Spędzamy weekend w Gdańsku, a dokładniej w całym Trójmieście, bo trudno być tutaj i nigdzie się nie ruszyć. Po obowiązkowym spacerze z dzieciakami po molo, postanowiliśmy coś zjeść. Facebook naszym przyjacielem – spytaliśmy gdzie dobrze zjeść, a Grzesiek Stykowski z Lifenotes.pl polecił nam jakąś dziwną restaurację do której trzeba kawałek drogi dojechać. Z jednej strony trochę mi się nie chciało, ale Mary uparła się i powiedziała, że Grześkowi trzeba ufać. Pojechaliśmy.
GPS prowadził nas przez lasy i pagórki, miałem wrażenie, że jesteśmy już dawno daleko poza miastem i za chwilę pojawi się przed nami Jastrzębia Góra albo co najmniej Wejherowo. Po wyjechani z kolejnego lasu oczom naszym ukazało się osiedle bloków – typowa nowoczesna inwestycja położona Gdzieś-Tam-Daleko. Prawdę mówiąc nie chciało mi się wierzyć, że restauracja będąca w Top 100 Polskich Restauracji może znajdować się w takim miejscu – czekałem aż Mary powie, że jednak pomyliła się i to nie tu, tylko w innym mieście z tą samą ulicą. Ale nie – rzeczywiście lokal o którym mowa położony jest skromniutko w jednym z budynków, na parterze, zupełnie jak Żabka, czy inny punkt w tego typu miejscach,
Mieliśmy farta, co okazało się po chwili. W restauracji znajdują się 4 stoliki, wszystkie były wolne, lecz na trzech stała kartka z napisam REZERWACJA. Usadziliśmy Franka i Lilę, Helena spokojnie leżała w wózku i zajęliśmy się studiowaniem menu. Miałem nadzieję, że znajdę coś dla mojego, chwilowo bezmięsnego podniebienia :) I nie zawiodłem się.
Na start zupy. Ja zupę tajską z krewetkami – jedna z lepszych, o ile nie najlepsza jaką jasłem. Ostra, ale bez przesady, idealnie wyważona. Pycha. Marysia za to zupę rybną – ryba rozpływała się na języku, smaku nie jestem w stanie określić, bo chyba nie jadłem nigdy tak dobrej zupy rybnej.
Po zupie skosztowaliśmy smoothie zrobionych z dość dziwnych składników, choć oczywiście bazą były owoce.
Czas na danie główne. Kusiło mnie wiele rzeczy, ale ostatecznie wybrałem rybnego burgera. To nie był wybór idealny, mogłem w sumie wybrać wiele dań z natury bezmięsnych, choćby takich jak penne z podgrzybkiem, które wzięła Mary. Penne kosmiczne. KO-SMI-CZNE. Serio. I know good food when I see one.
A mój burger? Był bardzo dobry jak na rybnego burgera, ale był to nadal rybny burger. W sensie nic niesamowitego. Bardzo dobry dorsz, fajne zestawienie z kiszoną kapustą, ale chyba muszę po prostu skupić się na daniach stricte bezmięsnych, a nie jakichś zamiennikach.
Jak część z Was wie, nie jem słodyczy (oprócz pojedynczych wyjątków). Większość jest dla mnie za słodka, mdli mnie. Jednym z wyjątków jest crème brûlée. Dobrze zrobione nie jest za słodkie, a cukier na wierzchu delikatnie osładza całość i pięknie się kruszy. Nie muszę chyba dodawać, że było zrobione idealnie.
Powiem tak – mega niespodzianka. I mega szczęście dla osób mieszkających w tej podmiejskiej sypialni. Dużo dałbym, żeby mieć taką restaurację obok siebie. No ale cóż – w naszej okolicy najwyżej kebaby i DaGrasso :( No dobra, mamy Bella Napoli, ale to wyjątek. Takie jedzenie w takiej cenie? Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś kto mieszka w Trójmieście nie pojechał tam chociaż raz. My na pewno wrócimy. Choćby na mięso. Po Wielkim Poście :)
Ach, zapomniałbym. Adres. Oto i on:
ul. Filipkowskiego 3
81-578 Gdynia-Wiczlino
telefon: +48 530 282 282