Czasem zastanawiam się jak wyglądałby świat bez mediów społecznościowych. Co działoby się gdyby nie ten wielki eksperyment, który nagle wrzucił wszystkich do jednego pomieszczenia i dał wszystkim głos. Eksperyment, który chyba nie do końca się udał. Założenia były całkiem piękne, ale może jednak my nie byliśmy na to gotowi? On pokazał nasze prawdziwe oblicze i wartości, które wyznajemy. Nie te deklarowane. Te prawdziwe. Bo choć nigdy nie łudziłem się że ludzkość przepełniona jest tylko dobrem, to czasem gdy wejdę w niektóre zakątki sieci, jestem przerażony.
Pisałem jakiś czas temu o tym, że zrzucam sporą część winy na to co się dzieje na Kościół Katolicki, przez co dostałem od Was sporo krytyki. Niestety nadal tak uważam, choć chciałbym żebyście mnie dobrze zrozumieli.
Jestem osobą wierzącą. Jestem chrześcijaninem. Jestem katolikiem. Nie usłyszysz ode mnie pogardliwych tekstów o „facetach w czarnych sukienkach”, czy „śmiesznych zabobonach i wierze w siwego pana, który stworzył świat w 7 dni”. Choć widze grzechy kościoła, w tym mnóstwo grzechów zaniechania. To trochę bardziej skomplikowane, ale pozwól, że nie będziemy dziś poruszać tego tematu. Chciałem napisać o gigantycznym niezrozumieniu pewnych dogmatów naszej wiary i o tym, że jeśli kiedykolwiek Kościół miał uratować sytuację, to właśnie nadszedł ten czas.
Katolicyzm w Polsce JEST silny. Takie są fakty i znowu – nie chcę teraz tego oceniać. Większość z nas została wychowana nawet jeśli nie w wierze katolickiej, to w takiej tradycji. Co więcej, nasza europejska kultura jest w dużej mierze zbudowana na wartościach chrześcijańskich.
Ale wartości jak to wartości – mogą być różnie interpretowane. I to właśnie od ich interpretacji są kapłani. Kiedy rozglądam się po internecie, szczególnie tej jego części, która deklaruje przywiązanie do tych wartości, przed oczami stają mi fragmenty Biblii, które mówią jasno, że nie tędy droga. Widzę młodych ludzi przede wszystkim osądzających innych. Widzę ludzi udających świętoszków i myślących, że dostali Boskie Mianowanie do bycia Jego sędziami tu, na Ziemi. Widzę mnóstwo nienawiści, czy nawet życzeń śmierci od ludzi, którzy robią sobie zdjęcia w swych domach, w których na ścianie wisi Jezus, czy Jan Paweł II. I zastanawiam się – co się stało? Przecież o faryzeuszu i celniku uczyliśmy się już przed I komunią. Przecież o belce i źdźble w oku słyszało się jeszcze częściej. Tymczasem dla znakomitej części osób deklarujących się jako katolicy, te fragmenty nie istnieją. Ich katolicyzm polega głównie na szukaniu grzechu u KOGOŚ. Stają się kimś w rodzaju katolickiej milicji.
Zastanawiam się, bo ja zawsze uczony byłem tego, że Jezus przyszedł z jednym, najważniejszym przykazaniem. Przykazaniem miłości. „… a bliźniego swego, jak siebie samego”. I nie jest to jakiś-tam-fragment Pisma Świętego. Nie jest to ukryty głęboko przekaz. To właściwie podstawa, bez której nie ma wiary chrześcijańskiej. Oczywiście bardzo trudna, ale dość jasna, bo nie ma w niej przecież gwiazdki z przypisem „nie dotyczy osób o innych poglądach”.
To właśnie kościół jest JEDYNĄ instytucją, która może dotrzeć do sporych grup społeczeństwa, szczególnie tych, które nazywają się prawicowymi. Nie mówię, że wiara to jedyna możliwa droga budowania swojego systemu wartości, ale o dziwo, obecnie to właśnie środowiska lewicowe, kojarzone głównie z nurtem średnio prokościelnym, są bardziej przepełnione empatią, miłością, czy zrozumieniem drugiego człowieka. Jak do tego doszło?
Episkopacie! Kościół jest podzielony. Bardzo. Nie mówię tylko o wiernych, mówię o kapłanach. Dziś każdy może mieć prawo głosu, każdy może założyć konto w mediach społecznościowych, albo występować w mediach. I wielu z nich to czyni. Niestety przemycając tam własne poglądy i powodując, że Kościół mówi tysiącem głosów. Czy każdy z tych głosów jest naprawdę głosem Jezusa?
Tu nie chodzi o pojedyncze karanie tych kapłanów, którzy posuną się za daleko. Tu chodzi o jasne, mocne i zrozumiałe uderzenie przekazem „Tak dla miłości, nie dla nienawiści„. To będzie trudne, bardzo trudne, ale przecież Wasza misja nie jest łatwa.
Partie polityczne nie wyciągną żadnych wniosków z ostatnich wydarzeń. To znaczy wyciągną, ale te wnioski będą nadal służyć ich strategii, a ta zawsze jest prosta – wygrać. Im nie opłaca się wyciszać tego plemiennego sporu – obaj duzi gracze liczą na to, że dzięki niemu wygrają.
Pytanie brzmi – czy jesteście w stanie tego dokonać? Czy jesteście w stanie wyciszyć krzyk nienawiści który wydziera się z milionów gardeł? Czy jesteście w stanie powiedzieć twardo i wyraźnie – ten, kto nienawidzi – grzeszy? Bo przecież:
„1 List Świętego Jana:
4[…]
20 Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. 21 Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego.”
I tu nie chodzi o pojedyncze listy. Żyjemy w erze natłoku informacji. Chodzi o to, żeby naprawdę mocno i głośno powiedzieć „STOP NIENAWIŚCI”. Macie ku temu środki.
Liczę na Was.