Kilka dni temu wrzuciłem na Facebooka status o tym, jak w ciągu kilku sekund prysł czar pięknych niewiast jadących na rowerach – jedna z nich puściła wiązankę bluzgów, której nie powstydziłby się nie jeden majster na budowie. Zwróciłem tam uwagę na dwie rzeczy – po pierwsze społeczeństwo pod pewnymi względami nam się wyrównuje i trudno czasem w warstwie językowej oddzielić studenta dobrej uczelni od majstra. Po drugie napomknąłem, że od kobiet wymagałbym trochę więcej delikatności i powściągliwości w słownictwie. I wtedy – zgodnie z moimi oczekiwaniami – pojawiły się głosy zarzucające mi seksizm i zacofanie. Bo dlaczego niby kobiety miałyby mniej przeklinać od mężczyzn?
Trochę mnie to zafrapowało i zacząłem się nad tym zastanawiać. Może rzeczywiście gdzieś tam w mojej głowie siedzą sobie pewne stereotypy, które wcale nie są dobre? Bo muszę tu już na samym początku wyraźnie zaznaczyć, że jestem dość mocno za równouprawnieniem kobiet, za wyrównaniem szans, za tym, by płeć sama w sobie nie dyskryminowała już na starcie. Jestem też przeciwny wpajaniu “tradycyjnych” ról społecznych – często jednak mało sprawiedliwych i nieprzystających do rzeczywistości. U nas w domu to ja gotuję, a Mary interesuje się piłką nożną bardziej ode mnie (mniej chyba się nie da). Nie uważam kwestii walki o równouprawnienie za rzecz marginalną, uważam, że w tej kwestii jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia, propsuję większość kampanii, które naświetlają problem.
Ale… ale podskórnie coś mi tu nie pasowało. I im bardziej się nad tym zastanawiałem tym mocniej dochodziła do mnie pewna myśl. Ja bardzo chcę wyrównania szans. I jednocześnie bardzo nie chcę wyrównania płci. Dodania ich do siebie i podzielenia na dwa. Wyciągnięcia średniej. Stworzenia z nas wszystkich babochłopów, czy chłopobabów. Różnice między nami zawsze istniały i istnieć będą – i o ile sama płeć nie będzie przeszkodą tam gdzie wcale nie powinna być (a wynika z zaszłości i przyzwyczajeń) – chciałbym żebyśmy się różnili. I to bardzo.
Już widzę te głosy oburzenia – dlaczego? Dlaczego ja coś narzucam? Dlaczego ja chcę jakiejś nieokreślonej kobiecości? Pewnie chcę, by (jak to ujął jeden komentujący) kobiety były piękne i umalowane tylko po to, byśmy mogli je podziwiać? To takie seksistowskie…
Drogie Panie! Chciałbym delikatnie nadmienić, że to nie my zaczęliśmy. Naprawdę.
Od pewnego czasu w sieci pełno artykułów o tym jak bardzo zniewieściałe jest nowe pokolenie facetów. Czytamy o chłopakach w rurkach, którzy nie potrafią naprawić cieknącej rury, którzy nie pomogą kobiecie wsadzić bagażu na wyższą półkę. Czytamy o nich, a także o DRWALACH. O waszym marzeniu. O rosłych, brodatych chłopach, którzy rąbią drewno, ocierają pot z czoła – pot, który skapuje na ich seksowną klatę. Oczywiście taki wymarzony drwal nie będzie wcale puszczającym bąki i bekającym po piwie troglodytą. Będzie męski, zaradny, ale jednocześnie delikatny, empatyczny, będzie potrafił coś ugotować, a także odczytać wasz nastrój. Wyciągacie co najlepsze ze starego wzorca męskości i mieszacie go z tym co przyniósł mężczyzna metroseksualny. Owszem – niech tę brodę pielęgnuje, niech chodzi do kosmetyczki, niech dba o siebie. Ale niech pozostanie męski. I wiecie co? Ja się zgadzam.
Tylko… my mamy prawo do tego samego. Chcemy, byście pozostały kobietami. Nie chcemy, byście miały dwie lewe ręce, wpadały łatwo w panikę, były zupełnie nielogiczne, czy nieporadne. Wręcz przeciwnie! Bądźcie kobietami XXI wieku. Zaradnymi, przebojowymi i samodzielnymi. Ale… my też chcemy waszej kobiecości. Tak jak wy łakniecie drwala, a nienawidzicie chłopaka w rurkach rozkładającego nieporadnie dwie lewe ręce, tak my nie chcemy kobiety z której jak z rury kanalizacyjnej wylewają się przekleństwa – jedno po drugim. Owszem – czasem nawet “kurwa mać!” brzmi w waszych ustach słodko, ale bardzo chcielibyśmy móc rozróżnić chłoporobotnicę z traktora od inteligentnej dziewczyny, która uwodzi nas swoim urokiem.
I wiecie co? Tak, będę jarał się waszymi nogami, piersiami, czy wysportowanym tyłkiem. Tak jak wy jaracie się klatą Ryana Goslinga, którego to zdjęcie wrzucacie na fejsa. Przecież to chyba jasne, że zazwyczaj wolicie, gdy o siebie dbamy, gdy mamy tu i ówdzie muskuł, a nie sflaczałe ciało. Błagam, zbyt wiele razy w życiu słyszałem “no tak, taki piękny, wysoki brunet!”. I co, teraz ja jako łysol o wzroście 173 powinienem czuć się obrażony i dyskryminowany? Nie, oczywiście, że nie. To jasne, że uważam za złe wszelkie przejawy molestowania seksualnego, przedmiotowego traktowania, czy zwracania uwagi jedynie na fizyczność, ale… nie zapędźmy się za daleko.
Oczywiście nie mówię za wszystkich. Choć czuję podskórnie, że jest nas więcej. Tak, chcemy waszej kobiecości i nie jest to wcale seksistowskie. Dlaczego nie mamy do tego prawa, skoro wy macie? Kręci nas wasza delikatność, flirt, przygryzanie wargi, czy pewne dwuznaczności. Nie oznacza to zupełnie, że nie możecie być kiedy indziej dzikie i nieokiełznane, tak jak my nie musimy być troglodytami. Ale nie negujcie w sobie kobiecości!
Tak, będzie to czasem oznaczało, że widzę trochę inaczej zachowanie kobiety w danej sytuacji, niż zachowanie mężczyzny. I nie, nie uważam, by był to seksizm. Po prostu chcę waszej kobiecości. Tak jak wy chcecie naszej męskości.
Gdzie jest granica? Nie wiem. Pewnie ciężko byłoby ją wyznaczyć. Wiem jedno – dzień, w którym totalnie upodobnimy się do siebie będzie dniem bardzo, bardzo smutnym. I chciałbym, by nigdy nie nadszedł.
P.S. Nie chciałbym tym wpisem urazić kobiet, które świadomie chcą być w zachowaniu i wyglądzie bardzo męskie. Macie do tego pełne prawo. Tak jak faceci do bycia kobiecymi. Piszę o całości społeczeństwa i pewnym trendzie uwypuklania cech płci, które ostatnio działa chyba tylko po jednej stronie. A po drugiej jest zabronione.