Fejkowe newsy. Ostatnio o nich głośno. To znaczy głośno w mainstreamie, bo przecież większość z nas wie o nich nie od dziś. Internetowe hoaxy, czyli mające generować zasięg popularne legendy istniały na długo zanim liczyło się lajki, czy przeliczało je na pieniądze. Pamiętne kwadratowe koty hodowane w butelkach (“bonsai kitten”), czy inne tego typu rewelacje to przecież przełom wieków. Jeszcze wcześniej pojawiły się miejskie legendy – historie świetnie brzmiące na imprezach, które dziwnym trafem zdarzyły się zawsze “znajomemu znajomego”. Nie wspominając o historiach w stylu “dziecko zniknęło na godzinę, po godzinie się znalazło, bez nerki”. Nadal znam ludzi, którzy w to wszystko wierzą. Znam też niestety zbyt mało takich, którzy zadają sobie trud, by sprawdzić, czy to prawda, czy nie.
Szerujemy ckliwe, fejkowe historie zebrane w serwisach służących tylko do tego, by je publikować. Nie zadajemy sobie trudu, by choćby przeklikać się dalej i sprawdzić co to za źródło.
Trud. Słowo klucz. Nie chce nam się chyba. Po prostu się nie chce. Najpierw myślałem, że mamy dziś za dużo do roboty, ale potem pogoniłem te głupie myśli. Żyje nam się wygodniej niż kiedykolwiek i choć nie wszystkim, i nie wszędzie (nierówności są ciągle bardzo duże), to mimo wszystko ci z nas, którzy przesiadują w sieci, raczej problemu ze znalezieniem pożywienia nie mają. Stajemy się za to coraz bardziej leniwi – mamy wszystko na wyciągnięcie ręki. Mamy apkę do seriali, apkę do muzyki, a nawet apkę do znalezienia partnera. Klik!
Patrzę wkoło i zastanawiam się – czy my naprawdę chcemy prawdy? Przecież żyjemy w sztucznym świecie, nie od dziś. Żyjemy w Matrixie, robimy to, czego nie zrobił Cypher. Łykamy niebieską pigułkę i udajemy, że nam z tym dobrze.
Oglądamy fejkowe dokumenty. Mydlane paradokumenty w stylu Pamiętników z Wakacji i setki im podobnych. Sztuczne od początku do końca, odgrywane przez naturszczyków, jednak zupełnie wymyślone. Udajemy sami przed sobą, że w nie wierzymy, żeby pośmiać się z tych ludzi (jesteśmy lepsi!).
Talent show, wyreżyserowane niczym hollywodzkie filmy – od występujących tam gwiazd, przez zachowania jurorów, ich łzy, emocje, zdziwienie, sposób głosowania. Wszystko. Niby wiemy, ale to kupujemy, wzruszamy się razem z nimi, dajemy się ponieść magii ekranu. Chowamy głęboko pojawiająca się gdzieś niewiarę mówiącą “to przecież fejk!”. Cicho, daj się bawić!
Jak Ali G odkrywający z przerażeniem, że jego erotyczny sen spowodowany jest faktem iż jego pies wszedł pod kołdrę i liże mu przyrodzenie. Po chwili myśli “a co tam!” i dalej zamyka oczy wyobrażając sobie to, co wyobrażać sobie chce.
Na potęgę oglądamy porno sajty uprawiając z samymi sobą namiastkę seksu – szybką, krótką, dopasowaną do zajętego dnia. Bez zobowiązań, bez komplikacji. Klik.
Słuchamy muzyki śpiewanej przez fejkowe gwiazdy. Gwiazdy nie potrafiące śpiewać, których głosy przepuszczone są przez autotune korygujący wszelkie wady. Coś o tym wiemy, ale po co o tym myśleć? Przecież tak jest dobrze.
Jemy sałatki a’la Cezar i pasztet a’la z zająca. Szynkę i boczek maczany w aromacie a’la wędzenie.
Przestały nam przeszkadzać fejkowe reklamy, które nie wypełniają już podrzędnych serwisów, a największe portale. “Cudowna substancja dzięki której schudła w 2 tygodnie…”, “Nauczył się 12 języków dzięki…”, “Zarabia 5 milionów rocznie dzięki prostemu trickowi…”.
Ignorujemy niewygodne dla nas newsy. Nie są nam potrzebne. Do niczego. Nie czytamy po to, by się czegoś dowiedzieć. Czytamy po to, by utwierdzić się w swoich przekonaniach. Nie w przekonaniach ZA. W przekonaniach PRZECIW. Przeciw NIM – głupszym gorszym, podlejszym, nie mającym racji. By dowieść swojej racji, swojej słuszności, swojej inteligencji. Swojej wyższości. By z tym poczuciem móc dalej zanurzać się w fejkowy świat wokół nas.
Już niedługo będziemy mogli robić to bez przerwy – wirtualne czaty pozwolą zapomnieć o tym gdzie się znajdujemy, a coraz lepsze filtry zasłonią nasze twarze.
Prawda. Po co nam prawda? Chyba niepotrzebna. Firmy natomiast dobrze wiedzą, że prawda im się nie opłaca. Tańsze jest generowanie sztuczności. Przynosi więcej zysków. Jak wszystko co opisałem powyżej. Macie swoją niewidzialną rękę rynku. Fejkową, rzecz jasna.