Scena nr 1. Szwajcaria, Autostrada. Dwa pasy, limit 120 km/h. Prawy pas sunie ze stałą prędkością ok 100 km/h, lewy – praktycznie limitem. Większość kierowców ma włączone tempomaty. Spalanie minimalne, poziom agresji na drodze : 0. Czasem zdarzy się ktoś jadący szybciej – zazwyczaj obcokrajowiec, który jeszcze nie zrozumiał wysokości mandatów.
Scena nr 2. Polska. Warszawa. Moja żona Marysia właśnie zrobiła prawo jazdy – postanowiła jeździć w 100% zgodnie z przepisami. Jesteśmy właściwie najwolniejszym samochodem – wszyscy nas wyprzedzają, zdarzają się trąbnięcia.
Scena nr 3. Niemcy. Małe osiedle pod Dusseldorfem. Zjeżdżamy z autostrady zwalniając do 50 km/h. Wjeżdżamy na teren osiedla – zwalniamy do 30 km/h. Po chwili zjeżdżamy w małą, boczną uliczkę osiedlową. Zwalniamy zgodnie z zakazem do… 7 km/h. Toczymy się wśród dzieciaków grających w piłkę i jeżdżących na rowerkach. To oni mają tu bezwzględne pierwszeństwo. Po chwili dojeżdżamy do posesji – wszystko zaplanowane jest tak, że nie musimy tą dróżką jechać zbyt długo.
Scena nr 4. Wiedeń. Przejeżdżamy prawie przez środek miasta szeroką i w miarę szybką trasą. Jest odizolowana od reszty ulic. Potem w ogóle nie jeździmy samochodem – ilość linii metra i całego systemu kolejek z nimi połączonych jest tak genialna, że nie ma sensu brać samochodu.
Scena nr 5. Warszawa. Próbuje dojechać do trasy WZ z Targówka. Najpierw mijam z 10 sygnalizatorów świetlnych, później trasa zwęża się do jednego pasa. Na moście zakaz i znak który można przeczytać jedynie zatrzymując się przed nim. Straż miejska ustawiona na pozycjach, wpływy z tego zakazu to dość ważna część budżetu.
Scena numer 6. Wjazd do czeskiej Pragi. Autostrada przechodzi płynnie w czteropasmową ekspresówkę. A na niej limit – absurdalnie niski. Samochody suną jak w zwolnionym tempie. Obok ustawione gęsto fotoradary. Reperują budżet miasta. Tak, u nich myślenie podobne jak u nas.
***
Takich sytuacji napotykam mnóstwo. Zazwyczaj niestety są one dość symptomatyczne – nie mówię, że w Polsce jest najgorzej, a na mitycznym zachodzie idealnie. Jednak po prawie 20 latach jeżdżenia samochodem po Europie zaczynam orientować się dlaczego w Polsce tak nagminne jest przekraczanie prędkości. I nie jest to niestety proste, tak samo jak proste próby rozwiązania tego problemu są niemożliwe. A więc dlaczego tak się dzieje? Wpadłem na 3 powody.
1. Po pierwsze: infrastruktura i logika
Wiecie co uderzyło mnie po wjeździe do Genewy? Nie to, że sa tam tak wysokie kary za przekroczenie prędkości. To, że wszystkie ograniczenia są LOGICZNE. Z większością się zgadzałem i naprawdę nie miałem problemów. Logiczny był też układ miasta, układ dróg i autostrad. Obwodnica, szybka trasa przez środek miasta, wolne ulice miejskie, bardzo wolne uliczki osiedlowe. W Polsce niestety pod tym kątem jest olbrzymia tragedia. Każdy kto jeździ samochodem wie, że pełno jest abstrakcyjnych ograniczeń prędkości. po 2-3 kilometry ograniczenia do 40 km/h, na trasie krajowej. Czy ktokolwiek wierzy w to, że kierowcy się do tego zastosują? Przecież to absurd. Nie dość, że muszą jechać przez środki wiosek (choć wcale nie chcą), to serwuje się im ograniczenia które sa po prostu nierealne. Ograniczenia te są albo wynikiem idiotycznych decyzji, albo chęci skoszenia kasy (ograniczenie + fotoradar), albo np zostały po jakimś remoncie.
Nie ma właściwie możliwości, abyśmy przestrzegali ograniczeń, gdy są tak kretyńskie. Ludzie muszą rozumieć narzucane im prawo i się z nim zgadzać, a gdy widzę, że jesteśmy JEDYNYM samochodem jadącym z dozwoloną prędkością, no może jednym z dwóch, to coś tu nie gra. Ten zakaz, czy ograniczenie jest NIEREALNE. Ja wiem, że zmiana tego jest dość trudna, bo wymaga rozwiązań systemowych, a także przebudowy infrastruktury, ale jeśli ktoś MUSI wlec się z końca na koniec miasta z prędkością 40km/h i nie ma innej opcji, to i tak złamie przepis. Mogę się założyć. Dlatego tak bardzo lubię przemyślane miasta – właściwie korzystam w nich tylko z głównych dróg tranzytowych.
Weźmy na przykład Wisłostradę i fotoradar przed tunelem. Ograniczenie do 30 km/h. Serio? Do prędkości OSIEDLOWEJ? Na TRZYPASMÓWCE? Takich ograniczeń jest dużo – czy to myślenie “damy mniej, to może przekroczą o mniej”?
2. Po drugie: za niskie kary
Ale bądźmy realistami. Nawet gdyby wszystkie ograniczenia były logiczne, to nie wierzę w to, że nagle ludzie zaczną przestrzegać przepisów. (To wynika po trochu z trzeciego punktu, o którym za chwilkę.)
Więc tak – jestem za zaostrzeniem kar za przekraczanie prędkości. Pierwsza rzecz którą mówią znajomi po przekroczeniu granicy niemiecko-szwajcarskiej: “Pamiętaj, mandat to kilka tysięcy franków”. I tak właśnie jest. 250 franków za przekroczenie prędkości 10 km/h w obszarze zabudowanym. Tyle samo za przekroczenie o 20 km/h na autostradzie. Wyższe przekroczenia to wezwania na policję i wysokie mandaty. Przekroczenie o 25 km w obszarze zabudowanym lub 35 na autostradzie to przestępstwo i zabranie prawa jazdy na 3 miesiące. I naprawdę bardzo wysokie kary – genewskie fora pełne są obcokrajowców którzy w ciągu 3-4 miesięcy uzbierali kilka tysięcy franków mandatów. Pierwsza rzecz, którą zrobiłem po wjeździe – zdjąłem nogę z gazu. Zapłata kary 10 tys zł była dla mnie niewyobrażalna!
I wiecie co? Po prawie dwóch latach mieszkania tam stwierdzam, że była to jazda zupełnie bezstresowa. Oczywiście walczymy z zakazami i fotoradarami, ale prawda jest taka, że bez wysokich kar NIGDY nie uda się przekonać kierowców do jeżdżenia wolniej. Tym bardziej Polaków – buntowników :P
I jeszcze coś ważnego. Jesteśmy mistrzami w usprawiedliwianiu się :) Wyszukujemy argumentów, że fotoradary są złe, bo potem i tak się przyspiesza. Że są niebezpieczne, bo nagle się hamuje. Że nic nie zależy od prędkości, że to tylko stan dróg, pojazdów, brak autostrad i tak dalej.
WAKE UP! JEŚLI ZAPIEPRZASZ 150 KM/H PRZEZ WIOSKĘ TO TYLKO TY JESTEŚ WINIEN.
Kropka. Możemy wymieniać milion argumentów, ale to nie jest tak, że możemy zawsze sami decydować o tym jak szybko jedziemy “bo ja kontroluję sytuację”. Tak, serio, gdyby limity były logiczne i dobrze ułożone, to chciałbym bardzo dużego zwiększenia kar i fotoradarów. Żyłem tak przez dwa lata i było bosko. Owszem – warto mieć ograniczenia w zależności od pogody jak w wielu krajach, ale świat bez mandatów za prędkość jest UTOPIĄ.
Przypominam jednak, że same kary i zwiększenie fotoradarów nic nie dadzą oprócz wzbudzenia frustracji społecznej i niszczenia tychże, więc punkt 2 MUSI współgrać z punktem 1.
A my zamiast skupiać się na egzekwowaniu kar wobec tych, którzy jeżdżą naprawdę szybko (słynna historia bezkarnego pirata z zeszłego roku) rozmyślamy nad kolejnymi proponowanymi przez rowerzystów limitami – a może w miastach tylko 30 km/h. W całym mieście? Serio? Jak można wierzyć w tak kretyńskie pomysły.
3. Po trzecie: brak kultury
I teraz dochodzimy do sedna. To nie infrastruktura, czy limity szokują mnie najbardziej w rozwiniętych społeczeństwach takich jak Niemcy, Szwajcaria czy Szwecja. To KULTURA. A raczej brak totalnie egoistycznego myślenia. Inna osoba jest też uczestnikiem ruchu. Dlaczego tak rzadko wpuszczamy się nawzajem, dlaczego jest tyle konfliktów na linii kierowca – rowerzysta, kierowca – pieszy, rowerzysta – pieszy? BO MOJA RACJA JEST NAJMOJSZA! Bo ludzie mają w dupie, że po osiedlu chodzą małe dzieci. Lepiej zapieprzać 80 km/h, bo trzeba być szybciej o 5 minut na miejscu.
Na naszym osiedlu staraniem radnego, postawiono progi zwalniające. Takie tylko na jeden pas, żeby autobus mógł brać je okrakiem. I oczywiście jest wielka afera.
Właściciele domów skarżą się, że domy im drżą. Oczywiście – kierowcy nie przejeżdżają przez nie z prędkością 30 km/h tylko 60 czy nawet 70.
Kierowcy omijają progi jadąc między nimi. Czasem wyjeżdżając na “czołówkę” z samochodem z przeciwka. Czasem omijają je… chodnikiem! I psioczą na forach żeby je zdjąć – przecież nie mogą jeździć tak szybko jak dawniej. I pewnie będą psioczyć aż to ich dziecko zostanie potrącone – potrafimy myśleć tylko o własnej dupie!
I o ile wierzę, że kary zostaną podniesione do takich bardziej dotkliwych, że ściągalność urośnie, o ile wierzę, że infrastruktura poprawi się, a znaki będą rozstawione mądrzej i z głową, o tyle niestety w szybką zmianę mentalności Kalego nie wierzę. A bez tego kultury na drodze nigdy nie będzie. Niestety.
Tak czy inaczej:
1. Najpierw logiczne ustanowienie ograniczeń prędkości i rozbudowa infrastruktury.
2. Potem podniesienie kar i ich egzekwowanie.
3. I długotrwałe wychowywanie ludu – nie liczy się tylko czubek twojej dupy. Rozejrzyj się wokół siebie. Żyjesz z innymi ludźmi, nie podludźmi.