów i znajomych, i rzeczywiście zdaje się to potwierdzać. Czasem takie osoby nie odezwały się, ani nie zalajkowały niczego ani razu przez dobre kilka lat. A wiem, że czytają i mają pozytywny stosunek.
Z drugiej strony pokolenie wychowane w dobie internetu, czyli digital natives, lajkuje o wiele chętniej. To właśnie po to często “wpuszcza się” takie osoby na fanpage robiąc odpowiednią rekrutację – by podbić zaangażowanie. Może wynika to z tego, że ci ludzie doskonale wiedzą jak działają mechanizmy internetowe i nie mają z tym problemu, może zupełnie inne kwestie. Jedno jest pewne – to oni są najbardziej zaangażowani.
Lajki a TY
Oczywiście to wszystko kwestia konkretnej osoby. Ja lajkuję dużo, choć jestem właściwie z pokolenia X. Znam osoby młode, które nie angażują się zupełnie. Ale patrząc ogólnie, takie właśnie wnioski wyciągam. Czy obraziłem Cię tytułem notki? Chciałem tylko lekko zadrwić – no cóż, jeśli rzeczywiście to ty masz węża w pudełeczku z lajkami i rozdajesz je bardzo rzadko, to może jesteś mentalnie stary. A może masz inne powody. Ja napiszę za chwilę dlaczego warto uaktywnić się w sieci i robić to częściej.
Czasem odzywają się do mnie osoby mówiące “Cześć, obserwuję cię od 3 lat…” a ja myślę “Do cholery, przez TRZY LATA nie dałeś ani jednego lajka ani nie skomentowałeś i nadal mnie obserwujesz?!”
Albo piszę totalnie do dupy, a ty się męczysz (po co) albo rzeczywiście w pudełeczku w którym trzymasz lajki mieszka grzechotnik i boisz się tam sięgnąć. Ja pamiętam twarze, kojarzę większość angażujących się ludzi. Serio, przez tak długo nic nic nic? I nadal chcesz mnie czytać? Nie kumam. Rozumiałbym, gdybym przynudzał. Ale skoro czytasz to chyba jednak nie?
Co lajkowanie daje innym?
Lajk to nie tylko pokazanie innym, że TY lubisz dany tekst. Choć nie oszukujmy się, to też jest cholernie ważne. Dlaczego lubię lajki? Można powiedzieć, że to narcyzm, że to dowartościowywanie się, ale ja nie widzę niczego złego w badaniu, czy moje teksty się podobają. Kiedyś sprawdzano nakład, potem ilość wejść na stronę. Lajk jest bardzo fajnym wskaźnikiem mówiącym “dobra robota, cieszę się, że przeczytałem ten tekst”. Uważam, że wciśnięcie tego – tym bardziej, że prawdopodobnie nie płacisz za 99% tego co czytasz w sieci – jest fair. To kosztuje ciebie ułamek sekundy, a mówi drugiej stronie, że wyrażasz aprobatę. Oczywiście o ile wyrażasz, bo może być zupełnie inaczej :)
Jednak dziś to o wiele więcej. Lajki to dla blogów, czy małych firm i serwisów kwestia życia i śmierci. Dlaczego? Dlatego, że to od lajków zależy zasięg danego wpisu na Facebooku. A raczej od tego jak zaangażują się ludzie w ciągu pierwszych minut. Serio.
Jeśli na fanpage który ma 20 tysięcy fanów w ciągu pierwszych minut po opublikowaniu statusu, czy zdjęcia posypią się raptem 4 lajki, to Facebook nie pokaże tego reszcie fanów. Zasięg tego postu będzie wynosił może maksymalnie 1000. Czyli 19 tysięcy osób go nie zobaczy. Oczywiście duża firma zapłaci za to, by pokazać się innym. Natomiast malutka firma, czy blog raczej tego nie zrobi. A więc dając lajka dajesz coś więcej niż swoją aprobatę. Zwiększasz zasięg. Oczywiście możesz mieć to totalnie w dupie – więc za chwilę dlaczego daje to coś także tobie.
Co lajkowanie daje tobie?
Często słyszę, że “Facebook pokazuje mi same bzdurne treści”. A skąd ma wiedzieć co ci pokazywać, skoro tylko patrzysz się w ekran? :) Facebook analizuje co lajkujesz i w co klikasz, a następnie pokazuje ci więcej treści tego typu i więcej treści z danego źródła. Jeśli lajkujesz częściej moje notki – jest większa szansa, że zobaczysz ich więcej w przyszłości. Jeśli lajkujesz często statusy danej osoby – zobaczysz więcej od tej osoby w przyszłości. I vice versa.
Niestety są to mechanizmy trochę samonakręcające się, ale tak jest to zbudowane. Warto mieć to gdzieś z tyłu głowy.
Co lajkowanie zmienia globalnie?
Wiecie dlaczego swego czasu na Fejsie pojawiło się mnóstwo płytkich treści, śmiechowych obrazków, nawet w wykonaniu firm? Bo ludzie wolą lajkować rzeczy śmiechowe, proste i mało angażujące. To nieco przykre, ale takie właśnie treści bardziej angażują. I tak w sumie było zawsze, bo Moda na Sukces zawsze zgarniała większą oglądalność niż Teatr Telewizji, ale nie lajkując rzeczy bardziej zaangażowanych, powodujesz po trochu, że takich treści będzie mniej. To tak jak z filmami na Youtube – mówił o tym już kilka lat temu Krzysiek Gonciarz. Głupawy film z gimbusem będzie miał o wiele więcej jutubowych lajków niż bardziej zaangażowany i trudniejszy w odbiorze reportaż z Japonii.
Oczywiście z każdego opisanego przeze mnie powodu po trochu. Ale drodzy dojrzali czytelnicy – a myślę sobie, że tylko tacy dotrwali do końca tekstu składającego się z tak wielu paragrafów – nie bądźcie mentalnymi starcami. Doceniajcie innych choćby przez lajka. Pod statusem, linkiem i zdjęciem na fejsie, czy pod tekstem na blogu. Pod filmem na Youtubie. Dziwicie się, że jest tak mało filmów dla starszych widzów? A tak dużo dla gimbazy? Że stosunkowo mało twórców chce startować z bardziej ambitnymi formatami? Bo tu jest o wiele trudniej zebrać zaangażowaną publiczność. A to jest siła napędowa dla twórców. Oczywiście chodzi też o inny stosunek widz-twórca w przypadku młodego i dojrzałego widza, ale to temat na osobną notkę.
Słowem – nie bój się lajkować. Owszem, nie komentuj gdy nie masz nic do powiedzenia ;) ale lajk nikomu nie zaszkodzi. A może pomóc. Oczywiście tylko jeśli rzeczywiście doceniasz to co zostało napisane.
Bo… tu może zszokuję część osób, I LIKE IT wcale nie oznacza po polsku LUBIĘ TO. To po angielsku PODOBA MI SIĘ TO. Choć błędne tłumaczenie pewnie pozostanie już z nami na zawsze.
Dziewczyna może mi się podobać na pierwszy rzut oka. I like her. Ale wcale nie oznacza to, że ją lubię. Jak mogę ją lubić, skoro jej nie znam? ;)
A więc podoba ci się – kliknij. Nie musisz tego kochać. Ubóstwiać. Wielbić. To po prostu “good job!”. A naprawdę nic nie dodaje wiatru w skrzydła jakiemukolwiek twórcy w sieci (i nie tylko w sieci) jak aprobata.
Dzięki!