Kuchnia tradycyjna nigdy mnie specjalnie nie interesowała. Wolałem jakieś wymysły, fajitas, burritos, czy inne egzotyczne specjały. Do czasu… do czasu wyjazdu za granicę. Kiedy siedzisz na obczyźnie po jakimś czasie przejadają ci się trochę frykasy i tęsknisz za zwykłym, polskim jedzeniem. A gdy masz żonę w ciąży, która ma smaki na polskie jedzenie – to nawet nie masz wyjścia :) W sumie to dziwne, że bigos nie jest tu zupełnie znany. Składniki jak najbardziej są dostępne, a gdy już zrobiłem go na lokalnej imprezce to wszyscy domagali się potrójnych dokładek. A więc naprzód!
Składniki:
- 1kg świeżej kapusty
- pół kilo kiszonej kapusty
- boczek wędzony
- dwa kawałki schabu wieprzowego
- grzyby suszone
- przecier pomidorowy
- dwa ząbki czosnku
- liść laurowy




Na pierwszy ogień idzie boczek. Kroimy go w kostkę i wrzucamy do na gorąca patelnię. Jeśli garnek w którym chcemy gotować bigos nadaje się do smażenia, to można nie brudzić patelni.

Boczek powoli smaży się i wytapia, a my w tym czasie możemy pokroić schab i zacząć kroić kapustę. Kiedy pokroimy schab możemy wrzucić go od razu do boczku, przez ten czas powinien już wypuścić trochę tłuszczu.

Kiedy już pokroisz kapustę dorzuć ją do mięsa, a następnie dolej szklankę wody (zanim dolejesz wody możesz trochę poczekać aż kapusta się nieco przysmaży, ale uważaj by jej nie przypalić). Oczywiście zmniejszamy nieco ogień.

W bigosie tak naprawdę nie ma nic trudnego :) Gdyby nie to że można go przypalić, to umieściłbym go w kategorii “łatwe”, serio! Nawet kapusta nie musi być siekana w jakiś bardzo przemyślany sposób – wszystko się i tak udusi! Wrzucamy ją do garnka, dorzucamy kapustę kiszoną i przygotowujemy resztę składników.




Tu też nie ma wielkiej filozofii. Wszystko po prostu dorzucamy do bigosu (przecier wrzucamy bez tubki / słoika :D). Ze składników których nie użyłem tym razem wymienię jeszcze suszone śliwki, oraz troszkę czerwonego wina lub sherry.

Całość przykrywamy, mieszamy, dusimy, mieszamy, dusimy. I tak przez 2 dni :) No dobra, można szybciej, chociaż według mnie bigos (tak jak choćby żurek) najlepiej smakuje na drugi dzień. Wszystko kwestia gustu, można jeść go już po godzinie – im dłużej się dusi tym bardziej “wytrawnego” smaku nabiera. Właściwie jedyna rzecz której trzeba pilnować to nie przypalenie go. Mój pierwszy bigos w życiu wyszedł świetnie, wam na pewno też wyjdzie. O ile macie chęć na tradycję. Jeśli ktoś zna jakies modyfikacje (na pewno) to proszę o opis w komentarzach! Smacznego!