
BANG! To już! Kolejne lata mijają coraz szybciej, niczym podkłady kolejowe pod rozpędzającym się Pendolino. Nie mam nigdy zwyczaju robić postanowień noworocznych (robię sobie czasem takowe przy okazji urodzin, ale nie działają :P), lubię za to podsumować rok i porozpływać się w zachwytach nad sobą, a może raczej nad wiecznym szczęściem / bożą opatrznością (*niepotrzebne skreślić) które to mi towarzyszą. Bo tak, rok 2014 był zdecydowanie mega dobrym dla mnie rokiem – pozwólcie więc, że korzystając z dość osobistego medium jakim jest blog, podzielę się moim rachunkiem sumienia. I tak, sukcesów jest więcej, są też o wiele bardziej znaczące niż porażki. To chyba dobrze :)
1. Full House
Ten rok to dla mnie przede wszystkim „domknięcie” rodziny. Kurcze, dopiero co byliśmy radosną parą singli bujającą się po Europie w te i we wte, a jesteśmy rodzicami trójki dzieci. TRÓJKI! W tym roku urodziła się Hela i to prawdopodobnie finał jeśli chodzi o proces klonowania. Prawdopodobnie bo trudno teraz podejmować decyzje – ja zresztą nie lubię planować 5, czy 10 lat do przodu. Rodzina nadal pozostaje dla mnie najważniejsza, znacznie ważniejsza niż praca, czy inne sprawy. Jest dobrze, o wiele lepiej niż się spodziewałem, nie ma totalnego chaosu czy niewyspania przez dzieciaki, mamy nadal dużo czasu dla siebie – po prostu każdą minutę cenimy teraz bardziej. Nadal uważam, że mnóstwo czasu marnuję i mógłbym z doby wycisnąć więcej. Dzieciaki są zdrowe, rosną, jest super. To nadal – jak stwierdziłem po urodzeniu się Franka – najzwyklejsza i jednocześnie najbardziej niesamowita rzecz pod słońcem.
A jednocześnie cholernie się cieszę, że pomimo posiadania hohohoho domu, psa i trójki dzieci (oraz kredytu i leasingu) udaje nam się (a przynajmniej tak nam się wydaje :P) pozostać po prostu normalnym chłopakiem z normalną dziewczyną, a nie „panem Januszem z małżonko”. Tak, chyba znowu nie udało mi się dojrzeć w tym roku ;) #nevergrowup
2. Koszulkowo
Kurcze, cieszę się strasznie z tego, że nasz biznes tak się rozwija. Cieszy mnie to na kilku płaszczyznach – ja nie jestem takim biznesmenem z krwi i kości, nie mam wewnętrznej potrzeby gromadzenia majątku, serio. Nie mam też umiejętności prowadzenia biznesu, dlatego nigdy nie sądziłem, że coś w tym zakresie mi się uda. A jednak dobrzy, uzupełniający mnie wspólnicy i tysiące innych czynników spowodowały, że doszliśmy do rzeczy przeze mnie niewyobrażalnej – liczenia miesięcznych obrotów nie w tysiącach, nie w dziesiątkach tysięcy, a w setkach tysięcy złotych. Ale to co cieszy mnie jeszcze bardziej to fakt, że ja naprawdę ten biznes lubię. To nie „teraz zapierdalam do 22.00, a po 40/50/60/70 będę miał wreszcie czas na odpoczynek i kasę”, to fun i satysfakcja tu i teraz. Satysfkacja z robienia czegoś, za co ludzie sami z siebie chcą zapłacić. Zupełnie odwrotnie niż w branży reklamowej. Tam płacą, by to zniknęło :)
3. Clouto – jestę startupowcę
Clouto to projekt który robię zupełnie z boku, choć tak naprawdę znowu lwią część tegoż robią moi wspólnicy. Za chwilę big moment, czyli odpalenie aplikacji mobilnych, ale jestem bardzo zadowolony z tego co już dzięki temu się nauczyliśmy – idziemy sobie wbrew wszystkim zaleceniom Ewangelistów Startupowych, nie jesteśmy młodymi gniewnymi poświęcającymi na to 25 godzin ze swojej doby, tylko głowami rodzin, które to głowy pykają sobie projekt po godzinach. Dostaliśmy już to co najcenniejsze – duże zainteresowanie inwestorów i partnerów z branży motoryzacyjnej, oraz krytykę ze strony startup ewandżelistów. No dobra, dobra, jestem nieco złośliwy. Już niedługo nowy boost :)
4. Zasięgi
Choć nie do końca jestem zadowolony z moich kanałów w mediach społecznościowych, to generalnie cieszę się, że tak dużo osób mnie czyta. Ten blog dobijał w niektórych miesiącach do ponad 50 tys UU miesięcznie (nawet 80), a razem z Marysią i jej Mamygadzety.pl oraz naszym wspólnym Mikemary.pl docieraliśmy nawet do 250 tys osób miesięcznie. Ćwierć miliona – to brzmi dumnie :) Nadal podchodzę do tego bardzo na luzaku, trochę z braku czasu, a trochę z założenia. Nadal piszę, bo mam potrzebę pisania. I raczej napiszę coś co jest prawdziwe i zgarnie mniejszy zasięg, niż coś pod publiczkę, co będzie zasięgowe. Wiecie, taki syndrom disco-polo – zawsze można je grać, bo będzie się najlepiej sprzedawało. Nie zawsze trzeba. Aha, nadal nie wiem dlaczego mój profil na fejsie czyta kilka tysięcy osób. Spieszę się natomiast je kochać – tak szybko odchodzą, bo mnie blokują, lub edżrank ich zabiera :)
Natomiast dzięki tymże zasięgom udało mi się zarobić już całkiem fajną kasę na współpracach blogerskich – na życie teraz, czy emeryturę to jeszcze za mało, ale na egzotyczne wakacje będzie :)
5. Powrót do macierzy
Ten rok to także powrót do mojego domu rodzinnego. Domu w którym się wychowałem i w którym mieszkałem aż do ślubu, a nawet chwilę po nim. To niesamowite móc odzyskać swój pokój z dzieciństwa, kuchnię, ogródek, czy okolicę. Mnóstwo wspomnień co krok, a że dzieciństwo miałem szczęśliwe, to i wspomnienia są świetne. Sukces to także takie urządzenie domu, z którego jestem dumny, choć oczywiście ostatnie żarówki ciągle jeszcze zwisają z kabla ;)
6. Chorwacja!
Tak, w tym roku po raz pierwszy pojechaliśmy do Chorwacji. To niesamowite, byłem w Indiach, w Malezji i Singapurze, na Wyspach Zielonego Przylądka, na Kanarach, Maderze, w prawie każdym kraju Europy Zachodniej, a tak późno pojechałem do tego pięknego kraju, w którym byli chyba wszyscy moi znajomi. I nie dziwię się – Chorwacja jest przepiękna, pełna miłych ludzi którzy po dwóch piwach mówią twoim językiem i przystępna cenowo. Na pewno wrócimy!
7. Android
Po latach udało mi się też potestować Androida. Cieszę się niezmiernie, bo teraz wszystkie dyskusje w stylu „mój telefon, vs lęki i wyobrażenia o tym drugim” kończę krótko – „jak poużywasz obu systemów do pogadamy” :) Ostatecznie zostałem przy Apple, choć nadal mam drugi telefon z Andkiem na pokładzie i jestem bogatszy o wiele doświadczeń i wiedzy. Jeszcze bardziej upewniłem się w tym co sądziłem wcześniej – oba systemy mają swoje wady i zalety, a hejtowanie któregokolwiek z nich to kwestia nie technologiczna, a psychiczna.
8. Pieniądze za granie w grę
Tak, to zdecydowanie spełnienie moich marzeń z dzieciństwa. Dzięki swojej aktywności blogowo/facebookowej, nie dość, że dostaję gry za free, to jeszcze biorę udział w kampaniach gier, co polega w dużej mierze na ich testowaniu i pisaniu o nich. Dream job! BTW – wbrew pogłoskom za promowanie GTA 5 nie dostałem ani grosza. Po prostu uwielbiam tę grę :)
9. Zjadłem robaki
A na premierze Far Cry 4 udało mi się pokonać kolejne granice – uwielbiam to robić. Zjadłem prażoną szarańczę, smażone larwy, gulasz z oczu ryby, bycze jądra oraz karaczana. Nie było łatwo, ale się udało :D
10. Ludzie!
Last but not least. Nie będę wymieniał osób które w tym roku poznałem, bo na pewno kogoś przegapię ;) Ale cieszę się z każdej nowej znajomości i jednocześnie z tego, że udaje mi się utrzymywać jako taki kontakt ze starymi znajomymi (choć za rzadki i ze zbyt małą częstotliwością, ale co zrobić). Lubię spotykać się z ludźmi, mam nadzieję że nadal będe miał na to mnóstwo czasu. Szczególnie teraz gdy w ciągu dnia siedzę po prostu przy kompie, sam.
A teraz porażki
1. Ćwiczenia
Chociaż fakt utrzymania mojej wagi i ważenia w okolicach 69-71 kg (przy 173 cm wzrostu) mógłbym uznać za sukces, to nie będę go sobie zbytnio przypisywał. Owszem ćwiczę (co dziś dość niemodne – raczej na siłowni i basenie, niż na facebooku i endomondo :P), ale pewnie dużą zasługę ma też tutaj mój magiczny metabolizm.
Ale to ciągle za mało i nie jestem zadowolony z ilości ćwiczeń. Mam nadzieję, że zima i wiosna 2015 będą znacznie intensywniejsze pod tym kątem. W końcu muszę być totalnie fit przed 40tką, a zostało… 2,5 roku (FUCK DACIE WIARĘ?)
2. TO-DO
Nie znalazłem nadal idealnego programu to-do. Hahaha, to taki żart. Nie ma takiego programu. Raczej nie zmusiłem się nadal do tego, by regularnie korzystać z list zadań i kalendarza. To straszne. Muszę, musze to zrobić i dobrze wiem, że to kwestia psychiczna, a nie software’owa. Znaaaacznie uprościłoby mi to życie.
3. Chaos
Jestem człowiekiem chaosu i pewnie tak pozostanie. Przyzwyczaiłem się już do tego, moi znajomi chyba też. To nie było takie proste, szczególnie gdy przez całe życie ludzie przyklejają ci łatki i nazywają tak, a nie inaczej. Trudno, taki już jestem, imam się zbyt wielu rzeczy, a jeszcze większej ilości chciałbym spróbować. To MUSI skutkować mniejsza rzetelnością i dokładnością, z czym często jest mi źle, ale coś za coś. Boli mnie każde spotkanie które nie doszło do skutku, każda nieodpowiedziana wiadomość, każda obietnic której nie dotrzymałem, czy spotkanie o którym zapomniałem. Przepraszam Was wszystkich za to, ale widocznie tak już musi być. Pytacie często jak to jest możliwe, że mam trójkę dzieci, robię tyle rzeczy i ogarniam to wszystko. Odpowiedź jest prosta: nie ogarniam :) Przynajmniej nie zawsze. Spróbuję ogarniać choć trochę więcej.
4. Blogi
Choć jak pisałem nie mogę narzekać na moje zasięgi, to nie jestem do końca zadowolony z moich blogów. Nie poświęcam im za dużo czasu (ale patrz punkt poprzedni), nie udało mi się zmusić do regularnego pisania. Ruszyłem nieco z Mikemary i nadal bardzo lubię tam pisać, rozruszałem też fanpage. Widzę, że odpowiednie targetowanie treści działa – tam są tematy wyłącznie rodzinno-rodzicielsko-podróżnicze. Ach, no właśnie.
Pamiętacie moją decyzję o konsolidacji blogów? Trochę się z niej cieszę, trochę nie. Od 1,5 roku moje treści geekowe (netgeeks), marketingowe i życiowe (subiektyw) połączyłem w jednego bloga i jeden fanpage. I działa to tak sobie. Nie udaje mi się zgromadzić stałej i zaangażowanej społeczności wokół bloga, choć pojedyncze teksty potrafią mieć olbrzymie zasięgi. Może to właśnie przez mydło&powidło, może przez nieregularne pisanie. Ten blog to nadal raczej wentyl moich myśli, niż moje ulubione miejsce – może dlatego, że piszę na nim często emocjonalne i negatywne w wydźwięku teksty. Wtedy jest dużo komentarzy i emocji, niekoniecznie dobrych, nie przepadam za tym tak naprawdę. Ale w tym zakresie coś niedługo się zmieni – mam nadzieję.
5. YouTube
Zabieram się do tego jutuba jak do seksu z jeżem. Z każdej strony. Mam już bardzo, bardzo mało czasu w ciągu doby, ale kusi mnie cholernie coby spróbować. Biję się – najpierw ze sprzętem i technikaliami (to nie tak proste jak przy blogu), a gdy już go skompletowałem – z myślami. Z pomysłem na kanał (to też trochę bardziej skomplikowane niż przy blogu). Czy w końcu z myślami w stylu „czy ja się w ogóle do tego nadaję, kto to będzie chciał oglądać” i tak dalej. Miałem już dawno coś nagrać, ale jakoś nie mogę się zebrać, próbuję, kombinuję, zmieniam pomysły. Mam nadzieję że niedługo z tym ruszę i że coś z tego wyjdzie.
***
I to chyba tyle tego podsumowania, to był naprawdę zajebisty rok, mam nadzieję, że 2015 będzie jeszcze lepszy. Choć jak zwykle nic konkretnego nie planuję. Let it be!