Jakiś czas temu przeczytałem, iż jedna ze szkół wyższych, w ramach otwierania się na świat i dostosowywania się do rynku pracy, planuje rozpocząć kierunek studiów „youtuber”. I choć jest to jakieś światełko w tunelu polskiej edukacji wyższej (o moich przygodach z tym systemem feudalnym mógłbym napisać książkę, w końcu byłem na 5 uczelniach), to sam pomysł niestety wydaje mi się chybiony. Zaraz powiem dlaczego.
W mojej poprzedniej notce uchyliłem trochę mojego życiorysu i zdradziłem Wam, że właściwie mało w swoim życiu planowałem. Szedłem trochę na żywioł, jednocześnie mając oczy i uszy szeroko otwarte, i szukają bieżących okazji, które się przede mną otwierały. I to właśnie dzięki temu mi się udało – nie mógłbym zupełnie zaplanować tego, że będę jakimś gościem od socialu, bo gdy studiowałem, żadnego socialu nie było. No może Grono.net ;) Nie mogłem zaplanować tego, że zajmę się biznesem koszulkowym, bo po prostu nie mógłbym zgadnąć, że taka okazja się nadarzy. No dobra, ale co to ma wspólnego z youtuberami?
Zarabianie na blogach oraz youtubie to rzecz stosunkowo nowa, to coś co wywaliło listę zarobków do góry nogami. Oczywiście większość z tego co pisze prasa to legendy, ale wiadomo że oni po prostu chcą więcej klików, a lud rajcuje się zarobkami. Tak naprawdę rozsądnie zarabia tylko malutki top blogerów i youtuberów, zdecydowana większość robi to hobbystycznie i nie ma z tego nic poza uznaniem w oczach innych i ewentualnie lajeczkami – których to chyba jeszcze żaden kantor wymiany walut nie przyjmuje. Ale tak, jest grupa osób, która zarabia na tym pokaźne kwoty – a przez pokaźne rozumiem większe od mitycznej dychy miesięcznie. Czasem znacznie większe.
Więc czy warto iść w tym kierunku? Pewnie! To właśnie jedna z tych okazji o których mówiłem. Nie wiem czy teraz jest jeszcze dobry moment, choć patrzę na nowo powstające kanały i ich sukces, i myślę, że tak. Jeśli masz dobry pomysł, umiesz ogarnąć to technicznie i masz nieco szczęścia to możesz spokojnie się za to wziąć i osiągnąć niezły sukces. Nie chcę wyliczać szans, ale na pewno sa one większe niż to, że zostaniesz gwiazdą TV, gdzie o twojej karierze ma decydować iluś panów w garniturach skwapliwie liczących kase. Dla siebie. Takich, którzy wyplują cię, jeśli się tobą znudzą. Ja na razie z kilku powodów nie zdecydowałem się na YT, ale o tym wreszcie też napiszę. Dlaczego więc – wracając do głównego tematu – takie studia to pomyłka?
Obserwuję sobie polskie szkolnictwo wyższe od lat 90. Najpierw było retro-rezerwatem. Zresztą nie tylko najpierw – gdy robiłem magisterkę na SGH – a było to niedawno, bo kilka lat temu (uciekłem gdy okazało się, że mój potencjalny promotor nie do końca ogarnia e-commerce, wystarczyło mi że mój promotor licencjacki nie ogarniał co to corporate identity) -spotykałem się ze slajdami z końca lat 90. Z dopiskiem, że dane „trochę nieaktualne”. Trochę. W marketingu. Ugh. Slajdy puszczane były często z folii. So retro. I tak wygląda nadal spora część uczelni państwowych.
Po drugiej stronie prywatne. Wyższe Szkoły Palenia i Wywożenia Liści. Oferujące takie kierunki jak ochroniarz, czy opiekunka dla dzieci. Rany, serio? Bardzo potrzebujemy zawodów „twardych”, ale czy rzeczywiście trzeba kończyć szkołę wyższą do każdego zawodu? Przecież to jakaś pomyłka i wyciąganie kasy. A także marnowanie życia.
Wiecie co przydaje mi się dziś najbardziej? Ze wszystkich uczelni, które kończyłem? Odłóżmy na bok wszelkie zawody w których uczelnia jest musem – i od strony formalnej, i od strony wiedzy. Lekarz, czy specjalista od fizyki kwantowej raczej nie obejdą się bez specjalistycznych studiów. Ale co z resztą? Co z osobami wykonującymi dziś mnóstwo innych zawodów, lub odpalających własne biznesy?
Dla nich wiedza, którą nabywają na uczelni to pewnego rodzaju baza. Ogólna. To pakowanie plecaka o którym pisałem w poprzedniej notce. Tak, aby można było z niego wyjąć to co trzeba gdy zajdzie taka potrzeba. Ja skończyłem w końcu turystykę i oczywiście mało przydają mi się przedmioty specjalistyczne. Ale podstawy marketingu, podstawy zarządzania, socjologia, czy nawet filozofia przydają mi się bardzo. Z informatyki będą to podstawy programowania (choć w sumie tworzyłem aplikacje w C++ a nawet w Turbopascalu), czyli choćby znajomość pętli i warunków – przydaje mi się to w Excelu. Pewnie niedługo przyda mi się to, że uczyłem się modelowania w 3D i ileś długich miesięcy spędziłem przy 3DStudio – po zakupie drukarki 3D będzie jak znalazł.
Pamiętam, że strasznie źliłem się na te przedmioty ogólne. „Dajcie mi tu mięcho, a nie jakieś ogólne gówna!”. Sęk w tym, że właśnie te ogólne przedmioty były najważniejsze, a ja tego nie doceniałem.
Nie wiesz, kompletnie nie wiesz co będzie za 10 lat. Chyba, że jesteś wróżem Maciejem. Nie wiesz, czy będzie istniał Youtube, a jeśli tak to w jakiej formie. Nie licz na to, że uczelnia da ci konkretny kierunek, a ty będziesz dokładnie pracował w tym zawodzie. Do końca życia, jak nasi dziadkowie. To jest utopia.
Pogardzani niegdyś absolwenci AWF dziś robią kokosy, bo nagle nastała moda na FIT. Oczywiście ci, którzy potrafią to wykorzystać. Osoby modelujące w 3D będą jeszcze miały złote dni. Humaniści nagle zobaczyli przed sobą falę z napisem „social media” – mogą pracować jako copywriterzy socialowi.
„Praca w zawodzie” to z każdym dniem coraz większy mit. Dlatego nie licz na to, że uczelnia ustawi cię na gotowej ścieżce rozwoju. Dzisiejsze gwiazdy Youtube, to osoby bez ukończonych kierunków „Youtuber”. Ba, to często osoby bez studiów. Bo są na to… zbyt młode ;)
Tak więc albo wybierz sobie kierunek, który rzeczywiście ma mocno skorelowane zawody i wtedy na pewno znajdziesz pracę (z małym zastrzeżeniem – jeśli będziesz całe studia opierdalać cię i imprezować to niestety to się nie uda :P), albo zbuduj sobie solidne podstawy ogólne na miękkich kierunkach i ruszaj w świat, będąc przygotowanym na zmiany i łapanie się za rzeczy częściowo nieznane. I nie marudź, że nie ma pracy dla socjologów, dla psychologów, dla politologów, i innych logów.
Jest.
Dla każdego, tylko po pierwsze sama nie przyjdzie, po drugie trzeba myślec out of the box i być gotowym na zupełnie nowe branże i doświadczenia, a po trzecie trzeba obserwować co dzieje się na świecie i łapać falę. Uczelnie i papiery z nich liczą się coraz mniej, więc nie licz na nie za bardzo. Choć z uczelni można dużo dobrego wycisnąć. Pod warunkiem, że chcesz. Tu nie ma cheatów.
A jeśli chcesz naprawdę zostać youtuberem? No cóż, tu ja porad pewnie dawać nie będę, bo skąd miałbym to wiedzieć. Pewnie są już teraz uczelnie, które w tym pomogą – szczególnie od strony montażu itp. Ale srsly, nie licz na to, że skończysz uczelnię i zostaniesz sławnym youtuberem. Albo blogerką. A już na pewno nie planuj sobie, że będziesz dokładnie to robić przez całe życie. To zbyt szybko się dziś zmienia.