– On jest niespełna rozumu! – krzyknęła część mej publiki i znajomych, gdy finalnie zdecydowałem się przesiąść na Androida.
– Wreszcie! – krzyknęła druga część sali.
Minął już ponad miesiąc, czas więc na pewne podsumowania. Pisałem już o tym nie raz, ale do tej pory każde moje zapuszczenie się w świat Andka było taką trochę turystyką, teraz jestem osobą, która się przeprowadziła. Czy na stałe? Jeszcze nie wiem. Wiem natomiast, że mam znowu garść spostrzeżeń. Spostrzeżeń, które prawdę mówiąc nie różnią się diametralnie od tego co pisałem do tej pory. Pierwsze jest dość jasne i proste:
Z ANDROIDEM DA SIĘ ŻYĆ!
Drugie niewiele bardziej skomplikowane:
MA ON W STOSUNKU DO IPHONE WADY I ZALETY!
– Wow. Thanks Captain Obvious! – rzucą co niektórzy. No właśnie nie taki obvious – za każdym razem, gdy mówię, że coś mi nie działało w iPhone słyszę „Dziwne, u mnie działa!”, a gdy mówię, że w Andku jest coś kiepskiego słyszę… „Dziwne, u mnie działa!”.
Tak to już jest, że okopujemy się na swoich pozycjach, bo przecież dokonaliśmy wyboru a nasz wybór jest NAJZAJEBISTSZY BO JEST NASZ! No dobra, o tym mógłbym całe tomy pisać i śmieszy mnie to zawsze, ale o krowach, które nie zmieniają zdania pisałem ostatnio, dziś mam skupić sie na moich doświadczeniach z Andkiem, a dokładnie Moto Z Play, bo to na niego się zdecydowałem. Tym razem będą tak naprawdę dwa obszary na których się skupię.
Minusy: aplikacje i stabilność.
Stabilność andków JEST gorsza niż iPhonów i naprawdę zarzekanie się, że jest inaczej przypomina mi zapieranie się właściciela Lamborghini, że on do lasu to spokojnie i nawet lepiej niż Jeep. No nie. Po prostu nie. Ja wiem, że zalezy od telefonu, od nakładek i tak dalej, ale one SĄ mniej stabilne i koniec. I nie chodzi mi w sumie o sam system – on jako taki nie wiesza mi się raczej nigdy, bardziej chodzi o apki. I nie mówcie „ale to wina apek, a nie systemu”, bo ja traktuję to jako cały ekosystem. Co 2-3 dni mam problem z jakąś aplikacją, albo mi się zawiesza, komunikat „stopped responding” i tak dalej. Facebook, Instagram, inne. Nie, na iPhonie tego nie miałem. Tak, na innych androidach też to miałem. To czasem są drobne zwisy i ja wiem, że zaraz usłyszę „u mnie nie”, ale większość andkowyjadaczy nie używała dłużej iPhone i po prostu nie wie, że może być lepiej. No i tyle.
Nie chodzi mi tylko o stabilność, a o ich funkcje. I znowu – różnica ta maleje, ale nadal uważam, że są biedniejsze niż na iOS. To są detale, ale czasem bardzo wnerwiające. I tak apka Facebooka, czy Facebook Pages nie ma wszystkich funkcji co ich odpowiedniki na ajfona, czasem to kwestia szerowania w dane miejsce, czasem innego detalu. Jest tego trochę i nie chce mi się teraz tego listować.
Największym chyba jednak wkurwem reaguję na fakt, że nie da się na Androidzie mieć dwóch kont na Instagramie podłączonych do dwóch fanpejdży. Po każdorazowym przełączeniu się aplikacja zamiast na fanpage będzie udostępniała obrazki na profil prywatny. Da się to zmienić, ale OH GOD WHYYYYY. Straszny ból tyłka, gdyż korzystam sporo obu moich kont. Co więcej, gdy konto przełączone jest w tryb biznesowy, po przełączeniu konta NIE DA SIĘ wrzucać na fanpage. Po prostu opcja jest niekaktywna. Myślę, że wielu osobom to nie przeszkadza, bo mało kto ma dwa konta, ale o takie detale chodzi.
Oczywiście kwestia nie dotyczy aplikacji Google, które są nieco lepsze od ich odpowiedników na japko.
I wiecie co? Kurde, to chyba koniec minusów. Serio. No dobra jest kilka, ale są one związane konkretnie z tym modelem telefonu – nienajlepszy aparat, czy brak fizycznego przycisku home poniżej ekranu (te wysuwane to jakaś pomyłka jest). Ale to kwestia właśnie tego modelu (z którego też w sumie generalnie jestem zadowolony). Przejdźmy więc do plusów.
PLUS: System
Tak, po prostu system. I nie chodzi mi o detale, chodzi mi o całość. Już wyjaśniam.
Pamiętam jedną z pierwszych reklam Lumii. Mówiła ona, że iPhone jest jak ileś pokojów do których wchodzimy lub wychodzimy. Te pokoje to aplikacje. I w sumie tak jest – całość doświadczenia na iPhone opiera się na apkach i wchodzeniu lub wychodzeniu z nich. A to… na serio nie jest mi do końca potrzebne.
Rozbudowane powiadomienia i widgety wyciągają z aplikacji to co najlepsze i powodują, że korzystam z telefonu w inny sposób. Gdy odpalam iPhone – widzę aplikacje. Ok, ewentualnie powiadomienia, ale one są tak chaotyczne i mało intuicyjne, że nie wiem czy ktoś z nich porządnie korzysta.
W Andku, zanim dojdę do aplikacji mam trzy warstwy:
Warstwa pierwsza, czyli powiadomienia na wygaszonym ekranie. Bez odblokowania telefonu, bez wciskania czegokolwiek, pauzuję muzykę, czy włączam następny kawałek.
Warstwa druga, czyli powiadomienia właściwie. Już pisałem, że są moim zdaniem o wiele bardziej intuicyjne niż te jabłkowe. Ale rzadko z nich korzystam, bo dotyk palca przełącza mnie na ekran główny.
Warstwa trzecia, czyli widgety! Tak, ja naprawdę nie potrzebuję szuflady z aplikacjami na pierwszym ekranie! One nie są najważniejsze. Najważniejsze są kluczowe dla mnie informacje. W moim przypadku ekran główny to:
– Lista TODO (w moim przypadku Wunderlist) dzięki której przy każdym odblokowaniu telefonu widzę co mam jeszcze dziś do zrobienia. Mogę też szybko coś do niej dodać.
– Kalendarz pokazujący najbliższe zaplanowane wydarzenia dnia, czyt tygodnia.
– Pogoda – wiadomo :)
– Ilość kroków, jaką dzisiaj zrobiłem
Oraz najważniejsze aplikacje – mail, przeglądarka, telefon, smsy i apka Google.
I dopiero warstwa czwarta – lista aplikacji.
I to na serio ma sens. Zanalizowałem po co zazwyczaj podnoszę telefon i co chcę robić. Gdy chcę czegoś wyszukać – czy to filmy na Youtube, czy coś w Google, czy w Google Maps – korzystam z jednej wyszukiwarki (aplikacja Google lub widget wyszukiwarki) zamiast odpalać poszczególne aplikacje. Kalendarz, czy lista Todo są dla mnie ważniejsze niż ikony aplikacji (co kończy się odruchowym odpaleniem Instagrama, czy Facebooka).
Zresztą to jeszcze nie jest finalny układ, ważne, że mogę go sobie dostosować. A resztę aplikacji mam na kolejnym ekranie. Większość z nich natomiast – te, których używam rzadko – schowane w wysuwanej szufladzie. Widgety to naprawdę wspaniała sprawa, która powoduje, że nie myślimy wchodzeniem i wychodzeniem z aplikacji, tylko korzyściami, które chcemy osiągnąć.
Ale czy ten system nie jest bardziej „kanciasty” i „nerdowski”?
Nie. Pisałem już ostatnio, że nie. JUŻ nie. Ma ileś rzeczy poukładanych inaczej, ale to tylko kwestia tego. No dobra, gdybym się mocno przyczepił, to mnogość opcji może przerażać, ale na serio nie przesadzajmy. Zawsze większa ilość opcji będzie troszkę komplikowała, ale z drugiej strony daje to o wiele więcej możliwości. A te mocno geekowskie są mocno ukryte i nie trzeba z nich korzystać.
Tak więc jak na razie jest mi całkiem nieźle. Co będzie za kilka miesięcy – zobaczymy. A o samym Moto Z Play i doświadczeniach z nim napiszę osobny tekst :)