Miałem 15 lat. Wszystko wtedy było nowe i po stokroć bardziej niesamowite niż kiedykolwiek. Pierwsze prawdziwe pocałunki, pierwszy dotyk kobiecych piersi. Ona była starsza o kilka lat – to ja się od niej wszystkiego uczyłem. Mój mózg istniał tylko teoretycznie, zresztą kto by w ogóle podejmował jakiekolwiek kalkulacje w takich momentach? Mnie jednak się udało – nie zdecydowałem się na seks. Nie mieliśmy żadnych zabezpieczeń. Jestem z siebie dumny, cholernie dumny, że jako gówniarz postąpiłem właśnie tak a nie inaczej. Gdybyśmy wtedy „wpadli” moje dziecko miałoby teraz… 23 lata. I to akurat nie jest przerażające (no może trochę). Bardziej to, że to nie był ten moment. Nie była ta kobieta. To po prostu nie tak miało wyglądać. I nie wygląda. Całe szczęście.
Piszę ten tekst jako człowiek szczęśliwy. Mąż, ojciec trójki dzieci. Nie wszystko w moim życiu poszło dokładnie tak jak to zaplanowałem, ale cieszę się z tego jak się ułożyło. Jestem związany z kobietą, którą świadomie wybrałem. Mam dzieci na które się zdecydowałem. Ale wcale tak być nie musiało.
Jakiś czas później, już z moją dziewczyną przydarzyło się to, co wydarza się komuś codziennie. Pękła prezerwatywa. Zauważyliśmy to oczywiście dopiero na samym końcu. Panika, obliczenia, długie oczekiwanie. Tysiące myśli, projekcje przyszłości. Uff. Udało się. Jednak się udało.
Seks przedmałżeński to ciągle u nas tabu, choć jednak mocno nadkruszone. Przecież doskonale zdajemy sobie sprawę, że istnieje i że to nie jest kwestia jakiegoś marginesu. Margines stanowią raczej ci, którzy z seksem czekają do ślubu. Nie chcę tu oceniać, nie chcę powoływać się na badania i statystyki. Wiemy przecież o tym wszyscy.
Doskonale rozumiem też to, że dla wielu osób jest on sprawą nieetyczną i niezgodną z ich przekonaniami. Ponieważ w tym tekście pojawią się sprawy mogące być oceniane różnie pod kątem ich zgodności przede wszystkim z religią katolicką, to mówię od razu jasno i wyraźnie – nikomu nie narzucam poglądów, nie oceniam ich i nie wartościuję.
Wiecie, sama idea czekania z seksem do ślubu lub zawiązania innego trwałego związku, jest w sumie z wielu powodów słuszna. Niechciane dzieci to olbrzymi problem. Nie mówię, że każda „wpadka” kończy się źle – osobiście znam pary których pierwsze dzieci pojawiły się jeszcze na studiach albo nawet w liceum. Pary, które są szczęśliwe. Znam jednak także mnóstwo takich, dla których było zdecydowanie za wcześnie. Lub którzy po prostu nie byli dla siebie stworzeni – gdyby nie ciąża, rozstaliby się pewnie po kilku miesiącach. I to nie ich szkoda mi najbardziej, tylko właśnie dziecka, które niczemu nie jest winne, które powstało w złym momencie, o złym czasie, ze złego związku. Te związki rozpadają się, dzieci wychowują się w rozbitej rodzinie. Oczywiście nie raz dzieje się tak także źle w małżeństwach, ale mimo wszystko świadoma decyzja w tym zakresie jest o wiele lepsza niż zdawanie się na los.
Ale nie oszukujmy się, odkładnie seksu do „po ślubie” jest dla wielu decyzją nierealną. Z wielu powodów, także z chęci dopasowania się seksualnego. W dzisiejszym społeczeństwie istnieje już niepisane pozwolenie na seks przedślubny i nikogo to nie dziwi. Jest on faktem, tak samo jak traktowanie seksu jako czegoś więcej niż czynności służącej prokreacji. Nie zatrzymamy tego żywiołu, bo żywiołem napędzanym hormonami trzeba go nazwać.
Faktem jest też odkładanie decyzji o związaniu się na stałe. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu dwudziestokilkulatka bez męża była starą panną, dziś nikogo nie dziwi ślub po trzydziestce. A do tego czasu – czy to poszukując Tego Jedynego czy Tej Jedynej będziemy często kochali się z różnymi osobami. A rachunek prawdopodobieństwa będzie zbierał swoje żniwo.
Dlaczego o nim piszę? Bo żaden środek antykoncepcyjny nie jest w 100% pewny. Choć może powinniśmy zacząć od żałosnego braku podstawowej wiedzy dotyczącej seksualności i antykoncepcji w społeczeństwie? Wystarczy poczytać fora internetowe i pytania, które zadają – często nawet dwudziestoletni i starsi ludzie.
Piszę o rachunku prawdopodobieństwa, bo nawet świadome korzystanie z antykoncepcji nie zabezpiecza w 100%. Natura jest psotna, a ludzie mają zaprogramowaną prokreację właśnie w wieku około 20 lat – to wtedy hormony buzują najbardziej, hamulce luzują, a plemniki są tak silne, że dotrą w każde miejsce. Poza tym jesteśmy ludźmi – ile to razy słyszałem o zapomnięciu wzięcia pigułki, skończeniu się tychże, czy innych przypadkach?
Tak, tego typu historie przydarzyły mi się jeszcze kilka razy w ciągu życia. Wiem, że dla większości z was jestem przykładnym mężem i ojcem, ale przecież miałem też swoje życie przed ślubem ;) I tak, przydarzyły się wtedy różne sytuacje, które niekoniecznie były zgodne z tym co planowałem. Nie wiem co by z tego wynikło. Może moje życie w równoległej rzeczywistości byłoby równie szczęśliwe? Może potoczyłoby się równie dobrze? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że mieliśmy mnóstwo stresu i szukania lekarza, który wypisze receptę na „pigułkę po”. Udało się, choć był to wyścig z czasem. A wszelkie myśli „co będzie później” i niemożliwość zaśnięcia przez kilka dni to na pewno nie jest nic co chciałbym komukolwiek życzyć.
Dlatego też zgodziłem się na współpracę z organizatorami kampanii edukacyjno-informacyjnej o antykoncepcji awaryjnej www.tabletka.edu.pl, w wyniku które to współpracy powstała ta notka. Organizatorem kampanii jest A&D Pharma.
Chciałbym, by ludzie mieli możliwość antykoncepcji awaryjnej i w przypadku niespodziewanych wydarzeń niedopuszczania do siebie myśli o tym, czy sami wychowają to dziecko, czy znajdą wsparcie w rodzicach, czy będą zmuszeni do wzięcia ślubu, czy może zdecydują się na aborcję, albo oddanie dziecka do adopcji.
Gdy w Polsce pojawiła się wieść o tym, że „pigułka po”, a raczej tylko jedna z jej odmian, ma być dostępna bez recepty, pojawiło się wszędzie mnóstwo oburzenia.
Pierwsza grupa oburzonych to osoby sprzeciwiające się jej z przyczyn ideologicznych. I choć rozumiem, że można mieć takie podejście, to zawsze zastanawiam się czy te osoby rzeczywiście postępują same w 100% zgodnie z tym co nakazuje Kościół Katolicki – czekają z seksem do ślubu, nie używają środków antykoncepcyjnych i nie masturbują się. Ale jak mówię – nie oceniam. Ja w 100% zgodnie z tymi normami nigdy nie żyłem, więc nie będę na pewno rzucał kamieniem. Osoby te wyrażają też często oburzenie i mówią o tym, że swobodny dostęp do takich pigułek spowoduje, że więcej młodych ludzi będzie uprawiać seks.
Serio? Myślicie, że to takie proste? Decyzji o współżyciu nie podejmuje się na takiej podstawie, szczególnie w czasach w których prezerwatywę można kupić praktycznie wszędzie.
Druga grupa to osoby niedoinformowane i powielające różnego rodzaju mity. Nie winię ich jakoś bardzo – dziś mity są wszędzie, a internet wcale nie pomaga w ich wyrugowaniu. Wręcz przeciwnie, każdy może być ekspertem, a w tym zabieganym świecie bardzo pochopnie we wszystko wierzymy i to powielamy. Nie mamy czasu sprawdzić tego dokładniej.
Dlatego też zajmę się tylko drugą grupą. Nie chcę wchodzić w spory ideologiczne, one są zazwyczaj trudne, bo ciężko nakłonić drugą osobę do zmiany swoich wartości. Natomiast łatwiej napisać co jest prawdą, a co jest mitem. Ale do tego będziemy potrzebowali nieco faktów. Takich, które w sumie powinien znać każdy. Takich, których powinni uczyć w szkołach, ale chyba się nie zapowiada. No cóż.
Co jest potrzebne, aby doszło do zapłodnienia? Po pierwsze jajo. Powstaje ono w ciele kobiety w trakcie jej cyklu miesięcznego. Kulminacją cyklu jest owulacja, czyli okres w którym jajo jest gotowe do przyjęcia plemników. Jajo „żyje” 24 godziny i właśnie w tym czasie musi dojść do zapłodnienia. Tak, tylko w trakcie owulacji można zajść w ciążę. Teoretycznie to dość mało prawdopodobne, co? Nie do końca. Cały trick polega na tym, że plemniki żyją dłużej i mogą one czekać na jajo już od kilku dni.
Plemniki żyją nawet do pięciu dni. Oznacza to, że seks nie musi odbyć się równo w owulację. Może odbyć się wcześniej – dzień, dwa, trzy czy pięć. Plemniki grzecznie czekają sobie na jajo, a kiedy to się pojawi, pierwszy który ogarnie sytuację i zapłodni jest tym szczęśliwcem. Kiedy jednak minie ok pięć dni, wszystkie umierają. Dlatego w ciążę można zajść tylko uprawiając seks w owulację lub do pięciu dni przed.
Genialne! W takim razie po co te wszystkie zabezpieczenia, skoro wystarczy powstrzymać się 5 dni w miesiącu? Ano po to, że kobieta nie dostaje komunikatów systemowych, że to już. Nie każda kobieta zna aż tak dokładnie swój cykl, ten poza tym na skutek różnych spraw może ulec zaburzeniu.
Jak działa prezerwatywa nie muszę (chyba?) nikomu tłumaczyć. Ale jak działają pigułki hormonalne? Te (w wieeelkim skrócie) Nie dopuszczają do owulacji. Czyli plemniki mogą czekać i czekać i na nic się nie doczekają.
A jak działa antykoncepcja awaryjna? Już sama nawa mówi, że stosuje się ją tylko w nagłych wypadkach. Pękła prezerwatywa. Kobieta zapomniała wziąć pigułki hormonalnej. Zapomniała włożyć pierścienia. A także choćby przy zmuszeniu do stosunku bez zabezpieczenia.
Nie chcę opisywać dokładnie całej kategorii pigułek bo to temat długi i skomplikowany. Chcę napisac o tabletce”po” od niedawna dostępnej bez recepty. Jest to pigułka nowej generacji , która wpływa na aktywność hormonu naturalnie występującego w organizmie – progesteronu. Jest też skuteczniejsza niż inne “tabletki po” gdy jest przyjęta w ciagu 24 godzin od niezabezpieczonego stosunku
To chyba oczywiste – tak jak leki zmieniają się i są zupełnie inne od tych, które brali nasi rodzice tak i tu następują zmiany.
Co ona powoduje? Opóźnia owulację o kilka dni, czyli dokładnie o tyle ile potrzebne jest do tego, by plemniki umarły. I tyle. Tak, tylko tyle. Co to oznacza?
Po pierwsze to, że jeśli JUŻ doszło do owulacji i seks odbył się właśnie tego dnia, to niestety nie będzie skuteczna. Po drugie – wbrew obiegowym mitom, nie jest to tabletka wczesnoporonna. Nie powoduje ona żadnych utrudnień w zagnieżdżeniu się zapłodnionego jaja w macicy. A to jest największą kontrowersją jeśli chodzi o te pigułki.
Działa więc tak samo jak inne środki ANTYkoncepcyjne. Nie dopuszcza do zapłodnienia. Jeśli samo to jest dla ciebie niewłaściwe moralnie – tak jak stosowanie prezerwatyw, to oczywiście masz do tego prawo. W przeciwnym wypadku pigułka ta nie jest niczym „gorszym”.
Pigułka ta nie jest odpowiedzią na „ej, nie wziąłem gum to potem łykniesz pigułkę”. Chyba, że chcesz grać swoim życiem w ruletkę. Jeśli kobieta akurat ma owulację, to pigułka nie będzie skuteczna. Zawsze stosujcie inne rodzaje antykoncepcji, a w przypadku nieznanych partnerów przede wszystkim prezerwatywy. Co więcej seks z nieznanymi partnerami może być prawie zawsze niebezpieczny, ale tu nie chcę specjalnie wpadać w moralizatorski ton – to twój wybór. Pamiętaj tylko, że mnóstwo decyzji podejmowanych w amoku jest kompletnie nieracjonalnych. Jak to jest w pewnym powiedzeniu – facet ma mało krwi w mózgu, bo odpłynęła gdzie indziej.
Ale gdy to się wydarzy…
Idź do apteki. Oczywiście mogą zdarzyć się farmaceuci odmawiający sprzedaży pigułki i zasłaniający się jej brakiem w aptece, ale zdarza się to o wiele rzadziej niż piszą o tym w sieci. O ile nie mieszkasz w malutkim miasteczku czy wiosce, pójdź najwyżej do drugiej apteki. Pamiętaj, że liczy się czas.
Życie pisze rozmaite scenariusze. Na początku błagasz los o jedną kreskę na teście ciążowym, bo to jeszcze nie czas. Potem często równie gorliwie pragniesz dwóch – okazuje się, że gdy się już pragnie dziecka, to wcale nie jest to takie łatwe. Jedno jest pewne – posiadanie dzieci to poważna sprawa i nie ma co zostawiać tego przypadkowi i losowi. Rozważnie podchodź do spraw seksu. Bo choć on się wyzwolił, a podejście do niego zmieniło, to nadal całkiem prawdopodobne jest to, że w jego wyniku powstanie dziecko. A wtedy każda decyzja będzie niosła za sobą poważne konsekwencje. Może niekoniecznie takie jakbyś chciał, chciała.
P.S. Bardziej usystematyzowane fakty poznacie u Janka Favre, a tu zdanie Matyldy, czyli Segritty.