Polaki – cebulaki. Janusze. Te i wiele innych określeń od pewnego czasu krążą po sieci wywołując sporo dyskusji. Z jednej strony spora samokrytyka z naszej strony (choć nie wiem czy do końca „samo-„, zazwyczaj dotyczy to przecież innych), z drugiej oburzenie, że krytykujemy POLAKÓW. To jak to w końcu jest. Jesteśmy cebulakami, czy nie?
Z wielu badań wynika, że najbardziej krytycznie nastawieni do Polaków są sami Polacy. Ja sam nie raz dziwiłem się temu jak dobrze postrzegają nas za granicą – z wielu moich rozmów i obserwacji komentarzy w sieci wynika, że Polacy postrzegani są jako naród ciężko pracujący (sic!) i towarzyski. Oprócz skrajnych opinii (tych nigdy nie brakuje) jest całkiem dobrze. Co więc z tym naszym cebulactwem?
Coś jest na rzeczy. Mieszkałem trochę za granicą, wyjeżdżałem, przejeżdżałem i jak to mam w zwyczaju – obserwowałem. Opinie o „cebulactwie” nie wzięły się znikąd. Choć trzeba przyznać, że jest coraz lepiej. A o co właściwie chodzi?
Po pierwsze samo „cebulactwo” dzielę na dwie grupy. Pierwsza to kwestie estetyczne – tu nie chcę specjalnie dyskutować. To prawda, że często wychodzi z nas siermiężny styl wschodu, ale prawdę mówiąc nie uważam, żebyśmy byli w tym zakresie jakoś specjalnie gorsi od niektórych klas społecznych społeczeństw zachodnich. Gust niższych klas społecznych w UK nie jest jakiś wyszukany – pełno tam dresiarstwa (ang. chav), wystarczy pojechać na wakacje tam, gdzie pełno brytoli. To samo znajdziemy w innych krajach – może najmniej w szykownej Francji, czy Włoszech. Ale jesteśmy gdzieś na granicy Azji i Europy ;) i tyle. O gustach też trudno się dyskutuje, ja też gdy patrzę na fotki z wiocha.pl mam wrażenie, że to zupełnie nie mój świat, ale co zrobić. Nie o tym chciałem napisać. Chciałem napisać o pewnych zachowaniach, które też zaliczam do „cebulactwa”.
Pamiętam, że pierwszą rzeczą, która uderzyła mnie podczas przebywania w takich krajach jak Niemcy, Szwecja, czy Szwajcaria, w której spędziłem prawie dwa lata życia, było to, że ludzie nie myśleli tylko o sobie. Nie próbowali wykorzystać każdej sytuacji, by ugrać coś dla siebie. Krótko mówiąc nie „cwaniakowali”. Oszustwa są tam postrzegane jako oszustwa, a nie genialne obejście systemu.
Nie chcę opisywać skali zjawiska, bo nie mam do tego danych, mogę tylko przywołać w pamięci różne sceny.
Polacy próbujący wrzucić polskie monety do zagranicznych wózków w sklepie, po to by zamienić wózki i wyjąć więcej kasy (pamiętam to dzieciństwa, ludzie wkładali monetę 20 zł, która zastępowała 5 marek).
Polacy wbijający się do innych hoteli All-Inclusive (bardziej luksusowych) z opaskami zasłoniętymi rękawem. Po powrocie do naszego hotelu traktowani byli jak bohaterzy – WYDYMALI SYSTEM.
Polacy wpychający swoje 13 letnie dzieci w wycięty w desce przy bramce otwór w niemieckiej toalecie, z napisem „dzieci do 6 lat za darmo”.
I tak dalej. Tych scen było całkiem sporo i za każdym razem powodowały u mnie zażenowanie. Najczęściej polegały właśnie na tej „Walce z systemem”. Obejście go nie jest traktowane jako oszustwo, czy złodziejstwo, a jako bohaterskie cwaniactwo, chwalebna partyzantka. Wprowadzenie dziecka za friko (choć jest o dwa lata starsze i powinno kupić gdzieś bilet wstępu) to powód do dumy. Nieważne, że zaoszczędziliśmy grosze. Ważne, że oszukaliśmy zły system.
Skąd to się bierze? Jest teoria – ku której się przychylam – że to całe dekady pod obcą opresją wykształciły w nas takie odruchy partyzanckie. Najpierw zabory, potem Hitlerowcy, potem władza komunistyczna. I teraz, choć żyjemy w państwie demokratycznym, nadal się buntujemy. A co gorsze – to co wspólne nie traktujemy jako wspólne, tylko jako niczyje.
Jestem daleki od stwierdzenia, że tylko Polacy tak się zachowują. A także od tego, że wszyscy Polacy tak robią. Widzę bardzo duże zmiany, co roku na wyjazdach za granicę widzę coraz mniej takich zachowań i to mnie cieszy. 8 lat temu wycieczka rolników która leciała z nami na Kanary, upiła się w samolocie i łapała stewardessy za tyłek. Takich sytuacji widzę coraz mniej, ale niestety cwaniakowania jest nadal dużo. Cwaniakowania, obchodzenia regulaminów i myślenia tylko o sobie. Trochę jak w południowych Włoszech, gdzie prawo traktowane jest jedynie jako „propozycja ze strony władz”.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy karni jak Szwajcarzy. Może to nie jest w naszej naturze? Nie wiem czy na ulicy będą stały pojemniki z prasą, którą bierze się i wrzuca monetę już po wzięciu – nikt tego nie pilnuje. Nie marzę nawet o rozwiązaniu takim jak w Szwecji, gdzie na niektórych wyspach są sklepu samoobsługowe – sam bierzesz towar, zostawiasz kasę i wydajesz sobie reszty. (Zresztą w Szwecji bardzo szybko to zniknie przez pojawienie się imigrantów, ale to osobny temat).
Wiem natomiast, że to leży w gestii każdego z nas. Przestań być cebulakiem! Przestań kombinować jak tylko wydymać innych – dla swojego dobra. Nie chcę mieszkać w kraju w którym sąsiad patrzy tylko jak zrobić mnie w balona, w którym każda firma zrobi wszystko, żeby mnie oszukać. A firmy niestety też tak w Polsce działają. W Szwajcarii zwrot z ubezpieczenia dostałem po tygodniu, na konto, wystarczyło, że sporządziłem listę tego co mi ukradli. U nas prawie zawsze z ubezpieczycielem trzeba walczyć o swoje i lawirować w gąszczu OWU. Nie ma szans na reklamację obuwia, prawie zawsze dowiesz się, że niewłaściwie je nosiłeś (WTF?).
Nie chcę Polaków-cebulaków, nie chce też innych narodów-cebulaków. Ale to właśnie Polska obchodzi mnie najbardziej, bo tu żyję, tu się urodziłem, tu chcę raczej spędzić swoje życie. Wierzę w nowe pokolenie, w to, że – w przeciwieństwie do mojego, które wychowało się trochę w odcięciu od Zachodu – zrozumie, że mieszkamy w pewnej społeczności i bycie fair w stosunku do innych po prostu jest w porządku. Może jestem naiwny – trudno.
Nie bądź cebulakiem. Dzięki :)