Przed nami wybory. Nie wiem w sumie które w moim życiu. Wiem natomiast, że po raz kolejny zagłosuję – jak to mówią niektórzy – za mniejszym złem. Czy to tak straszne? Nie, to dorosłość. Pisałem jakiś czas temu, że jeśli nie wierzmy w to, że przyjedzie to nas książę na białym koniu, nie wierzymy we wróżki zębuszki i skrzaty, to dlaczego nagle bzduramy sobie, że powstanie partia, która spełni wszystkie nasze oczekiwania i będzie zgodna w 100% z naszymi przekonaniami? Przecież to absurd.
Moje wybory mają charakter dość ideowy. Nie wyrywam wypowiedzi polityków z kontekstu, nie oceniam też tylko ich konkretnych posunięć. Przede wszystkim patrzę na partie polityczne jako ugrupowania reprezentujące określony światopogląd i określony pogląd na gospodarkę. Oczywiście dość często politycy wcale nie realizują tego co mówią, ale jeśli chodzi o rdzeń wartości, które reprezentują, większość z nich jest dość konsekwentna. I ja, jako osoba, która już nieco na tym świecie przeżyła, mam pewne ugruntowane przekonania, które są dla mnie ważne i których będę bronił.
Gospodarka
Powiedzmy to sobie szczerze: większość z nas g*** zna się na gospodarce. Taka jest prawda i choć w internecie roi się od ekspertów makroekonomicznych, to w rzeczywistości są to bzdury. Makroekonomia to bardzo złożona dziedzina sprowadzana często do jakichś prostych schematów. Możemy mniej więcej określać co jest złe, a co dobre, choć i to jest trudne. Ja w każdym razie nie podejmuję się jasnego mówienia „to na pewno pomoże budżetowi”, czy też „to na pewno doprowadzi do kryzysu”. Wam też to radzę.
Oprócz tego kwestie gospodarcze to także pewne podejście do sprawiedliwości społecznej. Jedni z nas będą dalej (tak jak ja kiedyś) utwierdzali się w gospodarczo-liberalnym śnie i zdaniach w stylu „każdy ma tylko tyle ile sobie wypracuje”, czy „każdy ma równe szanse”, a inni będą bliżej modeli redystrybucji, czyli wyrównywania szans. Ja w ciągu ostatnich lat skręciłem mocno w stronę socjalną, o czym nie raz już pisałem. Nie czas i miejsce dokładnie to wyjaśniać, możecie poczytać moje stare teksty. Miłośników Korwina pytam zawsze o jakiś kraj, który doszedł do dobrobytu swoich obywateli bez redystrybucji i wyrównywania szans i nigdy żadnego przykładu nie usłyszałem. Tak, najlepiej żyje się choćby w Skandynawii, która od lat jest mocno socjalna i tak, wierzę, że to działa i jest sprawiedliwe.
Światopogląd
Ale gospodarka nie jest dla mnie najważniejsza. Najważniejsze dla mnie są wartości – fundament na którym opieram całe życie. I na którym opiera życie większość z nas, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. I tu w ostatnich latach mam największy ból – przedstawiciele religii mającej za duchowego przywódce najbardziej miłościwego z bogów, czyli Jezusa, zamienili się niemalże w biblijnych faryzeuszy, czy wojowników. Nagle Jezus jest Polakiem wyznającym wartości narodowe, jest żołnierzem, jest gościem strzelającym do uchodźców. WTF, on sam był uchodźcą, on sam był „ciapaty” (brr jak ja nie trawię tego słowa). Moje wartości są zupełnie gdzie indziej.
Moją przewodnią wartością jest miłość do bliźniego, poszanowanie jego inności i nie narzucanie siłą swoich poglądów. Gdy do tego dołożę to, że wierzę w naukę i jej osiągnięcia, a także jestem za szeroko rozumianym postępem i zmianą, wychodzi mi kompletne odwrócenie się od wartości dzisiejszej prawicy, konserwatystów, czy jak tam zwać wszystkich związanych światopoglądowo z PiS czy Konfederacją i tym podobnymi. Brzydzę się ideologią narodową, uznawaniem nas za Naród Wybrany, rasizmem, czy wrogością do osób o innej orientacji seksualnej. Brzydzę się ksenofobią i homofobią, brzydzę się denializmem klimatycznym i ciągłym wałkowaniem przeszłości. To zupełnie nie moje rejony i jestem od nich jak najdalej.
A więc co?
Co wynika z połączenia centro-socjalnego podejścia do gospodarki i wartości o których pisałem wyżej? Lewica. To właśnie wartości reprezentowane na całym świecie przez lewicę.
Lewica to oczywiście nie KOMUNIZM, tak samo jak prawica nie oznacza junty wojskowej, choć i takie myślenie królowało u mnie przez jakiś czas, to dawno się z niego wyleczyłem. Nie było w Polsce dość długo lewicy, bo postkomunistów pływających w resztkach PRL jak pączki w maśle nigdy do niej nie zaliczałem. Ale jest. Dla mnie to bliżej socjaldemokracji.
SLD? Razem? Wiosna?
O SLD pisałem już nie raz. To dla mnie byt, który powinien już dawno się rozwiązać, ale jakimś cudem się trzyma. Dziadki z często taką sobie przeszłością, smród postkomuny, to zupełnie nie było moje klimaty i może właśnie przez nich przez tyle lat nawet nie myślałem o tym, że mógłbym kiedykolwiek być lewakiem. A potem pomyślałem, że w sumie nim jestem.
Później pojawiło się Razem – niestety uderzyli z wysokiego C, trochę za mocno. Byli jak wsadzenie rąk do gorącej wody po powrocie z mrozu. W kraju w którym lewica może kojarzyć się źle ze względu na historię, ruszyli z dość mocnymi hasłami, w dodatku nieumiejętnie je ludziom tłumacząc. Gospodarczo o wiele lepiej wytłumaczył to ludziom PiS, mający też przecież dość socjalny program. Razem jawiło się jako partia wielkomiejskich inteligentów nie potrafiąca wytłumaczyć ludziom o co im chodzi. Jednak to właśnie na nich głosowałem 4 lata temu.
Potem przyszła Wiosna. Przyszła, błysnęła, uciekła do Brukseli. Sam zawsze śmieję się z nazywania tego „ucieczką”, ale tu trochę tak było, Biedroń powinien mimo wszystko dowodzić tu, na miejscu, czego nie zrobił. Trochę uwiera mnie też ten kult wodza, choć wiem z drugiej strony, że w Polsce żadna partia bez mocnej twarzy nie ma szans, taka chyba nasza specyfika.
Czy z powstania tych trzech tworów powstanie Kapitan Planeta? Średnio. Ale mimo wszystko razem mają znacznie większe szanse i ja im ją daję. Nie takie metamorfozy przechodziły partie polityczne, a ja wiem, że jest tam wiele osób podzielających moje poglądy. I przede wszystkim mających je na tyle wyraziste, by skontrować tę narodowo-kołtuńską rzeczywistość oblaną sanacyjno-sarmackim sosem, którą serwuje nam PiS. Bo kto jak nie oni?
Platforma? Ech. Oni trzymają się tylko dlatego, że ciągle upieramy się, że to jedyna siła, która może zatrzymać PiS. I to chyba ich jedyny stały element programu. Nadal – pomimo bycia gigantem w tak wielu regionach – nie są w stanie ani sklecić mocnego i trzymającego się kupy programu, ani stworzyć porządnej kampanii (ani nawet pojedynczych klipów), ani w końcu skutecznie i rzetelnie, dzień po dniu, wytykać błędy i bzdury rządzących. Ale cóż mogą uczynić z tak miałkim i nijakim watażką jakim jest Grzegorz Schetyna? Mówiący raz jedno, raz drugie, co umiejętnie wykorzystał ostatnio PiS? Oni nadal są w ciemnej dupie i nie wiedzą dlaczego. Tak jak niestety spora część wielkomiejskich pogardliwych liberałów nie rozumiejących jak działa społeczeństwo.
Głosuję na lewicę, bo Polsce potrzebna jest lewica. Potrzebna jest siła, która wyrówna rozwarstwienie społeczne, bo ono ZAWSZE jak pokazuje historia prowadzi do rewolty, czy wam się podoba, czy nie. Potrzebny jest ruch ludzi WRAŻLIWYCH w tej rzeczywistości świń, chamów i prostaków. Potrzebna jest siła, która reprezentuje ludzi postępowych, nie pragnących wcale powrotu przedwojnia, czy ogólnie XX wieku z jego wartościami. Ludzi, którzy wierzą w wartości XXI wieku – tolerancję, potrzebę ochrony przyrody, równouprawnienie czy widzących zagrożenia płynące z ideologii narodowych.
Nie ma raczej szans, by zwyciężył kto inny niż PiS. Ale jeśli dwie kolejne siły zdobędą odpowiednio dużo głosów, to PiS nie będzie miał większości potrzebnej do przeprowadzenia kolejnych refoirm kastrujących demokrację i trójpodział władzy. A może nawet powstanie rząd koalicyjny bez udziału PiS?
Lewico, daję Ci szansę.