Moja poprzednia notka wywołała niezłą burzę. Chciałem napisać właściwie tylko o NGO i tym jak pomogło mi to w znalezieniu pracy, ale zagrałem na dość czułej strunie. Postanowiłem więc rozwinąć temat i napisać coś więcej na ten temat. Chcieliście długo – macie długo. Temat w sumie bardzo, bardzo trudno bo ocierający się o sens życia, a na to pytanie odpowiedzi szuka się nie od dziś :)
Czy mam jakies umocowanie by o tym pisać? Jakieś pewnie tak. Mam 35 lat, żonę, dzieci, dom, samochód, pracę która mnie zadowala, przebiłem barierę dochodów o jakiej marzyłem i bagaż doświadczeń akademicko-pracowych które wynikły z mojego renesansowego i buntowniczego usposobienia. Postaram się więc powiedzieć wam to co chciałby usłyszeć Michał Górecki te ileś lat temu, przed rozpoczęciem pierwszej pracy czy nawet studiów. Nie jestem psychologiem, nie jestem specjalistą od rekrutacji, nie jestem milionerem, nie jestem wszechwiedzący. To tyle jeśli chodzi o wstęp.
Nie, w sumie to jeszcze kilka słów. Musimy ustalić na początku kilka spraw. Uwaga, będzie w tej notce mnóstwo truizmów.
Tak, świat jest niesprawiedliwy. Jedni mają lepiej na starcie, inni gorzej. Możecie mówić, że mi łatwo, bo urodziłem się w Warszawie i nie zaznałem biedy. Tak wyszło. Znam za to ludzi z o wiele mniejszych miasteczek, którzy w wieku 20-25 lat zarabiają więcej niż ja. Serio. A na pewno więcej niż ja w ich wieku.
Nie, to nieprawda że tak trudno jak teraz to nigdy nie było. Każde pokolenie to mówi. “Kiedyś było łatwiej”. Gówno prawda, nie tłumaczcie się sami przed sobą. Było INACZEJ. Były wyże demograficzne, był dziki kapitalizm i wykorzystywanie pracowników, każda dekada, każde pięciolecie miało swoje patologie. My musieliśmy natrudzić się żeby w ogóle dostać się do liceum (nie, nie wszyscy tam szli) zdać maturę (tak, była znacznie trudniejsza), i dostać się na studia. Zdanie matury tego nie załatwiało.
Tak, w naszym pokoleniu (i poprzednim, i poprzednim, i poprzednim) imprezowało się. Czasem wydaje mi się, ze nie aż tak, ale potem oglądam filmy z lat 70 i wiem, że to tylko moja starzejąca się natura. I wiecie co? Zawsze było tak, że łatwiej mieli ci którzy robili coś więcej poza piciem i jaraniem. Takie to proste, takie to oczywiste i jednak takie dziwne dla tylu osób. No dobra, zaczynamy.
1. Poznaj siebie
To chyba w sumie najtrudniejsza rzecz którą trzeba zrobić wkraczając w dorosłość, rzecz z którą nie mogłem sobie poradzić aż do czasu kiedy miałem 30 lat, a tak naprawdę nawet trochę później. Jak bardzo potrzebowałem porozmawiać w liceum z kimś kto pozwoliłby mi się odkryć i zdefiniować, powiedzieć w czym jestem dobry, a w czym słaby! Gdzie mam potencjał a gdzie go nie mam. Oszczędziłbym sobie chociażby lat studiów informatycznych, bo informatyka to nie mój sport.
Owszem, gdybym musiał to pewnie byłbym i księgowym, ale byłaby to droga przez mękę. Zazwyczaj dokonujemy jakiegoś wyboru, albo jesteśmy wkładani przez innych do szufladki (królują podziały w stylu “humanista/umysł ścisły” albo “matfiz/biolchem”) i tkwimy w nich nawet wtedy gdy czujemy że to nie jest do końca tak. Nie, nie dowiesz się raczej w liceum, albo nawet na studiach co DOKŁADNIE chcesz robić w życiu. To mało prawdopodobne. Wiele osób w moim wieku jeszcze tego nie wie.
Ale ja wiem, że ślęczenie nad liczbami to nie moja bajka, że nie sprawdzam się tam gdzie potrzebna jest nadludzka sumienność i dokładność albo skupienie. To nie mój świat. Uwielbiam wymyślać nowe rzeczy, jestem kreatywny, wśród ludzi czuję się jak ryba w wodzie, nie mam problemów z publicznymi wystąpieniami, bardzo szybko uczę się obcych języków. I co ważne jestem gdzieś pomiędzy humanistą, a umysłem ścisłym – to nie jest wykluczenie, to dar, miało tak wiele osób, w tym sławnych. Zawsze miałem kompleks że nie jestem w pełni w żadnej z tych szufladek. Bzdura.
A Ty? Co Cię kręci? W czym jesteś dobry? To mega, mega ważne. Inaczej utkniesz na wiele lat, albo na całe życie w miejscu i na starość powiesz że coś poszło nie tak. O ile nie wierzysz w reinkarnację to mega przesrana sytuacja, prawda?
2. Poznaj świat
Strasznie górnolotnie nazwałem tę część. Chodzi mi jednak o bardzo dokładne poznanie obszaru, branży którą chcemy zgłębiać. Na pocztku, nie dopiero podczas szukania pracy. Myślisz, że marketing i reklama to jest to? Nie żyj tylko mitem i opowieściami, dogłębnie zbadaj temat, dowiedz się co tam się robi, jakie sa podbranże, profile firm, stanowiska. Inaczej będziesz mieć wizję filmową. Świat piratów to nie był świat wesołych gości z przepaską na oku podśpiewujących szanty, tylko brudny brutalny świat gwałtów, smrodu i szkorbutu. Czasem mam wrażenie, że niektóre branże postrzega się właśnie tak filmowo. Bycie lekarzem to nie serial z doktorem Housem.
Branża to za mało. W takim oto szeroko rozumianym marketingu mamy chociażby agencje reklamowe. A nawet w nich różne stanowiska na które pasują kompletnie różne osoby. Mamy Artów którzy muszą umieć rysować, albo w inny sposób tworzyć grafikę. Copywriterów którzy musza być mistrzami słowa. Accountów którzy musza mieć ciętą gadkę i ogarniać liczby, a także project managerów którzy muszą być mega, mega zorganizowani. Jeśli kreatywny artysta zostanie accountem, to będzie cierpieć i raczej się nie sprawdzi. Dowiedz się CO robi się w danej branży, DOKŁADNIE.
Ja na przykład poszedłem na informatykę, a dokładniej na elektronikę, bo “lubiłem komputery”. Śmieszne? Dla mnie tragiczne. Tak sobie w mojej beztrosce pomyślałem, że w sumie to gram dużo, trochę programuję, chciałbym porobić nieco grafiki, a może i animacji. No to sru. Rany, co za pomyłka. Ja, kreatywna dusza, trafiłem w tłum gości którzy w wolnym czasie rozwiązywali całki nieoznaczone (pozdrawiam Was chłopaki :). I oczywiście twardo brnąłem w przekonaniu, że to dobra droga, skoro ją wybrałem. Przez kilka lat.
Nie precyzuj już w liceum konkretnego stanowiska. Ja nie mogłem mieć w 1997 roku pojęcia, że 15 lat później będę strategiem socialowym. Że co? Kim? :)
Natomiast sprecyzuj to gdy szukasz pracy. Od wielu osób słyszałem “chcę tam pracować, wszystko jedno na jakim stanowisku”. Co? Myślisz że ktoś Cię zatrudni? Chciałbyś zatrudnić kogoś kto mógłby być w sumie i trochę ogrodnikiem, i elektrykiem, i mechanikiem, i niańką dla dzieci? Wybierz coś i przekonaj pracodawcę, że jesteś w tym świetny. Ale o tym za chwilę.
I co ważne, nie każdy musi być dyrektorem marketingu! Ten kraj (a zachodnie jeszcze bardziej) wręcz łakną specjalistów! Wszelkiej wagi. Wiecie jak bardzo potrzebni są DOBRZY, nieoszukujący specjaliści choćby od remontów? Gdybym miał taką ekipę i nią zarządzał to zbiłbym w samej Warszawie majątek. Kierunki techniczne na studiach to też bardzo dobry wybór dla wielu osób – tu w przeciwieństwie do wielu kierunków humanistycznych masz jaśniejszą ścieżke kariery, jeśli to twój żywioł to sie nie zastanawiaj, świat potrzebuje inżynierów!
3. Dopasuj siebie do świata
I teraz część najtruniejsza. Twoje oczekiwania i Ty vs rzeczywistość. Reality bites jak to mówił pewien tytuł filmu. Będę się ocierał teraz o mega życiowy dylemat “być, czy mieć”, ale niestety trochę tak jest że studia i poszukiwanie pracy to czas na takie decyzje. Jeszcze raz – są zawody w których zarobisz krocie i takie w których będziesz biedny jak mysz. Te które cię kręcą mogą być w pierwszej, albo w drugiej grupie. Nic na to nie poradzę. Jak ktoś ma marzenie zostać bibliotekarzem bo kocha książki to niech nim zostanie, ale niech wie, że milionerem nie będzie. Takie jest życie.
Prawda jest taka, że nie ma “branży-cudów”. Wszyscy rzucili się teraz na social i marketing. Wiecie jaka jest rzeczywistość? Dzieciaki klepiące fanpejdże zarabiają często po 1500 zł do ręki. Tramwajarz w Warszawie zarabia 3 tysiące. Dobrze wykwalifikowany specjalista może zarabiać o wiele więcej. Owszem, dyrektor marketingu będzie zarabiał ze 40 tysi, ale powiedzmy sobie szczerze – przez najbliższe 15 lat pewnie nim nie zostaniesz.
Nie podam tu oczywiście listy branży i zawodów, bo to niemożliwe, pamiętaj tylko żeby na chwilę zejść na ziemie i nie dziwić się później, że nie masz zawodu po swojej cośtamistyce którą wybrałaś “bo była fajna i offowa”. Znam młodych informatyków którzy zarabiają kilka tysięcy do reki (i mogą pracować zdalnie). Znam ludzi zajmujących się pozycjonowaniem stron internetowych, którzy zarabiali w okolicy 10 tys złotych w wieku w którym ja bym się cieszył z tysiaka. Wybierz jakąś ścieżkę i nią idź, na pewno nie idź ścieżką “cokolwiek”. Nawet jeśli chcesz robić cokolwiek bo nie masz akurat kasy to NIGDY nie daj po sobie poznać, że nią idziesz. Firmy nie chcą kogokolwiek. Chcą mieć pewność, że zatrudniły idealną osobę na to stanowisko.
4. Nie wierz ślepo w studia
Pisałem dużo o studiach, napiszę tutaj krótko bo to temat na oddzielną notkę – polskie studia sa do dupy. Wiem, że teraz uraziłem wiele osób, ale niestety takie mam zdanie. Oczywiście to spora generalizacja, jest ileś świetnych kierunków, sa takie zawody gdzie studia trzeba skończyć, jest ileś dobrych uczelni. Ale generalnie studia to żadna gwarancja sukcesu. To w większości albo państwowe kuźnie teorii (w której wykładowcy stracili kontakt z rzeczywistością i żyją w świecie nauki), albo prywatne fabryki do zarabiania kasy, które przepuszczają wszystkich aby tylko zgarniać czesne. Srsly, skoro dziś MBA można robić w jakims Zapizdówku Dolnym, w uczelni przypominającej barak, to ja nie mam pytań.
MOŻNA ze studiów wyciągnąć sporo wiedzy, ale trzeba się bardzo mocno do tego przyłożyć. Przejście przez studia na luzie nie da nic oprócz papieru zwanego Możesz Gówno Robić. Brutalne , ale prawdziwe. Niestety aby przejsć przez większość uczelni będziesz musiał nauczyć się żyć w systemie feudalnym (dziekanatokracja), ja niestety nie dałem rady i się poddałem.
Nie wierz w nie ślepo, bo w iluś branżach (jak choćby praca w reklamie, czy fotografia) uczelnia wyższa wcale nie jest konieczna.
5. Spuść z tonu i zapie…j
Pisałem w poprzedniej notce o badaniach wg których ludzie po studiach chcą zarabiać 3,5 tys do ręki. Z drugiej strony wiem od moich znajomych którzy próbują zatrudnić kogoś sensownego i nie mogą, że nawet taka kasa by nie pomogła. Serio.
Ludzie, pierwsza praca to ciężki zapierdol a nie łapania Pana Boga za nogi! Pracujesz za marne grosze i budujesz doświadczenie, łapiesz kontakty, wkręcasz się w branżę, robisz wrażenie. I tak, zapieprzasz! Nie mówię tu koniecznie o pracy dzień i noc i zarywaniu weekendów (ja akurat jestem przeciw, ale work-life balance to znowu temat na inną notkę), ale kiedy już pracujesz to PRACUJ! Mam mnóśtwo sygnałów od wspomnianych znajomych o tym że ludziom po prostu sie nie chce. Albo się zwalniają w czerwcu bo… wakacje są. Jakie wakacje? Posrało? Wkraczając w świat pracy całujesz wakacje na pożegnanie! Pojawia się URLOP. Sorry. Życie.
Nie oczekuj nie wiadomo czego, nie sadź się jakbyś był CEO, nie stawiaj warunków i nie obrażaj się. Oczywiście nie dawaj sobą pomiatać, ale pomiędzy tymi dwoma stanami jest milion stanów pośrednich.
6. Zareklamuj się
Podczas pierwszej pracy, czy stażu, a przede wszystkim podczas rozmowy o pracę masz być MISTRZEM AUTOPROMOCJI. Nieważne jakie masz usposobienie i co to jest za branża. Ludzie którzy cię zatrudniają zazwyczaj rzygają całym procesem rekrutacji i mają milion lepszych rzeczy do roboty niż przesłuchiwanie kolejnej osoby. Przekonaj ich, że jesteś TĄ osobą. Wyróżnij się. Zgadnij czego im potrzeba i nawet trochę podkoloryzuj sytuację (nie za bardzo, żeby potem nie było rozczarowania). Musze to napisać – napisz dobre CV i list motywacyjny. Wiem, wiem, mega truizm znowu. To dlaczego piszecie je do dupy? Bla bla, znajomość pakietu Microsoft Office. WOW! GENIALNE! SRSLY?
List motywacyjny jest mega fajnym narzędziem przekonania pracodawcy. Ja w kilku paragrafach napisałem dlaczego jestem najlepszą osobą jaką mogli sobie wymarzyć. Nie kłamałem. Naprawde skondensowałem wszystkie swoje zalety i w odpowiedni sposób poparłem to moim doświadczeniem (w dużej mierze doświadczeniem z NGO, ale o tym była poprzednia notka).
7. Spryt i zuchwałość
Szara mycha nie ma szans. Chyba że robisz karierę w księgowości (no offence, nie chcę tu faworyzować żadnej branży). Zazwyczaj jednak warto zabłysnąć. Oczywiście nie można być zbyt zuchwałym, aby nie zdenerwować drugiej osoby. Nie możesz pokazywac rekrutującemu swojej wyższości nawet wtedy, gdy masz dwa razy większe IQ i dobrze o tym wiesz. Wejdź na poziom tej osoby – w dół akurat jest łatwiej :) Na pewno nie bądź skromniakiem – to nie czas i miejsce. Ale też nie bądź zarozumiały, ludzie tego nie lubią.
8. Bądź gotowy do poświęceń
Znowu motyw małych miasteczek. Tak, być może trzeba będzie się przeprowadzić. Nie chcesz? Nie musisz. Ale potem nie narzekaj. Może nie musisz. Na pewno jest popyt na kogoś w tej okolicy. Pytanie czy to chcesz robić. Fakt jest taki, że w Warszawie prawie wszyscy zarabiają więcej. Nawet w marketingu na podobnym stanowisku we Wrocławiu, czy w Krakowie zarobisz 60-80% tego co w Warszawie. Mam znajomego, który mieszka w Londynie razem z 3 kolegami w mieszkaniu. Cow tym dziwnego? To że nie jest studentem, a zarządza marką w korporacji. Ale takie są tam warunki.
9. Zdefinuj sobie co cię cieszy
Ja na przykład nie jestem typem osoby która będzie ciężko pracowała po nocach po to by jak najwięcej się nachapać. Tak już mam. Cieszy mnie odpoczynek w moim ogródku przy grillu, cieszy mnie moja rodzina i patrzenie się na jezioro. Pewnie mógłbym mieć więcej kasy gdybym był “yuppie”, ale jestem “milkie”. Może naprawdę będziesz szczęliwy będąc taksówkarzem? Zawsze zazdrościłem im tego, że mogą sobie po prostu pojeździć po mieście i porozmawiać z ludźmi. Inaczej ciągle będziesz gonić króliczka, a może raczej zapieprzać w chomiczym kółku. Musisz na każdym etapie mieć coś co cię cieszy.
10. Nie bój się
Ja ciągle myślałem o sobie, że jestem maluczkim człowieczkiem który nic nie umie. “Wiem, że nic nie wiem”. Nie pomagało mi to. Aż któregoś dnia zorientowałem się, że ludzie którzy mnie otaczają też nie są doskonali. Ba, wielcy dyrektorzy przed którymi zdarzało mi się występować, prowadzić prelekcje czy po prostu z nimi rozmawiać, okazywali się Nikodemami Dyzmami. To mega amerykańsko zabrzmi, ale naprawdę UWIERZ W SIEBIE. To takie proste i jednocześnie tak trudne. Ale konieczne. To taki bullshit którego nie rozumiemy, z którego się śmiejemy, a jest on potrzebny, wręcz niezbędny.
Nie bój się, że nie znasz iluś spraw, nie maz iluś twardych umiejętności. Na większości stanowisk nauczysz się ich już w pracy. Szybko. Ja mówiłem na rozmowach wprost – może nie umiem tego, czy tego, ale to kwestia miesiąca. Umiem za to pracować w grupie, zarządzac zespołem, jestem lojalny, (itp itd) – a tego nikt w miesiąc się nie nauczy. Działało.
***
Uff. Doszedłeś / doszłaś (przepraszam za nadużywanie męskiej formy w tej notce, ale nienawidzę dodawać wszędzie dwóch końcówek) do końca? Gratuluję. Mam nadzieję, że na coś te moje truizmy się przydadzą.
Never give up. Pracy naprawde jest dużo. Może po prostu szukasz w złym miejscu. Zresetuj się i poszukaj jeszcze raz.