Wyrosłem na popkulturze amerykańskiej. Wiecie pewnie jak to było, nawet jeśli jesteście młodsi ode mnie – nie było właściwie nigdy jakichś specjalnych powodów do dumy jeśli chodzi o nasze produkcje. Polskie oznaczało zazwyczaj obciachowe, siermiężne, kiepskie. O polskich filmach było powiedziane już dużo, mamy mnóstwo “kwiatków” w stylu Wiedźmina z Żebrowskim, czy innych tragedii, które wzbudzają zazwyczaj żal i politowanie. A jeśli nawet gdzieś udało się dobrze ogarnąć warstwę wizualną, to spieprzony był zawsze dźwięk – ot wizytówka polskiej kinematografii. Albo fale w tle głośniejsze od dialogów, albo polski dubbing, czyli “pobawmy się w bajki dla dzieci”, ale na nim już wyżywałem się wystarczająco dużo razy.
W amerykańskiej popkulturze też zawsze był wstyd. Bo gdy pojawiają się Włosi to są albo mafiozami z Nowego Jorku, albo namiętnymi kochankami. W najgorszym wypadku nieco śmiesznymi kucharzami. Francuzi – elegancja i miłość. Brytyjczycy – szyk, wspaniały akcent, elegancja, niesamowite myślenie. Rosjanie – albo silni i groźni, albo wytworni i groźni. Uroczo sepleniące Hiszpanki, morderczy Meksykanie.
I wtedy wchodzimy my. Cali na biało. W białym podkoszulku na ramiączka, w “żonobijce”. Z twardym, polskim akcentem. Jako alkoholicy, jako sprzątaczki. Owszem, było trochę chlubnych wyjątków, ale mam wrażenie, że gdy pojawiał się jakiś “Kowalsky” z jajami, to jego polskość schodziła mocno na drugi plan.
Można zaklinać rzeczywistość. Teraz jest dobry czas na to i sprzyjające warunki – niestety. Nie chcę pisać o polityce, ale ci którzy mnie czytają, wiedzą jak bardzo nienawidzę tego infantylnego pseudopatriotyzmu który polega głównie na zakłamywaniu rzeczywistości, negowaniu wszystkiego “co łobce”, prawdę mówiąc na tyle na oślep, że negowanie to zapomina zupełnie o tym, że prawdziwe “multi-kulti” to my w Polsce mieliśmy przed wiekami. A Polska dla Polaków to wymysł całkiem niedawnych czasów, wymysł krwią przez dyktatorów pisany.
Dlatego z takimi wypiekami na twarzy przyjąłem dwa towary eksportowe ostatnich czasów. Wiedźmina i Legendy Polskie Allegro.
O Wieśku już pisałem – zresztą co tu pisać. Hit, przehit, ultrahit. Nagrody gdzie się da, gra roku gdzie się da. Niesamowita produkcja, wspaniałe sceny, niesamowite dialogi, akcja, story, WSZYSTKO.
Legendy Polskie zaczęły się od Smoka Wawelskiego. Jeśli ktoś jeszcze nie oglądał – trzeba nadrobić. Prawdę mówiąc pierwsza część nie powaliła mnie tak zupełnie na kolana – było fajnie, poprawnie, jak na Polskę bardzo dobrze. A potem… potem było coraz lepiej.
I wiecie, tu nie chodzi tylko o to, że te filmy mają świetną scenografię. Kostiumy. Dialogi. Są świetnie zagrane przez bardzo dobrych polskich aktorów. Dźwięk. Efekty specjalne (Platige Image!). Tu nie chodzi tylko o to.
Tu chodzi o to, że wzięliśmy wreszcie nasze legendy, nasze polskie legendy. Nie jakieś kolejne patataj na koniu, bitwy znowu jakieś, które międolimy od czasów szkoły, brandzlujemy się kolejnymi trupami, kolejnymi zabitymi tysiącami ludzi w imię tej, czy innej sprawy. To już było, tego mam dość, to już mamy, czcimy, na każdym rogu. Serio, serio. Ile można.
Nie, mamy przecież co innego. Mamy naszą polskość, sielskość, stodoły, pola, Babę Jagę, Borutę, Pana Twardowskiego i wiele innych postaci. Mamy motywy, które nie muszą być jak polska wieś w filmie “Wesele”. Przecież ta Ameryka pokazana w kinach też taka nie jest naprawdę. Patrzę i mówię – tak, TO MOJE! To polskie! Takie świetne. Nawet ten skansen pod Radomiem wydaje się niesamowity (!)
To trochę symptomatyczne, że Allegro wypuszcza to zaraz po reklamie z dziadkiem, reklamie pod którą ci bardziej tępi z naszych rodaków zaczęli bruździć – że dziecko ciemne, że rodzice nie nauczyli polskiego, że za granicą siedzą, że coś tam. Niedobrze mi się robi, na pocieszenie dodam, że podobni idioci są po drugiej stronie Kanału La Manche – tam też reklamę zjechali za to, że przyjeżdżają polaki i prace zabierają. Trudno, zostawmy tępaków samych sobie.
Piękny jest ten film, wspaniała jest ta kampania. Bo oprócz tego, że jak każda reklama służy gdzieś tam temu, żebyśmy w końcu kupili coś na tym Allegro, to jest tak daleka od kampanii sprzedażowej, jest tak wspaniale wizerunkowa i jednocześnie tak bardzo budzi we mnie dumę – nie dumę z kolejnych trupów, rocznic, zamachów, sztandarów, strzałów, krwi, szabli. Dumę z naszej polskości rozumianej w zupełnie inny sposób. Nawet zahaczającej o nasze słowiańskie bóstwa – a co, to też przecież nasza tożsamość. I nieważne, że część tych bajek współwystępuje gdzie indziej, nawet w sumie nie wiem do końca czy wszystkie te postaci są rdzennie polskie, ale przypomnę tylko, że w czasach gdy powstały w zbiorowej świadomości, nie było czegoś takiego jak granice państwa.
Dzięki Ci, Allegro! A Wy łapcie ostatnią, dzisiejsza produkcję.
P.S. Tak wiem, jest coraz więcej dobrych polskich filmów. Mimo wszystko dużo jeszcze wody w Wiśle upłynie zanim zmyje się ten niesmak poprzednich dekad.