Zaczyna się zazwyczaj podobnie. Patrzysz się w lustro i zauważasz, że zakola robią się coraz większe. Możesz mieć 40, 30, a nawet 20 lat. Patrzysz na stare zdjęcia i rzeczywiście jest tak, że o równej linii włosów możesz już zapomnieć. Ale to jeszcze nie problem. Problem polega na tym, że z tygodnia na tydzień zatoki na twoim czole robią się coraz większe i większe. Ze strachem patrzysz na swojego tatę, ale w necie wyszukujesz, że włosy niekoniecznie dziedziczy się po ojcu. Ale prawdziwy hardkor następuje wtedy, gdy jakimś sposobem zauważasz się z tyłu – na zdjęciu, i widzisz że właściwie to masz tam już cakiem sporego “księdza” czyli łyse kółko niczym benedyktyński zakonnik. To już koniec. Masakra. Starość. Koniec podrywu. Koniec wszystkiego. Gdzie są żyletki…
Potem zaczynasz szprerać w sieci. Musi być na to jakiś sposób! Wynajdujesz info o Prophecii czy innych lekach, liczysz cenę i widzisz, że są drogie. Być może wyszukujesz informacji o tych lekach z innych źródeł, nie daj Boże kupujesz je gdzieś na Allegro. Zaczyna się walka ze samym sobą. Walka i tak skazana na porażkę. Bo nie oszukujmy to, prędzej czy później wyłysiejesz. I jeśli zaczyna się to dość wcześnie, to prawdopodobnie, wbrew temu co mówią reklamy, nie zatrzymasz tego. Jest na to tylko jeden skuteczny sposób. Wypróbowany od tysiącleci.
Pogódź się z tym.
Serio. Nie żartuję. Zanim jednak pójdziesz dalej szukać w sieci super specyfików – przeczytaj do końca.
Zawsze miałem dość wysokie czoło i niezbyt gęste włosy. Kiedy ostrzygłem się na krótko jakoś po maturze, spostrzegłem, że moje zakola są całkiem spore. Nie przejmowałem się tym specjalnie, ale prawda była taka, że łysienie postępowało. Klasyczne, męskie łysienie związane z testosteronem. W wieku dwudziestu siedmiu lat zdecydowałem właściwie, że nie ma sensu się łudzić i po prostu ostrzygłem się na krótko. Już wcześniej eksperymentowałem z goleniem głowy na zero, ale były to tylko takie przymiarki i zabawa. Teraz po prostu stwierdziłem, że tak już będzie. Nie będę raczej potrzebował fryzjera do końca życia.
Dlaczego? Nie wiem. Może odziedziczyłem włosy po dziadku ze strony mamy, może to rzeczywiście testosteron (w sumie good news :D), a może guz tarczycy którego miałem – dziś tarczycy nie mam zupełnie. Gdy brałem ślub w wieku 30 lat, byłem ogolony na zero i tak już pozostało.
Masz szczęście. Ja w sumie też. W latach 80tych i 90tych fryzura na zero nie była do końca normalna – najpierw strzygli się tak skinheadzi, potem dresiarze. Dziś łysa głowa nikogo nie szokuje, co więcej nawet łysy z brodą wygląda dość normalnie. Co więc robić? O tym za chwilę. Najpierw jeszcze kilka zdań ode mnie.
Nie, nie pogodziłem się z tym od razu. Bywało tak, że śniło mi się, że jestem u fryzjera. Że mówi on, że jednak mogę zapuszczać włosy. I zapuszczam. Okazuje się jednak, że mi rosną. Wiecie, zawsze w człowieku coś tam drzemie i nie chce do końca pogodzić się z tym, co od niego niezależne. Ale to jak z kompleksami – w większości są kompletnie od czapy i to tylko kwestia przestawienia sobie czegoś w swojej głowie. No dobra. Do rzeczy.
1. Nie panikuj
To naprawdę nie koniec świata. Włosy to nie wszystko. Na świecie jest multum łysych osób, w tym przystojnych aktorów takich jak Bruce Willis, czy Jason Statham. Co, nie jesteś tak przystojny jak oni? No cóż, twoi kumple z włosami też nie są tak przystojni jak Matthew McConaughey, czy Ryan Gosling, right? ;)
Serio, da się z tym żyć, co więcej momentami jest cholernie wygodnie. Ale o tym za chwilę. Moja Mary poznała mnie już gdy byłem łysy. I mówi, że z włosami jej się nie podobam. Może dlatego nie mam z tym problemu.
2. Nie stosuj tricków
Zapomnij o różnego rodzaju zaczeskach, pożyczkach, czy innych kombinacjach. Zachowaj godność :) Jeśli chodzi o styl – to wszystko jest kwestią gustu, ale zamiast zostawiać sobie owłosione boki i tył głowy, z wielkim łysym plackiem na środku, lepiej ogól się na bardzo krótko. Inaczej będziesz wyglądać jak dyrektor szkoły z amerykańskich filmów. Bad. Very bad.
3. Gól się lub strzyż
Ja początkowo goliłem głowę trymerem, zostawiając sobie 1-2mm tam gdzie włosy mi rosną. Później stwierdziłem, że wygodniej i szybciej jest mi golić się maszynką do golenia. Serio, obecnymi maszynkami trudno się zaciąć – chyba, że masz bardzo nierówną głowę lub jakieś pieprzyki i inne pypcie na głowie.
Ja golę się damskimi maszynkami Gilette Venus, głównie dlatego, że łatwo się płuczą. Robię to bez lustra, pod prysznicem, w niecałe 5 minut. To kwestia wprawy. I tym sposobem oszczędzam na fryzjerze :)
Pamiętaj, że w goleniu ważne jest odpowiednie zmiękczenie skóry – najlepiej gorący prysznic i pianka do golenia, lub jeszcze lepiej – krem i pędzelek. Oldskul, ale jaki!
4. Kombinuj z zarostem
Są spore szanse na to, że choć nie masz włosów, rośnie ci broda. Włosy na brodzie nie łysieją w związku z testosteronem tak jak te na głowie, więc brodą będziesz raczej cieszyć się jeszcze bardzo długo. Dziś nikogo nie szokują wymyślne połączenia – łysy lumberseksualny facet z brodą nie jest niczym dziwnym. Jeśli nie chcesz pełnej brody, możesz zapuścić bródkę typu “goatee” (ja wróciłem do niej po 2 latach noszenia pełnej brody), kilkudniowy zarost, czy cokolwiek innego. Popróbuj, zobacz jak się czujesz – zgolić zarost zawsze jest łatwo.
5. Ciesz się wygodą
Tak, to naprawdę świetne. Suszenie włosów w zimie, albo wycieranie ich ręcznikiem po kąpieli, pamiętanie o tym, czy grzywka dobrze leży po zdjęciu czapki – już o tym wszystkim zapomniałem :D Oczywiście musisz lepiej dbać o łysą głowę, ale o tym za chwilę.
6. Noś czapki i dbaj o skórę.
Pamiętam moje pierwsze strzyżenie – to było lato i poparzyłem sobie głowę na słońcu. Miałem niby wcześniej krótkie włosy, a siedziałem ciągle w lesie, a nie na plaży, ale mimo wszystko skóra była nieprzyzwyczajona. Pamiętaj o tym, że czas zacząć dbać o skórę głowy tak jak o skórę twarzy. Smaruj ją kremami, nawilżaj po goleniu, używaj filtrów przeciwsłonecznych w lecie. Noś czapki – nie mówię o samym stylu (choć ja zacząłem właśnie teraz nosić czapki z daszkiem – kiedyś strasznie kiepsko układały mi się pod nimi włosy) tylko o zdrowiu. Czapka chroni cię w lecie przed nadmiarem słońca, a w zimie przez mrozem – łatwo o chore zatoki.
7. Zmień kobietę ;D
To oczywiście żart. Choć nie do końca. Jeśli twoja partnerka (lub partner) ma wyraźny problem z twoją fryzurą to trochę słabo. Bo ta fryzura już się nie zmieni.
8. Uodpornij się na dowcipy
I wiecie co? To chyba jest najgorsze. Bo tu nie chodzi o fakt, że to przykre. Dla mnie zupełnie. To jest po prostu upierdliwe niczym wrzucanie Gotye. Ja już wiem, że za każdym razem, gdy wrzucam swoje zdjęcie z dzieciństwa, zdjęcie swojego dziecka, czy cokolwiek na temat włosów, to zaraz pokaże się jakiś niesamowity SZERLOK, który rzuci dowcip o włosach. Dowcip tak suchy jak Sahara. Oczywiście moja autoironia ułatwia im zadanie, ale jestem pewien, że za każdym razem gdy sam z siebie zażartuję pisząc na przykład o tym, że na skuterze poczułem wiatr we włosach, pojawi się ktoś chcący sobie przedłużyć pe… ego i dopowie coś w stylu “CIEKAWE W KTÓRYCH WŁOSACH CHA CHA CHA”.
Wyborny suchar, Milordzie.
***
A teraz mała niespodzianka. Poprosiłem kilka znajomych mi osób – być może mniej lub bardziej wam znanych, aby powiedziały coś ze swojego punktu widzenia. Osób oczywiście należących do Tych Którzy Nie Muszą Się Czesać. Miłej lektury! I pamiętaj, to naprawdę nie koniec świata. Po prostu się z tym pogódź :>
Jacek Kotarbiński. Marketer, bloger (subiektywnie o sztuce marketingu), autor książek o marketingu.

U mnie jest tak, że nigdy nie miałem z tym problemów. Miałem sporo włosów na głowie, ale na Zmechu musiałem się przyzwyczaić do dość krótkiej fryzury. Trochę też czasu spędziłem w hełmie i hełmofonie:)) Zaczęły się zakola i środek głowy. W końcu zacząłem się strzyc na milimetr i tak zostało. Na łysine trzeba uważać w upałach czy na pustyni, a poza tym same korzyści. Nie mam z tym najmniejszego problemu. Poza tym jak masz gorąca głowę to w przypadku chłodnych dni fajnje pomaga myśleć :))
Michał Kędziora. Autor bloga o modzie męskie “Mr. Vintage“, autor książki “Rzeczowo o modzie męskiej”

Moje zakola zaczęły się powiększać już po dwudziestym roku życia, choć już dużo wcześniej zacząłem się strzyc na kilka milimetrów. Po prostu taka fryzura była dla mnie praktyczna, a gdy po kilku latach okazało się, że na czubku głowy mam coraz mniej włosów, to okazało się to koniecznością. Tym samym, mniej więcej od piętnastu lat mam taką samą fryzurę. Dobrze mi z tym i nigdy nie wstydziłem się swojej łysiny. […] Jeśli obserwujesz, że fryzura ulega coraz większemu przerzedzeniu, to stopniowo ją skracaj. W ten sposób oswoisz się z widokiem łysej głowy, a poza tym rzadsze włosy nie będą się tak rzucać w oczy. Negatywnym przykładem może być tutaj Książę William, który pomimo zanikających włosów na czubku głowy nadal ich nie skraca. Z łysiną trzeba się oswajać i nie należy się jej wstydzić. Ona podobno potwierdza męskość, bo za wypadanie włosów odpowiada zwiększony poziom testosteronu. 25% mężczyzn zaczyna łysieć już w wieku około 30 lat, więc prędzej czy później czeka to każdego. Gdy już zdecydujesz się zgolić włosy, które pozostały na głowie lub przycinać je do minimum, to rób to regularnie.
Łysina jest fajna, bo pozwala wyeksponować inne elementy wizerunku – twarz, uśmiech, ubranie, dodatki. Wzrok nie skupia się na włosach, lecz czymś innym. Ograniczając się do samej twarzy mamy świetną bazę do wyeksponowania wyrazistych oprawek, brody, kilkudniowego zarostu czy ciekawego nakrycia głowy. (całą notkę Michała o łysieniu przeczytasz tu)
Tomek Tomczyk, aka Kominek, aka Jason Hunt. Bloger, autor blogów kominek.in i kominek.es. Autor książek o blogowaniu.

Ja się nie musiałem z niczym godzić, bo na zero obciąłem się mając całkiem bujną fryzurę. Dziewczyna mi kazała. A potem to już mi tak zostało. W moim przypadku problem włosów istniał tylko wtedy, kiedy je miałem – nigdy nie chciały się dobrze ułożyć. Prawda jest taka, że faceci boją się łysienia, ponieważ obawiają się, że przestaną się podobać kobietom. I mają rację! Łysienie to wielki gnój. Książę William jest tego doskonałym przykładem. Na mnie też by żadna laska nie poleciała, ale na szczęście jestem zajebisty z charakteru.
Edwin Zasada, bloger, autor blogów edwin-zasada.pl i zabijgrubasa.pl

Masz zakola? Jason Stetham też je ma. A może już jesteś łysy? Spokojnie, Bruce Willis wie co czujesz. I jak widzisz, ci dwaj Panowie oraz wielu innych nie miało problemu, aby zrobić karierę, mieć piękne partnerki i zarabiać kupę szmalu. Nie fryzura się tu liczy.
Kto powiedział, że łysy facet nie może być przystojny, inteligentny i czarujący? No nikt, a jeżeli nawet ktoś tak twierdzi, to nie jest wart Twojej uwagi, ponieważ ważniejszy jest dla tej osoby wygląd niż to, co druga osoba sobą reprezentuje na ważniejszych płaszczyznach.
Oczywiście, jeżeli nie mamy na głowie większych zmartwień niż fakt, że łysiejemy zgodnie z myślą matki natury, możemy starać się ją przechytrzyć. Tylko po co? Co nam to da? Ja od dawna wiedziałem, że będę łysym gościem, ponieważ mój Tata też jest łysy, a ja się wdałem w niego pod niemal każdym względem. Jednak nie szukałem wolnego mostu do skoku, nie płakałem skulony w kącie z tego powodu i nie biegałem do apteki po preparat zapobiegający łysieniu. Chociaż otaczali mnie w życiu tacy mądrzy, co to ostatnie mi podpowiadali.
Pierwsza ksywka (poza kreatywnymi odmianami imienia) jaka do mnie przylgnęła to Łysy. Jak się potem okazało im byłem starszy, tym poznawałem więcej facetów z taką ksywą. Klasyka! Zatem pamiętajcie, gdybyśmy wszyscy wyglądali jak Ryan Gosling, to świat byłby nudny. No i zawsze lepiej być łysym niż rudym ;)
Michał Skoczek, aka Żorż Ponimirski, maestro streetfoodu i golonki wszelakiej :) Prowadzi Street Food Polska.

Kiedy Miś Górecki poprosił mnie o kilka słów na temat, jak to jest być łysym, dotarło do mnie, że właściwie… nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Swoje łysienie zawdzięczam pewnie genom i szalonej drugiej połówce lat 80ych. W 1986 roku odkryłem punk i zacząłem eksperymenty z włosami. A był to czas (gimby nie znajo), kiedy mężczyzna do włosów używał: szamponu (podłego, chyba że kupiłeś lepszy w PEWEXIE), wody brzozowej (na łupież i do picie – serio – znałem takich) i… kurcze, chyba tyle. Żele o ile dobrze kojarzę pojawiły się dopiero na początku lat 90ych, a może po prostu u mnie w domu nikt ich nie używał? Lakier widziało się u fryzjera, jak chciał utrwalić Twoją fryzurę po strzyżeniu. Nevermind. Wracamy do włosów. Punk to nie rurki z kremem i trzeba było ostro wyglądać. Jednym z elementów stylówy były włosy. Z braku dostępnych środków utrwalających używałem do stawiania włosów w czub kremu do golenia WARS (miał tę wadę, że jeśli złapał Cię deszcz to łeb Ci się pienił potwornie), wody z cukrem i jajkiem (nie do rozczesania potem bez wyrwania garści włosów). Nie byłem takim hardkorem, jak co niektórzy załoganci, nie używałem do włosów butaprenu (taki klej do butów, zdobywało się u szewca. Jedni kleili tym co się dało, bo mocny, inni wąchali, bo ogłupiał), ale stosowane przez mnie specyfiki i męczenie włosów zaowocowało tym, że już krótko po 20tce zakola mi się powiększyły, a przed 30 ścinałem włosy krótko, żeby nie wyglądać jak Marek Jackowski z Manaamu. I tak sobie myślę, że nigdy nie miałem z tym problemu. Nigdy nie kupowałem specyfików mających sprawić, że włosy znowu mi wyrosną, nigdy nie czesałem się na pożyczkę, nigdy nie miałem tupecika ani przeszczepu. Bo po co? Jest jak jest i dobrze mi z tym. A poza tym… łysy fajniej wygląda z brodą Więc nie ma co płakać, trzeba wziąć na klatę i żyć dalej. Bo bycie łysym ma swoje dobre strony – możesz nosić czapkę bez stresu, że po zdjęciu jej wyglądasz jakby Ci goryl usiadł na głowie, zamiast kupować kolejny żel wydajesz te pieniądze na piwo z kumplami, w lecie widać Cię z daleka, łysa głowa wygląda agresywniej i często zniechęca potencjalnego napastnika… Stay bald, stay proud!
Piotr Płuciennik, copywriter w Madbear i mistrz ciętej riposty ;)

Zawsze chciałem mieć długie włosy. No kurde, jak Jim Morrison albo Michael Praed w najlepszej wersji Robin Hooda ever. Nie wyszło. W wieku 23 lat przypominałem raczej Adso z Imienia Róży, czyli miałem mnisi placek na środku. Mimo wszystko postanowiłem zapuszczać. Wyglądało to tragicznie, ale do mnie jakoś nie docierało i brnąłem w to kilka ładnych miesięcy. Siedziałem kiedyś taki na wpół zarośnięty, w groteskowym połączeniu kręconej czupryny i wysokiego czoła i z przyjaciółką piliśmy Ballantinesa. W połowie butelki powiedziałem, że jednak idę do fryzjera. Otwierając drugą stwierdziłem, że lepiej, szybciej i taniej jeśli to ona mnie ostrzyże. Po dwóch butelkach przyjaciółka przyznała, że nie zna się na fryzjerstwie i może mnie co najwyżej na łyso ciachnąć. I ciachnęła, a mi się spodobało. W sumie nie tylko mi bo każdy mówi, że teraz lepiej wyglądam.
Moja narzeczona może czytać ten tekst, więc nie powiem ci tutaj ile kobiet lubi łysych facetów, ale niech za rekomendację wystarczy fakt, że i ją poznałem już bez włosów. A że dość ją lubię, więc traktuję to jako sukces.Do bycia łysym trzeba dojrzeć. Wtedy odkrywasz, że to najlepsza fryzura pod słońcem… Przynajmniej do czasu, aż cię komar w sam czubek głowy nie upierdoli.
Michał Szafrański, autor bloga “Jak oszczędzać pieniądze“

***
A na koniec galeria :)