Jestem w takim wieku, w którym jeszcze nie myśli się o starości, ale już kusi się o różnego rodzaju podsumowania. Szczególnie, że za rok z kawałkiem kończę kolejną dekadę swojego życia. Jestem tu gdzie jestem i… bardzo mi to odpowiada. Owszem, mogę osiągnąć o wiele więcej, ale byłbym głupcem, gdybym nie potrafił doceniać tego co mam obecnie. A jeśli miałbym wypisywać elementy składowe mojego tak zwanego „sukcesu“ (nie przepadam za tym słowem), to byłyby one nieco inne niż te, które pojawiają się w większości wywiadów i biografii. Nie, nie pracowałem od rana do wieczora, nie przymierałem głodem, nie poświęciłem dla biznesu własnej rodziny. I tak dalej. Ale podejmowałem decyzje. Te mniejsze i te większe, a to właśnie z nich składa się ścieżka życia.
I to właśnie brak strachu w podejmowaniu decyzji, to właśnie te momenty w życiu, gdy się je podejmuje, są w moim życiu pewnymi punktami zwrotnymi. Wytrącały mnie z obranego kursu i zmieniały go, na bardzo dobry. Czy lepszy? Trudno powiedzieć, nie wiem co działoby się, gdybym ich nie podjął.
Jedna z pierwszych moich świadomych decyzji to zmiana – w ostatniej chwili – przedmiotu z którego zdawałem maturę. Z próbnej matury, z matematyki, dostałem pałę. System skonstruowany był tak dziwnie, że wystarczyło zrobić jedno zadanie bezbłędnie by zdać, natomiast trzy zadania zrobione z nawet minimalnymi błędami oznaczały totalną porażkę. Tak więc w ostatniej chwili zdecydowałem się pisać maturę z języka, dzięki czemu pewnie uratowałem sobie rok życia.
Potem było kilka decyzji o zmianie uczelni. Czy dobrych? Nie wiem, z obecnego punktu widzenia pewnie tak. Nie ukończyłem żadnej z trzech uczelni informatycznych, ale rzeczy, których się tam nauczyłem pozostały mi w głowie do dziś i nie raz się przydają. Ostatnia, duża decyzja o zmianie studiów wiązała się z przejściem do innej branży – wiedząc, że egzaminy ze ścisłych przedmiotów nie są dla mnie, przeskoczyłem na Turystykę i Rekreację. I to chyba ta decyzja spowodowała, że skończyłem cokolwiek – nie wiem czy dałbym rade gdzie indziej, biorąc pod uwagę mój buntowniczy charakter i niechęć do feudalnego systemu polskiej edukacji.
Rezygnacja z dziennych studiów na rzecz pracy w marketingu na trzecim roku, też wymagała ode mnie zdecydowania. Rodzice nawet nie chcieli słuchać, ja po prostu to zrobiłem. I nie żałuję – dzięki doświadczeniu, które zdobyłem przekształcając starą składnicę harcerską w e-sklep 4 Żywioły, zdobyłem masą doświadczenia w e-commerce i marketingu. Ciężko to przecenić.
Kolejna ważna decyzja to oczywiście zaręczyny i ślub. Czy to już? Czy to ONA? Nawet gdy człowiek opleciony jest mackami miłości, trochę ciężko podjąć ostateczną decyzję. W końcu ma się nadzieję, że to na całe życie. Podjąłem. Nie żałuję, rzecz jasna ;)
Jedna z najbardziej brzemiennych w skutki decyzji, której naprawdę się bałem to decyzja o wyjeździe do Genewy. Mary pracowała w P&G, musiała „odbębnić“ kontrakt za granicą – lepiej od razu, niż z dziećmi, które planowaliśmy. Ja bałem się, bo wiedziałem, że może być ciężko z pracą, a dopiero co załapałem się do branży reklamowej. I miałem rację – ten wyjazd to prawie dwa lata bez pracy. Czy żałuję? Ani troszkę! Nauczyłem się francuskiego, spędziłem wspaniałe miesiące jako pan domu. Chodziłem na spacery z psem, zastanawiałem się nad sensem życia, zajadałem się sałatką nicejską popijaną białym winem. Żyliśmy jak królowie życia. Co więcej, dzięki wolnemu czasowi mogłem bardzo szybko wgryźć się w dopiero co rozwijającego się Facebooka, dzięki czemu… od razu dostałem pracę po powrocie do Polski i tak naprawdę załapałem się do forpoczty branży social media. To w dużej mierze zadecydowało o tym, że jestem, gdzie jestem.
Aż w końcu TA decyzja, czyli porzucenie pracy w Heurece / VML i przejście na pełen etat w Koszulkowo. Samo wejście do Koszulkowa nie było zbyt trudną decyzją. Rzucenie pracy tak – i o tym pisałem już nie raz. Miałem 35 lat, dwójkę dzieci, leasing i kredyt na karku. Do tego wiedziałem, że ciężko będzie mi wrócić do „branży“ w razie niepowodzenia. Udało się? No cóż, oczywiście! Jestem panem własnego losu i własnego czasu. Robię to co lubię, jednocześnie budując swój stan posiadania. Oddaję się mojej ukochanej równowadze work-life, cieszę się życiem. Spędzam więcej czasu przy dzieciakach, a to dla mnie bezcenne.
***
Tych decyzji było więcej. Znacznie więcej. Podejmuję je każdego dnia. To właśnie z nich – jakby to patetycznie nie brzmiało – składa się życie. A w życiu, jak śpiewał Rysiek Riedel, liczą się tylko chwile. Nie zawsze jest łatwo, nie każdą decyzję można dokładnie przemyśleć, nie znamy konsekwencji wszystkich decyzji. Jedno jest z mojego punktu widzenia pewne – nie ma co się ociągać. Ani niepotrzebnie bać. Jest wiele decyzji z którymi zwlekałem, albo których się bałem. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się to śmieszne.
Nie uznaję teorii wedle której moje obecne życie jest tylko przygotowaniem do emerytury. Życie jest tu i teraz. Chcę z niego korzystać. Rozumnie, ale z rozmachem. Bo na każdym etapie życia jest ileś rzeczy, które możemy zrobić, ale ich nie robimy. Tylko dlatego, że nie podejmujemy odpowiedniej decyzji.
Pamiętaj, liczy się często moment. Ten moment. Dzięki decyzjom podjętym w tym właśnie momencie mam niesamowite wspomnienia i jestem tu gdzie jestem. A czasem jest to tak prosta i mała decyzja jak spontaniczne wyskoczenie z kumplami na miasto. Chociaż już 22, a na nogach kapcie.
A jeśli się nie uda? Wyjdziesz z tego mądrzejszy. Gorzki smak porażki też wiele uczy. Jednak to nie porażki bolą mnie najbardziej. Tylko właśnie te decyzje od których uciekłem.
Dlatego też, gdy zgłosił do mnie ING Bank Śląski z zapytaniem o udział w kampanii ” #tenmoment, gdy…” specjalnie nie zwlekałem. Bo pasuje do mnie ona jak ulał. A czy ja pasuję do kampanii? Oceńcie sami i weźcie udział w konkursie :)