Siedzę. Trochę smutny. Mój iPhone poleciał do Holandii na 10 dni. Pewnie wymienią na nowego, choć może uda się go naprawić. Oczko się temu misiu. To znaczy kamera przednia. Przesunęła się. I obudowa pyka po naciśnięciu. Podobno dwie najczęstsze wady szóstek. Przy okazji w nowym może nie będzie dwóch wad iOS9, które są najczęstsze. U mnie też wystąpiły. Ech, zawsze wiatr w oczy. No dobra, nie jest tak źle jak u Huberta Tworkowskiego, który miał martwe piksele kilka razy pod rząd.
Siedze i myślę. Cofam się w czasie. Kiedy to się z tym Apple zaczęło?
Wysiadam z DeLoreana. Są lata 90-te. Pracownia komputerowa w moim liceum. Wszędzie maki classic – małe, śmieszne zintegrowane z monitorkiem. Mówiliśmy na nie “lodówki”. Monochromatyczne. W kącie stoi jeden lepszy, kolorowy. Śmieszne były, nie było na nie zupełnie gier, co było wtedy dla mnie kluczowe. No nic, za bardzo się cofnąłem.
Jest nieco później, rok 2008. Przede mną wyjazd do Genewy i wizja całkiem konkretnego powiększenia budżetu naszej rodziny. No nic – raz się żyje, biorę na raty białego Macbooka. Jest idealny! Po 15 latach siedzenia na kolejnych wersjach Windowsa mam tego szczerze dość. Przed wyjazdem sprzedałem swojego stacjonarnego PC, mam właśnie zamiar kupić PS3 i tam rozwijać się growo. OSX zapowiada się wspaniale i rzeczywiście to najmiodniejszy system na jakim pracowałem. Wszystko jest ładne i schludne, nie mam miliona opcji, ale i tak z nich nie korzystałem. Naprawdę prawie nic się nie wiesza i jest jakieś takie… przyjemne. Zakochuję się bezgranicznie. Tak bardzo, że gdy półtora roku później zalewam go sokiem, kupuję nowego. A kilka lat później kolejnego. I tak do dziś.
W 2010 kupuję smartfona. Zastanawiam się nad raczkującym wówczas Androidem i niewiele dojrzalszym iOS i iPhone. Ba, te rozterki mam opisane nawet tu, na blogu! :) W końcu wybór pada na iPhone. Przez kilka lat mocno bronię swojej decyzji, w większości broniąc się przed Androidem podobnymi argumentami jakimi broniłem się wcześniej przed Linuxem. Otóż ja naprawdę jestem bardzo Apple’owy. Jestem w stanie wydać więcej kasy po to by mieć coś ładnego i coś co fajnie działa. Kompletnie nie przemawia do mnie wieczne tweakowanie, skryptowanie i debugowanie. Może kiedyś, na studiach. Teraz po prostu mi się nie chce. Chcę wygody. Chcę, by działało jak na filmach science-fiction, które oglądałem w dzieciństwie. Dlatego muzyki słucham z Sonosa, który kosztuje worek złota, a nie z jakiejś konstrukcji robionej w mydelniczce na Raspberry Pi :)
Ale dlaczego tak dużo piszę o sobie i o tym jak bardzo lubię Apple? Ano po to, by zabezpieczyć się przed atakiem ze strony fanów Apple, który może nastąpić. Dlatego, że… naprawdę moja miłość do Apple jest coraz słabsza. I coraz częściej przychodzą mi do głowy myśli, by tę markę porzucić.
Rysa na ideale
Ja wiem, że to nie fair mówić o tym, że jakieś wady są, podczas gdy każdy sprzęt je ma. Oczywiście na wady Apple patrzy się przez lupę i to mnie trochę śmieszy. Żeby nie było – nadal drę łacha z namiętnych hejterów, którzy wytykali iPhonowi wystającą kamerę, a potem nic nie mówili, gdy pojawiła się w Samsungu. Albo mówili o wygiętych telefonach, podczas gdy inne też się wyginają. Ale gdy jakiś błąd się powtarza i Apple zupełnie nie reaguje, to rzeczywiście zaczyna być to wkurzające.
Problemy o których tu piszę są problemami bardzo często przewijającymi się na forach, więc nie piszcie proszę “Dziwne, u mnie działa”. Może i działa, ale jeśli bug występuje u setek, czy tysięcy osób, a Apple bardzo długo nic z tym nie robi, to coś jest nie w porządku. Problemy z WiFi były cholernie częste i nie były ogarniane przez wiele miesięcy, a może i lat. Ostatnio po update do iOS9 pojawiły się dwa kolejne, które są dość znane, potwierdzono mi to nawet w serwisie. Pierwszy polega na tym, że system ciągle pyta o uprawnienia (resetują się one co jakiś czas), co jest na maksa upierdliwe. Drugi jest jeszcze gorszy, bo dotyka czegoś co zawsze było w iPhone lepsze niż u konkurencji – szybkiego wyszukiwania. Nowy Spotlight, czyli super wyszukiwarka, notorycznie nie znajduje u mnie pewnych nazwisk albo aplikacji. I jest to bardzo, bardzo popularny problem. Fora są pełne rozwiązań w stylu “włącz, wyłącz, przekręć i spluń trzy razy” ale niestety mnie nie pomogło. Wielu osobom też. A to cholernie ważna funkcja. Chcę szybko do kogoś zadzwonić lub odpalić apkę i… dupa. Musze wchodzić do książki telefonicznej albo szukać apki po ekranach i folderach. Mam wrażenie, że Steve by do tego nie dopuścił. Tym bardziej, że…
Ceny
No właśnie. Powiem nieskromnie, że stać mnie na to, by kupić sobie sprzęt Apple ot tak. No może z lekkim bólem gdy jest to trzeci iPhone w roku ;) (w czerwcu stłukłem, w sierpniu utopiłem). Ale nie o to chodzi. Zdaję sobie sprawę, że to wysoka cena i za co płacę. Ale właśnie – nie płacę już wcale za pewność, że wszystko będzie hulało, bo coraz częściej NIE hula. Niestety nie płacę już od dawna za nowoczesność. Bo nie oszukujmy się, Apple zostało już dawno w tyle.
Stanie w miejscu
Ja rozumiem politykę Apple polegającą na “nie wprowadzamy rzeczy niesprawdzonych, wprowadzamy później ale w super wersji”. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, Apple już niczym specjalnie nie zaskakuje. Owszem, wprowadzane ficzery są fajne jeśli chodzi o interface, a to jedna z ważniejszych rzeczy. Interfejs Apple jest i był genialny, a to interfejsy, a niekoniecznie specyfikacje liczą się moim zdaniem najbardziej w dzisiejszym świecie (o tym będzie osobny tekst kiedyś). Ale… kaman.
- ANT+ jest już standardem jeśli chodzi o łączenie się z urządzeniami sportowymi. Apple oczywiście ma to gdzieś. Trzeba dokupić specjalną przejściówkę.
- Bezprzewodowe ładowanie QI? Pewnie. Tylko nie w iPhonie, bo po co. Wprowadzone będzie pewnie w 2020. W “super wersji”.
- Płatności NFC niby wreszcie wprowadzono, ale… tylko z Apple Pay.
- Bardziej wytrzymałe szybki? Po co nam one, nie pracujemy nad tym.
- Nawet cholerny kabel do ładowania i słuchawki psują się po roku intensywnego użytkowania. To naprawdę nie są żadne innowacje. Kaman.
Owszem, są wprowadzane innowacje. Ale szczerze, przypomina mi to wprowadzenie wysuwanego panelu sterowania (control center), który wprowadzono dopiero… 2 lata temu! Albo co gorsza są wprowadzane takie rzeczy jak 3D touch, który serio jest dla mnie funkcją mocno przereklamowaną. Serio, to są fajne rzeczy, ale konkurencja przegoniła Apple już pod tyloma względami, wystarczy obejrzeć choćby najnowsze Samsungi.
Jeśli chodzi o desktop, to szczerze mówiąc, całość stanęła dla mnie w miejscu już dawno temu. Serio, nie byłbym w stanie z głowy powiedzieć co zmieniało się w kolejnych systemach. Nawet w ich nazwach się już pogubiłem.
I nie przekonuje mnie zupełnie mówienie “bo co innego można wymyślić?”. To jest strasznie głupie, serio. To samo można by mówić o telefonach z Androidem kilka lat temu, tymczasem ten system poszedł tak bardzo naprzód, że już ubiegłej jesieni twierdziłem, że różnica staje się coraz mniejsza, a w niektórych sprawach z andka korzysta mi się o wiele lepiej. I nie mówię tu o kategoriach w których tradycyjnie iPhone wygrywał. Mówię o miodności i usability. Ale wróćmy do desktopów.
Program pocztowy to nadal żart. Jest dobry do wysyłania liścików do koleżanki biurko obok. Serio, on nie nadaje się do pracy biurowej, a każdy kto tak mówi, chyba nie ogarniał maili chociażby w Outlooku, nie mówiąc o innych programach. Co prawda istnieje trochę programów takich jak Airmail, ale serio zwykły Mail to totalna podstawa.
Airdrop to jest jedna wielka porażka. Coś co miało być bezproblemowym przesyłaniem plików kończy się u mnie w większości wypadków nagraniem czegoś na pendrive. Co chwilę nie mogę się połączyć. Albo nie ta wersja iOS, albo po prostu nie. Nie wiem, może mam pecha.
iTunes to nadal najgorszy program pod słońcem. Nawet Apple fani go nie trawią, ja nie wiem kto go projektował. Przy nim IE 6 to lovebrand. Proces kopiowania i odzyskiwania danych kablem przez iTunes już nie jedną osobę doprowadził do pasji, bo zgubiła dane aplikacji.
A wprowadzane integracje z telefonem i inne bajery? Szczerze? Nie korzystam. A gdy Apple rzeczywiście zdecyduje się zrezygnować z większości portów w komputerze to naprawdę ucieknę. Tym bardziej, że Winda staje się naprawdę coraz bardziej znośna.
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do telefonu. Bo teraz opis mojego największego zawodu jeśli chodzi o ten telefon.
Siri
Jestem cholernie zawiedziony. Korzystam z niej namiętnie w kilku przypadkach. Po pierwsze w samochodzie gdy chcę zadzwonić do kogoś. Mówię wtedy “call my wife” albo “call my dad”. I to działa. Często pytam jej “what’s the forecast” by zobaczyć pogodę. Czasem odpalam nią apki gdy mam zajęte ręce mówiąc “launch…”. Ale wirtualna asystentka? Bitch please. Siri ma już prawie 5 lat! Została pokazana w październiku 2011. I od tej pory naprawdę nie było rewolucji.
Po pierwsze rozpoznawanie przez nią głosu jest tragiczne. TRAGICZNE. Serio. Jest lepiej niż było, ale po tylu latach? Żeby nie było, mam dość dobry akcent po angielsku, zresztą Google search czy youtube potrafi inteligentnie dopasować to co wyszukuję. Ja czasem mam problem by ustawić przypomnienie – a to robię w sumie najczęściej.
“Remind me about the tax when I get home”. I gdy będę blisko domu pojawi się reminder. Gorzej jak usłyszy “Rewind me a malt detox one aye get home”. Serio, czasem zachowuje się jakby była głucha jak pień i zupełnie nie ogarnia kontekstu. Gdy jadę samochodem ustawiam też przypomnienia “Remind me about X in two hours”. Niestety często rozpoznaje to jako “…into hours” co kompletnie nic dla niej nie znaczy.
Ale to jeszcze nic. Po 5 latach nadal nie potrafi pamiętać o czym rozmawialiśmy wcześniej i traktować tego jako jednej sensownej rozmowy. Nadal w Polsce nie jest z niczym połączona i nadal nic nią nie zabookuję. Owszem czasem bawię się pytając o coś “what’s the oldest tree in the world”, czasem gdy nie chce mi się odpalić Shazaama pytam “what’s the song?” ale na serio, po pół dekady w tej branży spodziewałbym się prawdziwej Samanty. Słabo, bardzo słabo :(
Co dalej?
To nie jest tak, że zostawiam Apple JUŻ. Nadal bardzo dobrze pracuje mi się na maczku i nie mam powodów, by go zmieniać. Tym bardziej, że mak służy mi średnio 4 lata. Ale widzę już, że OSX stoi w miejscu i nie spodziewam się niczego po nowych wersjach. Zobaczymy.
Natomiast jeśli chodzi o iPhone, to sytuacja jest bardziej na ostrzu noża. Testowałem ostatnio Samsunga, o czym Wam pisałem, i jestem wcale niezbyt daleko od ewentualnej decyzji o zmianie. Android robi się naprawdę ładny, praktyczny i bezobsługowy. A spektrum możliwości jakie daje przestaje dla mnie być zestawem zbędnych bajerów. Brakowałoby mi kilku spraw, ale nie ma niczego czego nie zastąpiłbym istniejącą już apką. Niestety te ciągle są nieco gorsze na Androida i to widać. To śmieszne, że tak są traktowane przez developerów, chociaż ten system ma już o wiele więcej użytkowników.
No cóż – wystąpienia gurów applowych zawsze przyjmowałem z lekkim śmiechem, teraz robią się coraz bardziej kuriozalne. Nadal jest we mnie cząstka tej magii, ale powiedzmy sobie szczerze, to już nie jest to uczucie. Niestety. I gdy na horyzoncie pojawi się naprawdę atrakcyjna kochanka – mogę zrobić skok! ;)