Siedzę właśnie w sunącym prawie bezgłośnie pociągu i patrzę się przez panoramiczne okno za którym przesuwa się ośnieżony krajobraz. Przede mną stoi żurek i piwo, za plecami słyszę dźwięk rozklepywania kotleta schabowego. Tak, to polskie koleje. Co więcej – to polski pociąg. Przyszłość przyszła szybciej niż myślałem :)
No dobra, trochę mnie poniosło. Wcale tam nie siedzę, przecież nie miałbym gdzie trzymać laptopa :) Ale siedziałem jeszcze chwilę temu. Jadę właśnie Pesa Dartem – polskim pociągiem bydgoskiej produkcji i wracam do Warszawy z Białegostoku. Jeżdżę tam co dwa tygodnie odwiedzając biuro Koszulkowo.com. Do tej pory robiłem to samochodem – połączenia kolejowe zostały zamknięte na ponad rok. Jednak podróż ta z tygodnia na tydzień wydłużała się – kolejne fragmenty trasy S8 są remontowane, a fragmenty ekspresówki kończą się dość szybko. Do tego wystarczy jedna kolizja, czy awaria TIR-a po drodze i podróż wydłuża się nawet do ponad 3 godzin. Prawdę mówiąc zaczynałem mieć już tego dosyć.
Na podróż Dartem czekałem więc z dwóch względów. Pierwsza jest taka, że podróż pociągiem jest po prostu wygodniejsza. Można wyjąć komputer, przeczytać książkę, czy przejść się rozprostować kości. Nie mówiąc już o możliwości zjedzenia posiłku bez przerywania podróży.
Po drugie byłem bardzo ciekawy polskiego pociągu. Nie jestem patriotą gospodarczym „na siłę“. Nie będę męczennikiem korzystającym z polskich produktów tylko dlatego, że są polskie, pomimo ich kiepskiej jakości. Nie jeżdżę Polonezem, ani Żukiem, z niektórych polskich produktów jestem bardzo niezadowolony. Ale jestem zawsze dumny, gdy zrobimy coś naprawdę dobrego – wypuścimy Wiedźmina, zbudujemy najlepsza na świecie firmę monitorującą net (Brand24 – ciekawe czy znajdą :D) i tak dalej. Dlatego zastanawiałem się – czy polski Dart będzie dorównywała Pendolino?
PKP zawsze kojarzyło mi się z siermiężnością i topornością rodem z komuny. Choć mam mnóstwo fajnych wspomnień z czasów gdy ekspress był dla mnie zbyt drogi, to są to wspomnienia, które koloryzuję sobie ze względu na świetne towarzystwo, czy inne bieszczadzkie przygody. Prawda jaka jest każdy wiedział – obsrane kible ze spadającą deską, zimna woda (lub jej brak), problemy z oknami, ogrzewaniem, zasłonkami, brak gniazdek, odłączanie składów w środku nocy, opóźnienia, WSZYSTKO.
I proszę nie piszcie mi o tym, że PKP to jedno, PKP Intercity to drugie, a… No właśnie. Podział na milion spółek nic tu nie zmienił i PKP Ochrona Daszków Na Dworcach i PKP Obsługa Pociągów w Dni Nieparzyste to dla mnie ciągle PKP.
Zaczęło się jednak zmieniać. Najpierw TLK, które za niesamowicie niską cenę zaczęło serwować… całkiem podobny standard ;) Choć nie, lepszy. Potem powoli zaczęto wymieniać składy – pojawiły się gniazdka (choć nie zawsze działały), a potem zauważyłem, że jeżdżenie Intercity jest całkiem przyjemne. WARS przestał mieć ceny zaporowe i pojawiło się tam naprawdę dobre jedzenie, kupowanie biletów przez internet (czy apki mobilne) powoli stało się totalnie łatwe. Aż w końcu pojawiły się szybkie pociągi.
Jechałem Pendolino dwa razy i muszę przyznać, że było całkiem miło. Nie słychać co prawda stukotu kół o podkłady (trochę a tym tęsknię), ale sunie się niczym poduszkowcem – cicho i bezgłośnie. A jak jest w Darcie?
Podjeżdża. Przód nowoczesny, jak w futurystycznych kolejach MagLev. Trochę bardziej agresywny niż Pendolino, wygląda jak wielki owad. Wsiadam do środka.

Jednym słowem – nie mamy się czego wstydzić. Pociąg spokojnie mógłby wjechać na trasy międzynarodowe i wiele kolei „zachodnich“ mogłoby tak wyglądać. Jest luksusowo i całkiem designersko. Przypomina to trochę co prawda statek kosmiczny z filmów science fiction z lat 70, ale widocznie taki design jest teraz na topie.
Powtarzającym się motywem są kwadraciki – obecne na tapicerce siedzeń, szklanych, automatycznych drzwiach, czy w Warsie. Niebieskie światełka pod półką na bagaż (kompletnie nie wiem czy do czegoś służą) przypominają nieco kontrolki statku kosmicznego.
Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem jest obecność mnóstwa stolików. Pamiętacie pojawienie się pierwszych wagonów bezprzedziałowych jakąś dekadę temu? Stoliki były tylko dwa lub cztery, a jeśli ktoś chciał skorzystać z gniazdka, miał 50% szansy, że na nie trafi, były tylko co drugi rząd siedzeń. Pamiętam, że podróżowałem wtedy z przedłużaczem. Tutaj prawie wszystkie siedzenia położone są przy stolikach. Te są całkiem wygodne, choć osoba siedząca przy oknie musi trzymac komputer lekko w bok. Kosz na śmieci wmontowany jest w blat stołu. I co ważne – pod każdym stolikiem jest tyle gniazdek ile siedzeń!

Głodny ide do Warsa. Polubiłem Warsa już jakiś czas temu, mają naprawdę dobre jedzenie przyrządzane na świeżo. I tu niestety niespodzianka. Jeszcze większa niż w Pendolino. Otóż w Pendolino zdziwił mnie totalnie mały wagon barowy. Cztery malutkie stoliki do jedzenia na stojąco, z podpórkami pod tyłek. Obok mini przedział z dwoma stolikami i siedzeniami. I to wszystko. Podobno dlatego, że można zamawiać jedzenie na swoje miejsce.
W Darcie wagon barowy jest jeszcze mniejszy. To jedynie dwa stoliki – jeden z czterema miejscami, drugi… z dwoma. I tyle! To bardzo dziwne. Co prawda zarówno podczas porannego kursu o 6.30 jak i podczas powrotnego w porze obiadowej nie było tam tłoku, ale to dziwne, bo pamiętam, że w lato wagon barowy zawsze jest bardzo oblegany. Spytałem pani z obsługi, czy można zamawiać do stolika. „Nie, ponieważ jestem tu sama.“ Hmm. Docelowo? Podobno miały być dwie osoby, ale jedna daje radę, więc zrezygnowano z drugiej. Cóż – daje radę, ale nie można jeść przy swoim stoliku, wydawanie jedzenia jest też zamknięte na czas przejazdu pani z wózeczkiem po pociągu.

Szczerze mówiąc wolałbym większy wagon – jedzenie schabowego przy innych podróżnych nie jest chyba tym co lubię najbardziej – nie każdy musi chcieć to wąchać. Ale widocznie były ku temu jakieś powody – może za dużo ludzi siedziało z laptopami w tym wagonie, może zbytnie zamieszanie z biletami – nie mam pojęcia. Chociaż muszę przyznać, że gdybym pokazał ten wagon komuś w latach 80, to można by spokojnie uznać, że to kantyna ze Star Treka :)

Ale o ile nie jestem zupełnie zadowolony z wielkości tego wagonu, to jedzenie jest naprawdę coraz lepsze. Poranna podróż samochodem i przypadkowe posiłki na stacjach benzynowych versus pyszna jajecznica rano, żurek i schabowy na obiad – tak, to jest jeden z koronnych argumentów za podróż pociągiem.
A cena? Cóż, przy Pendolino nieco odstrasza – trasa do Wrocławia, czy Gdańska to zazwyczaj ponad 100 zł. Natomiast za podróż do Białegostoku płacę… 18,90. No dobra, dobra. Na zniżkę z Kartą Dużej Rodziny :) Sie gra, sie ma.
Ach, zapomniałbym o najważniejszym. O wizytówce PKP. O toalecie! :) Tu bez wstydu, choć jest tak już od pewnego czasu w nowych składach. Jest woda, jest papier, deska nie opada i nie trzeba trzymać jej nogą jak w Dniu Świra. I co najważniejsze – nie ma tej archaicznej klapki wypuszczającej ekskrementy prosto na tory. To naprawdę zawsze byłą straszna żenada.

Tak więc jest duma. Może nie taka jak przy Wiedźminie 3, ale jest. Brawo Bydgoszcz!
P.S. Bilety kupuję już tylko przez aplikację mobilną. Albo Intercity, albo Skycash. Ta druga jest tak genialna, że należy jej się niedługo osobna notka.
P.S.S. Dzięki Julek za podlinkowanie apki mWars! Czyli rzeczywiście są plany jedzenie posiłków na miejscu. Samą apkę wypróbuję w czwartek, natomiast nie jestem nadal fanem smrodzenia kotletem współpasażerom… Ale cóż – ma być jak w samolocie :) Może to nie taka tragedia?