4 czerwca 1989 miałem 12 lat. Od dwóch tygodni. Zawsze śmieję się, że brałem udział w obaleniu komuny i działaniach konspiracyjnych, choć z wielkim przymrużeniem oka, ale o tym za chwilę. Dla mnie ważniejsze było to że to CZERWIEC. Czyli koniec roku. Świadectwo, zakończenie roku i wyjazd na upragniony obóz harcerski. Musiałem kupić finkę, dobre spodnie, wygodny plecak i sznurek. A nie jakieś tam komunizmy.
W domu o polityce specjalnie się nie rozmawiało. No może trochę, gdy przyjechał jeden lub drugi dziadek. Ale nie były to tematy dominujące. Choć dobrze pamiętam, gdy Tata zaciągnął nas przed telewizor i pokazał jak wyprowadzają sztandar PZPR. Nie wiedziałem za bardzo o co chodzi, ale Tata mówił, że to ważne i kiedyś docenimy że nam kazał to oglądać. Doceniamy :)
Tata na codzień zajęty był odnajdywaniem się w Starym Systemie – choć zawsze miał duszę przedsiębiorcy i mogliśmy mieć przez to kłopoty (“paskudny prywaciarz” miał w latach 80tych prywatną firmę, przez co nie mogłem chodzić do przedszkola!) to zawsze potrafił wybrnąć z sytuacji. Wiecie, trochę jak w “Brunecie Wieczorową Porą” – zamieniał linkę od Syrenki na kółko od wózka, a kółko od wózka na pół kilo cielęciny. Przez ten jego spryt nigdy nam niczego nie brakowało, choć patrząc na rozpasanie i konsumpcjonizm dzisiejszych dzieciaków pewnie możnaby powiedzieć że było biednie ;)
Bo było biednie. Naokoło było biednie i szaro. Ale rodzice starali się za wszelką cenę uchronić nas od tego. Trochę jak w “Życie jest piękne”. Nie martwiłem się wtedy za bardzo czymkolwiek, kolekcjonowałem gumy Poppi i Donaldówy i zbierałem puszki które dumnie prezentowały się na szafie. Udawaliśmy z siostrą, że Mama to nasza ciocia, gdy w sklepie obowiązywał limit na pomarańcze (i w ten sposób kupiliśmy trzy razy więcej) i cieszyliśmy się z każdej wizyty w Pewexie. Było sielankowo.
Ale wiem, że wokoło sielankowo nie było. Wiem to teraz. Dlatego, gdy widzę młodych ludzi którzy komunę traktują jak wyśniony świat, jak krainę Mlekiem i Miodem Płynącą, starszych ludzi którzy wspominają Gierka (nie zdając sobie sprawy ile kredytów zaciągnął), czy też tych którzy mówią że Kiedyś To Było (nie myśląc o tych bitych, pałowanych i zabijanych) to mam ochotę ich mocno stuknąć w głowę i spytać niczym Doc Brown Biff Tannen w Powrocie do Przyszłości: “ANYBODY HOME?”.
Dziękuję bardzo tym, którzy obalili ten Bardzo Zły Ustrój. Ustrój który miał spowodować, że wszyscy będa równi, ale spowodował wielkie spustoszenie – takie z którego będziemy podnosić się – materialnie i mentalnie – jeszcze przez dekady. Cieszę się, że przez większość swojego życia żyję w Wolnej Polsce i nie chcę nawet porównywać gadek o Układach, czy nieczystości polityki do tego co było przed rokiem 1989. Serio, nie wiecie o czym mówicie. Cieszę się też, że zdążyłem liznąć tamtego świata, tak aby mieć porównanie.
Dziękuję też moim Rodzicom za to, że w tych trudnych czasach dwoili się i troili, żeby nasze dzieciństwo było szczęśliwe. Bo było cholernie szczęśliwe. Dzięki ich pracy, kombinowaniu i zapewnie niejednym wyrzeczeniom. Dlatego nie pamiętam głodu, tylko inne fajne rzeczy.
P.S. Ah, miałem napisać jak obalałem komunizm! :) No tak, od 6 do 8 klasy chodziłem do S.P. nr 75 w Parku Saskim w Warszawie. Obok mieściło się jedno z biur Solidarności (chyba, poprawcie mnie, za mały byłem). Nie obchodziło mnie zresztą zbytnio co to za biuro. MIELI NAKLEJKI. Mnóstwo naklejek. Też z tym czerwonym napisem SOLIDARNOŚĆ. Nie były do końca fajne, bo papierowe i się zmywały (foliowe były lepsze), ale lepszy rydz niż nic.
Zgarnialiśmy je tonami i naklejaliśmy gdzie się dało. Wyglądały na przykład tak:
Miałem obklejony nimi cały pokój, znajomi rodziców pytali ze śmiechem czy rodzice wychowują mnie na rewolucjonistę. Wiedziałem, że dzieje się coś ważnego, wiedziałem, że Solidarność to są ci DOBRZY. Dużo więcej nie kumałem. Ale rozlepiałem. NAKLEJKI! ;)