Dziś nietypowo napiszę o kwestii związanej z macierzyństwem. Mam co prawda do tego osobnego bloga, ale pisanie tam na ten temat to trochę jak wygłaszanie kazania w kościele o tym, że ludzie nie chodzą do kościoła. Postanowiłem więc napisać tu, może będzie miało to lepsze oddziaływanie.
Przez sieć przelewa się kolejna dyskusja, tym razem o karmieniu w miejscach publicznych. I pełno jest – ku mojemu zdziwieniu – głosów mówiących „kobieto, a weź się schowaj, nie rób tego przy mnie, bo mnie to obrzydza!”.
Nie będe za długo rozwodził się nad obecną sytuacją jeśli chodzi o macierzyństwo. Choc mam wrażenie, że jest tragicznie, odchodzimy jako społeczeństwo od biologii tak bardzo jak się da – niedługo pary będa dojrzewały do posiadania dzieci dopiero w wieku w którym już zaczyna się przekwitanie. Skoro teraz dopiero koło 30-tki dojrzewa się do wyprowadzenia się od rodziców, a kilka lat później do związku na stałe…
Mam więc mały apel do tych, których obrzydza karmienie piersią w miejscach publicznych:
NIE PATRZCIE.
Serio, to takie proste. To generalnie jest dobre podejście, gapienie się na taką kobietę raczej nie przynosi jej specjalnie przyjemności. To nie jest tak, że kobiety robią to specjalnie tam, gdzie wszyscy patrzą. Uwierzcie mi, chciałyby to robić w domu. Ale prawda jest taka, że małe dziecko chce jeść często, tak już jest to skonstruowane. I co wtedy?
Oczywiście można kazać siedzieć jej w domu. Albo wychodzić w ustronne miejsce. Tylko, czy są takie miejsca? Czy raczej ustronne miejsce będzie oznaczało toaletę?
Nie chcę robić z siebie męczennika, jestem ojcem trójki dzieci i to najlepsze co w życiu mnie spotkało. Ale prawda jest taka, że to właśnie dzięki rodzicom świat nadal istnieje, inaczej padłby po jednym pokoleniu. Dziś mam wrażenie, że najchętniej zarówno rodziców jak i małe dzieci najchętniej zepchnęłoby się gdzieś na bok, bo przecież zaburzają zajebistość życia.
Kobieta po 9 miesiącach totalnego rozpierdolu emocjonalnego związanego z hormonami oraz przybraniem na wadze do rozmiarów małego słonia dostaje w prezencie od losu jedno z bardziej bolesnych doświadczeń w życiu, czyli poród. Nie mówię już o 9 miesiącach strachu i stresu – czy będzie dobrze, czy będzie w porządku? Często niestety nie jest.
Później pierwsze tygodnie i miesiące. Mało snu, dużo stresu, dużo pytań dużo problemów. Często izolacja od znajomych, zarówno spowodowana tym, że trzeba siedzieć z dzieckiem, często przez podejście znajomych i spisanie tejże matki (i często ojca) na straty.
I kiedy kobieta, po tym wszystkim chce wyjść do ludzi, chce z godnością pójść do restauracji, pobyć wśród ludzi, pokazać światu, że istnieje, że nie przesiąkła do końca smrodem obsranych pieluch, kiedy chce krzyczeć „hej, wcale nie jestem stara, jestem ciągle dziewczyną, taką jak rok temu!”, kiedy chce wyrzucić z siebie te wszystkie kompleksy które przyszły po drodze – ten brzuch, który nie zszedł do końca, te kilogramy które nie do końca uciekły, ten strach czy teraz z seksem będzie jak kiedyś – kiedy to wszystko się dzieje, kiedy wychodzi i lekko zawstydzona płaczącym i potrzebującym pokarmu dzieckiem chce je nakarmić, zostaje skazana na kolejną banicję, bo komuś nie do końca się to podoba?
W świecie w którym chodzimy po plaży właściwie z cyckami na wierzchu, kiedy seks epatuje z każdej strony? Serio?
Nie rozumiem tego i rozumieć nie będę. Owszem, można mieć własne poglądy, nie wszystkim to musi pasować, ale do cholery miejcie szacunek dla matek. To dzięki nim ludzkość istnieje, to jeden z najtrudniejszych i najbardziej niedocenianych zawodów świata.
Jeśli jesteś taki wrażliwy to się nie gap do cholery. Zapewniam, spojrzenie w drugą stroną jest cholernie proste. O wiele prostsze niż zaspokajanie potrzeb małego człowieczka, który kiedyś będzie takim samym człowiekiem jak ty.
A karmienie piersią? Błagam. Tam nawet nie widać sutka. Widać zarys piersi – jeśli ktoś będzie się gapił. Nie wiem po co. A jeśli ma do tego jakieś specjalne obrzydzenie – to się leczy. Wychodzenie do kibla, nakrywanie się wielką pieluchą i inne tego typu sprawy to naprawdę kwestie na pograniczu godności ludzkiej.
A kwestie „niech użyje butelki” wypowiadają raczej ludzie, którzy słabo się na tym znają. Nie odmawiam kobietom takiego wyboru, ale prawda jest taka, że karmienie piersią jest najzdrowsze i ma multum dobrych konsekwencji dla zdrowia dziecka, długo by o tym pisać. I jest też – mówię to jako ojciec dwóch dzieci karmionych piersią i jednego butelką – cholernie wygodne.
Ale przede wszystkim kiedy kładę na wadze czyjeś obrzydzenie (wtf?) lub zdegustowanie a na drugiej szali normalne życie rodzica i małego dziecka, to nie mam żadnych wątpliwości.
#normalizebreastfeeding