Mój ostatni tekst o dwuosiowym podziale sceny politycznej wywołał mnóstwo dyskusji. Najsmutniejsze jednak jest to, że jak zwykle najważniejszym tematem dyskusji nie jest wcale obecna sytuacja, sposoby doprowadzenia do wzrostu gospodarczego, zmniejszenia rozwarstwienia, naprawy służby zdrowia, czy systemu edukacji. Tego co JEST i MOGŁOBY BYĆ. Najważniejszą kwestią jest to, czy Hitler był lewakiem czy prawakiem. Bo przecież gdy do tego dojdziemy i jasno to ustalimy, z nieba posypią się pieniądze, a my wszyscy zostaniemy milionerami!
Otóż moi drodzy mam do powiedzenia jedno – excuse my french – Hitler, Lenin, Stalin i mnóstwo innych osób ich pokroju, byli przede wszystkim ZBRODNICZYMI CHUJAMI. A dochodzenie do tego na ile byli lewicowi, a na ile prawicowi na serio nie jest dzisiaj najważniejsze. Ja powiedziałem wyraźnie – według diagramu Nolana, narodowcy nie są ani lewicowi, ani prawicowi. Przynajmniej w tradycyjnym znaczeniu tych słów. Zresztą rzeczą równie ważną jak to w której ćwiartce jesteś, jest to jak ekstremalne są twoje poglądy. Ekstremum w każdym kierunku to zło, ja mocno wierzę, że rozwiązania sensowne zawsze leżą gdzieś po środku.
Kilka słów o środku
No właśnie. Środek. Nie zaznaczyłem ostatnio – dla uproszczenia – centrum. A ono jest ważne. Bo właśnie w nim znajdować będzie się spora część z Was, ci którzy mówią, że nie czują się jednoznacznie w jednej ćwiartce. Bo wiecie, prawda jest taka, że centroprawica, czy centrolewica, naprawdę nie będą koniecznie szły na noże w każdej kwestii! Nie jest jasno ustalone gdzie jest środek, to kwestia umowna i właśnie centrum będzie nieco wymieszane jeśli chodzi o poglądy. Najbardziej widać to właśnie na przykładzie umiarkowanych konserwatystów, którzy odezwali się od razu, że to nieprawda, że wrzuciłem ich do jednego worka z korwinistami, czy hajlującymi kibolo-narodowcami. To prawda – znam konserwatystów, którzy wcale nie chcą leczyć gejów, czy też odprawiać nad nimi egzorcyzmów, a nawet nie są totalnie przeciwni przyjmowaniu uchodżców. Serio. Nie wierzysz?
Niespodzianka.
Wiecie jaki kierunek reprezentuje partia Angeli Merkel, czyli CDU? Tej „paskudnej Angeli”, która wpuszcza do Europy tylu imigrantów? To prawica. Liberalno-konserwatywni chrześcijanie! Nie, nie moi drodzy, to żadni socjaliści. Socjaliści swoją drogą depczą im po piętach, to te dwie partie ciągle – wbrew rewelacjom Prasy Wyklętej – mają największe poparcie w Niemczech. Chrześcijańscy konserwatyści wpuszczający do siebie imigrantów oraz socjaldemokraci. Bo oni byliby pewnie właśnie w miarę blisko środka.
Czego nie mogę powiedzieć o znakomitej części internautów, o czym jest właściwie mój dzisiejszy tekst.
Prawdziwa oś podziału
W poprzednim tekście udowodniłem – choć wiele osób się ze mną nie zgadzało – że mamy dwie osie. Dziś opowiem dokładniej o tym, że… mimo wszystko w Polsce mamy przede wszystkim jedną oś. Ale właśnie nie lewica-prawica. Dziś, a raczej od kilku ładnych lat, linia podziału przebiega gdzie indziej. To rozłam, który zaczął się w momencie gdy PoPiS stał się mrzonką. Pamiętacie, że nieco ponad dekadę temu wydawało się to jeszcze całkiem realne? A potem sprawy wymknęły się spod kontroli. Dziś największy mur wybudowany jest między dołem, a górą diagramu Nolana. Między obozem liberalno-demokratycznym, byłymi lub obecnymi wyborcami PO, obecnie w dużej mierze też Nowoczesnej, a narodowym dołem, czyli tymi, którzy w dużej mierze głosują na PiS, a tych poprzednich nazywają lewactwem, czy zdrajcami narodu. Nie trzeba być politologiem, by to zobaczyć.
Ja historykiem, ani politologiem nie jestem. Co więcej, uważam że za dużo uwagi przykłada się do historii próbując dokonywać uproszczonych porównań do sytuacji, które się kiedyś wydarzyły – w innym miejscu, w innym czasie. Jestem za to doskonałym obserwatorem tego co dzieje się dziś. Ale nie potrzeba tu specjalnej wiedzy, żeby zobaczyć, że nastąpiło swego rodzaju przebiegunowanie!
Jeszcze raz – tradycyjna lewica była (i jest) liberalna światopoglądowo i socjalna gospodarczo, a dzisiejszy obóz liberalny wcale socjalny gospodarczo nie jest! To w dużej mierze dobrze radzący sobie „młodzi i piękni z wielkich miast”, posiadacze firm, którzy wcale socjalu nie chcą, bo go nie potrzebują. Są liberalni światopoglądowo, ale opowiadają się w dużej mierze za wolnym rynkiem.
Socjalne rozwiązania wprowadzają natomiast ci, którzy nazywają się prawicą. A tu są na dole (obóz narodowy). Czyli… wszystko na diagramie się zgadza :)
Kiedyś głównie lewo-prawo, dziś góra – dół. Ale do rzeczy.
Otóż gdy patrzę na dzisiejsza Polskę, na dyskusje w sieci, jestem pewien, że choć nadal w głowach mamy różne podejście do niektórych spraw to w zasadzie mamy dwa spolaryzowane obozy. I proszę, nie mówcie mi, że upraszczam. Oczywiście istnieją tysiące, jak nie dziesiątki tysięcy osób lawirujących gdzieś pomiędzy, mamy rodzącą się (prawdziwą) lewicę, mamy umiarkowanych konserwatystów, ale polaryzacja społeczeństwa jest dziś tak mocna jak nigdy. Bo – jak już kiedyś pisałem – to nie tylko kwestia różnic ideowych, to różnica w podejściu do tego, co jest prawdą a co nie. Co nią było, a co nie.
A co równie ważne, pomiędzy dwoma obozami jest wielki mur. Mur spoza którego nic nie widać, a po obu jego stronach pełno baśni, legend i podań ludowych mających tyle wspólnego z rzeczywistością, co nic.
Rzecz o lewactwie
Nie mam prawdę mówiąc pojęcia, na ile nastroje społeczne wyborców PiS i okolic zostały sztucznie nakręcone, a na ile po prostu trafiła się partia, która zagospodarowała nastroje, które i tak się rodziły. Fakt jest jeden – wystarczy poczytać nieco komentarzy w sieci, by zobaczyć, że to nie są jakieś polityczne swady i waśnie. To wojna. Zresztą to właśnie obóz narodowy z chęcią do wojenny porównań sięga, przekonując, że „lewactwo” to wróg numer 1. Lewactwo w tym wypadku to wszyscy poza nimi samymi i prawdę mówiąc trudno porównywać to z lewicą jako taką. Myślę, że taki „diagram pseudopatrioty” mógłby wyglądać tak:
Lewica to oczywiste lewactwo. Liberałowie to oczywiste lewactwo mające w dodatku na pewno powiązania z Niemcami, a liberalni konserwatyści psioczący na socjalny program PiS i wspieranie związków zawodowych na pewno też są lewactwem.
To co dzieje się w tubach propagandowych tego obozu – obecnie TVP, wszystkich Mediach Wyklętych, to totalny absurd. Czasem wchodzę tam z ciekawości, ale nie jestem w stanie wytrzymać dłużej niż 5 minut. Ale to jeszcze nic – prawdziwą Polskę widać w komentarzach. W ogóle media społecznościowe pokazały jak wygląda głos ludu. Ludu niby katolickiego, ale nie dość, że kompletnie niezainteresowanego pomocą jakimkolwiek uchodźcom, to jeszcze pragnącego – a to nie sa pojedyncze wypowiedzi – strzelać do nich, czy wrzucać do komór gazowych. Przeraziło mnie to niesamowicie bo takiego jadu, agresji, czy po prostu życzenia śmierci zupełnie się nie spodziewałem. I nie chodzi tu przecież tylko o strach o własną rodzinę, bo podobna agresja wylewa się na każdego, kto jest „zdrajcą i lewakiem”.
Czasem mam wrażenie, że to jakiś wirus, który zamienił myślenie olbrzymiej rzeszy ludzi na jakąś rzeczywistość wirtualną w której Polska naprawdę jest czymś straszliwie zagrożona. Zagrożona tak bardzo, że trzeba ciągle stać z flagą i śpiewać hymn, żeby nasza polskość przypadkiem nie umarła. Co chwilę czytam, że zgniły zachód już upada, że władzę przejęli muzułmanie, że strefy szariatu. To osobny temat, który po dwóch latach od poprzednich tekstów o uchodźcach pewnie rozwinę, dość tylko, że obóz narodowy coraz bardziej umacnia się w swoich przekonaniach, a poparcie dla partii rządzącej – ku zdziwieniu przeciwników – zupełnie nie spada.
To właśnie w mediach nazywających siebie prawicowymi znajdziemy najwięcej teorii spiskowych. Dziś czytałem o tym, że spustoszenie dokonane kilka tygodnie temu przez burze to… broń klimatyczna. To właśnie sympatycy tej strony piszą często, że zmiany klimatyczne to lewacki wymysł, szukanie alternatywnych źródeł energii to lewacki wymysł, to przecież tu ciągle żyje niewyjaśniony (i tak pewnie pozostanie) Mit Smoleński. To w prasie sympatyzującej z obecną władzą pojawiły się teorie o tym, że protesty w obronie sądów zostały wywołane przez tajemniczy „astroturfing” (choć było dokładnie odwrotnie) i tak dalej. Bajka na bajce, legenda na legendzie. Nie będę tu nawet poruszał tematu gejów i lesbijek – dla członków tego obozu każdy z nich codziennie zajmuje się paradowaniem z skórzanym stroju i obroży na szyi, przy okazji gwałcąc małe dzieci, bo wiadomo że każdy gej to pedofil, a każdy pijak to złodziej.
Rzecz o Brajanach i Dżesikach
Ale, ale. To nie jest tak, że poprzestanę dziś tylko na opisaniu odrazy jaką czuję po spojrzeniu na szeroko rozumiane prawactwo / obóz narodowy. Nigdy nie darzyłem ich sympatią, a ostatnie wydarzenia tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie mam z ludźmi o tych poglądach ani grama wspólnego światopoglądu.
Ale tu pojawiła się zupełnie nowa kwestia. Na którą w sumie sam otworzyłem oczy stosunkowo niedawno. Bo wiecie – po liberalnej stronie też wcale nie brakuje legend i baśni. A także wrogości, szydery i pogardy. I przede wszystkim niezrozumienia. Bo gdy patrzę na kolejne osoby przecierające ze zdumienia oczy po kolejnym sondażu, myślę sobie – rany, nadal nic nie zrozumieliście. Nie skumaliście, że wygrana PiS to naprawdę coś więcej niż „przekupili ich 500 zł na wódę”.
Widzę pełno pogardy dla „prostaków głosujących na PiS”. Kiedyś mówiło się, że to mohery, pamiętacie? Nieszkodliwe mohery. Było to dekadę temu, jeszcze w czasach gdy jadu w sieci było z dziesięć razy mniej, ale już to sformułowanie niosło w sobie znamiona szydery i pogardy. Dziś na porządku dziennym jest szydzenie z Brajanów i Dżesik. Żyjących zapewne za 500+. I za zasiłki społeczne. Rozmnażających się jak króliki. Patola. Wóda za zapomogi. I tym podobne.
I wiecie co? To jest podobny mechanizm. Tak samo jak pisiorki rozciągają jakiś stereotypiczny obraz zdrajcy narodu, który ma w dupie Polskę, na wszystkich politycznych oponentów (czy raczej wrogów), tak samo spora część „Bold and Beautiful” z wielkich miast gardzi dołami społecznymi, a na pewno już dołami społecznymi z dziećmi, bo przecież „patola tylko się mnoży”. Czytam to często – pisane przez światłych i mądrych wydawałoby się ludzi. Może i mądrych, może i światłych. Ale wychowanych bez grosza empatii czy rozumienia pewnych procesów. Oraz wyolbrzymiających zupełnie jak ich przeciwnicy. Przypominam wtedy zawsze – ja też jestem patolą biorącą 500+. Nawet dwukrotnie. Posiadam trójkę dzieci, jestem łysy i jestem z Targówka :P Oczywiście, że istnieje pewnie mnóstwo przypadków gdy pieniądze te są przepijane, albo niewłaściwie wydawane. Ale istnieje też mnóstwo takich w których pozwoliły one wyjść poza granicę nędzy i godności. O której większość wielkomiastowców zbyt wiele nie wie. Ale niezależnie od oceny gospodarczej tego rozwiązania, pogarda jest zupełnie nie na miejscu.
A już najbardziej śmieję się gdy słyszę o tych ludziach żyjących w luksusach za zasiłki. Rzeczywiście – polski socjal jest tak rozbudowany, że można za niego żyć pławiąc się w złocie i luksusach. Mierzi mnie, gdy widzę warszawskiego modnisia, który w wieku 30 lat powoli dojrzewa do myśli, że może kiedyś pomyśli o tym, żeby się ustabilizować, który jest tu gdzie jest, bo pomogli mu rodzice – finansowo lub intelektualnie – szydzącego z dwudziestoletniej matki z dołów społecznych. Powiem dosadnie – to właśnie jej dzieci będą ci myły dupę na starość – od ciebie słyszę, że dzieci zaburzyłyby twój życiowy hedonizm, więc ich mieć nie będziesz.
A więc mój drogi, Brajan i Dżesika nie jeżdżą mercedesem za zasiłki. Po pierwsze nie ma w Polsce takich zasiłków, które powoliłyby żyć w luksusach. Owszem, pewnie są jacyś kombinatorzy, którym to się udaje, ale pomyśl i powiedz mi jaki to może być procent? Oni zapieprzają – na kasie w Biedrze, może w jakimś solarium, może na budowie. Może sprzątają. Może gdziekolwiek indziej i powiem szczerze, że to zazwyczaj cięższa praca niż praca niejednego zblazowanego hipstera z dużego miasta. Często bez perspektyw, często bez kapitału intelektualnego potrzebnego do wybicia się ze swojej grupy społecznej.
Widzę w obozie wielkomiejskich liberałów ludzi oderwanych od rzeczywistości. Ludzi dziwiących się, że atakowane są sądy, a druga strona tego nie widzi. Rany, kiedy wy dywagujecie sobie o imperatywie kategorycznym Kanta, spora część Polaków może wasze myśli najwyżej rozbić o kant dupy. Oni na serio mają gdzieś Trybunał Konstytucyjny, a już na pewno sądy. Dlaczego mają bronić sądów, skoro jeśli mieli z nimi jakiekolwiek doświadczenia, to są to doświadczenia nienajlepsze? Bo sprawa szwagra trwała 5 lat, chociaż wszyscy wiedzą, że tłucze żonę. Od kiedy to nasze sądy działają tak wspaniale, że trzeba ich bronić?
Dlaczego przeciętny Polak z małego miasteczka ma nie chcieć totalnej rewolucji i rozpierdziuchy skoro sądy nie działają tak jak chce, skoro nie ma gdzie się godnie leczyć, skoro system edukacji leży i kwiczy, skoro jego dzieciaki pracują na umowę-zlecenie, skoro nie ma szans na godną emeryturę? Nie stać go na prywatną szkołę, pakiet w prywatnej przychodni i odkładanie na trzeci filar.
Owszem wiele wiosek i miasteczek zostało mocno podźwignięte przez zapomogi z Unii, ale to nadal często są republiki partyjnych kolesi, gdzie aby cokolwiek dostać trzeba wejść w dupę poszczególnym osobom z poszczególnych szczebli władzy. A niestety PO podczas swoich dwóch kadencji zupełnie zaniedbała PR i lud naprawdę często nie wie jak wiele zyskał dzięki integracji europejskiej. Słucha więc oszołomów z drugiej strony, którzy krzyczą, że Unia jest do niczego. Lud wierzy w populistyczne argumenty, tym bardziej że socjal w wydaniu PiS przyszedł zawinięty w piękne biało-czerwone opakowanie do którego lud wychowany na Sienkiewiczu i poczuciu konieczności walki o Polskość ma cholerną słabość. A to wszystko stało się tak, bo myśleliśmy, że zostawimy wszystko samopas, a każdy zajmie się sobą. Niestety tak dobrze to nie działa. Zawsze pojawią się sfrustrowani, którzy będą bardzo łatwi do zmanipulowania.
Nie jestem po środku
Żeby nie było – nie chcę tu uprawiać centryzmu za wszelką cenę. Ci, którzy czytają mnie od dłuższego czasu wiedzą dobrze, że jeśli chodzi o światopogląd to jestem w dużej mierze po stronie liberałów i lewicy. I gdy widzę osoby, których głównym życiowym osiągnięciem jest to, że ich dziadek dokonał czegoś podczas wojny, lub sam fakt, że urodzili się w Polsce, to ręka układa mi się w gest facepalmu.
Ale gdy widzę rzesze osób, nie posiadających zupełnie wrażliwości społecznej, nie rozumiejących dlaczego doszło do rewolucji, myślących głównie o sobie, pełnych pogardy do „dołów”, to coraz wyraźniej myślę „to też nie mój obóz”. Bo o ile rozumiem totalny sprzeciw wobec osób, których CZYNY i SŁOWA są złe, o tyle szydzenie z pochodzenia społecznego, z religii katolickiej (często z pozycji oświeconego kim-to-ja-nie-jestem-ateisty), czy ogólnie z „bycia patolą” to coś co wzbudza mój sprzeciw.
Kraje Europy Zachodniej już dawno zrozumiały, że dostatnie społeczeństwo to nie takie z największą ilością milionerów, a takie w którym różnice społeczne są małe. Że źle żyje się w kraju, w którym bogate wille otoczone są slumsami i fawelami. Że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż bajka o niewidzialnej ręce rynku. A także o tym, że trzeba w myśleniu o kraju wyjść poza siebie, a spojrzeć szerzej.
Uważny czytelnik dostrzegł pewnie, że skoro odbiłem się od konserwatywno-narodowego myślenia o Polsce i Narodzie, oraz od wielkomiejsko-liberalnego myślenia o gospodarce, to przygotowuję się do opisania mojego desantu w lewo. Tak. Jak powiedział Wojciech Mann: „Jestem lewakiem, kim innym mógłbym być?”. Ale o tym napisze dokładniej w kolejnym odcinku.
P.S. Widzę już zarzuty, że ja sam często toczę bekę z pewnych zachowań PiS-u i okolic. To prawda. Natomiast ważne jest dziś, nawet w sytuacji wydawałoby się beznadziejnej, by wiedzieć gdzie jest granica między żartem, między ironią, czy nawet lekkim wyśmianiem jakiejś wypowiedzi, a agresją, pogardą, czy nienawiścią. Oraz – co bardzo ważne – czym różni się ocena na podstawie czyjejś wypowiedzi, a ocena czegokolwiek innego. Jak bardzo nie negowałbym wszelkich działań Jarosława Kaczyńskiego, nie wyśmiewam tego, że „jest kurduplem”. Ja też w sumie jestem. Nie wyśmiewam tego, że nie ma żony, tylko kota. To nagle takie straszne i nieżyciowe – a ileż to naszych wielkomiejskich agencyjnych hipsterów wybiera posiadanie kotów zamiast dzieci? To jednak straszne, czy nie? Jak bardzo nie trawiłbym Krystyny Pawłowicz (a na samą myśl o tym co wygaduje robi mi się niedobrze) nie będę mówił jej, że potrzebuje seksu. Bo rzeczywiście gdyby powiedzieć Robertowi Biedroniowi „baby mu potrzeba” to byłby z tego zaraz wielki dym, nieprawda? Prawda. Bo obie wypowiedzi są równie skandaliczne.