Na pewno istnieją jeszcze osoby, które nie słyszały o escape roomach, choć jest o nich coraz głośniej. Mój ostatni i w sumie jedyny tekst o nich ma już dwa i pół roku i prawdę mówiąc właśnie tyle minęło od ostatniej (i pierwszej w moim życiu) wizyty w takim miejscu. Dziś byliśmy w kolejny i… rozwaliliśmy go w 38 minut, przy limicie 60! Ha! Bo choć doświadczenia mam w tym mało, to godziny, a raczej dni czy miesiące spędzone przy przygodówkach na komputerze wreszcie się do czegoś przydają!
Więcej o samej idei możecie przeczytać we wspomnianym tekście. Pokrótce – escape roomy to urządzane w różnych miejscach polski pomieszczenia, a raczej serie pomieszczeń, z których trzeba się wydostać, lub po prostu spełnić inne cele. Wszystko dzieje się na żywo – to prawdziwe pokoje, z mechanizmami, zagadkami, ukrytymi przejściami i zamkami do otwarcia. Jak na filmie, czy w grze! Coś niesamowitego!
Nie mogę Wam pokazać zdjęć z tych pokoi, bo zdradziłbym zbyt wiele, muszę jednak przyznać, że są one wykonywane z coraz większym pietyzmem i coraz ładniejszą scenografią. Ten, w którym dziś byliśmy, był urządzony przez zawodową scenografkę i naprawdę powodował, że czuliśmy się jak w filmie!
Celem jest znalezienie skarbu Leonarda da Vinci. Pokój – jego laboratorium – urządzony jest w półmroku, a wszystko oświetlamy sobie świeczkami. Mechanizmy, szyfry, dźwignie, magnetyczne klucze, alchemiczne potiony, rany, aż chciałbym wszystko opisać, ale zepsułbym Wam zabawę.
Czuję, że mocniej wkręciłem się w tego typu rozrywkę i z chęcią zwiedzę kilka innych escaperoomów, na pewno mam tu trochę fanów – polećcie jakieś dobre!
Aha, dziś odbyła się też konferencja zorganizowana przez lockme.pl – serwisu na którym możecie wyszukiwać i rezerwować escaperoomy. Polecam serwis, znam chłopaków osobiście, mocno wkręceni w temat.
Polecam tę rozrywkę jeśli ktoś jeszcze nie próbował, fajna, offline’owa rozrywka w dzisiejszym cyfrowym świecie. Szczególnie dla fanów podejścia #nevergrowup, bo to trochę jak marzenie z dzieciństwa :)