O moich przygodach z Pocztą Polską mógłbym pewnie napisać książkę. E tam, moglibyśmy napisać ją razem, pewnie każdy mógłby dorzucić swój rozdział. Ja kompletnie nie rozumiem jak taka archaiczna instytucja może się utrzymywać. Oh wait, wiem. Jest monopolistą. To znaczy już nie do końca. Całe szczęście.
Jednym z moich wspomnień z dwuletniego okresu mieszkania w Szwajcarii – na który często się powołuję – jest szwajcarska poczta. Długo by o niej pisać, powiem tylko że KAŻDY list jest na drugi dzień u adresata. Nieźle, co? U nas oczywiście jest zupełnie inaczej. Listy czasem dochodzą, czasem nie. Czasem są otwarte i zaklejone taśmą. Giną z nich rzeczy – jeśli coś wsadzisz do środka, to może zostać wyjęte. Placówki PP to jakiś absurd – często wspominam o mojej poczcie, która znajduje się 4 km od centrum Warszawy, przy Radzymińskiej, która ma 4 okienka (czynne max 2-3 na raz), ZAWSZE kolejkę na co najmniej 10 osób (czasem wychodzącą z budynku), panie rodem z „Misia”, które są zdziwione, że ktoś może narzekać na długie kolejki i miliony rzeczy w sprzedaży – od rajstop po znicze. Pewnie jakiś dżunior menedżer zdecydował, że będzie „dywersyfikacja”. Szkoda, że nie potrafią dobrze robić tego co do nich należy przede wszystkim. Poczta daje ciała, bo po pierwsze te kilka okienek obsługuje pół Targówka Mieszkaniowego, Zacisza i jeszcze kilka rejonów (kilka, kilkanaście jak nie kilkadziesiąt tysięcy ludzi!) a po drugie panie nadal trzymają tam wszystko w koszykach, zapisują w zeszytach w kratkę i szukają ręcznie. HARDKOR.
Ale to jeszcze nic. Jeżdżę tam bardzo rzadko, tylko wtedy gdy przyjdzie do mnie awizo. Czyli przyjdzie listonosz, a mnie nie ma w domu. Errrrrrr.
I tu powinna rozlec się muzyka z filmu science fiction. Bowiem mój listonosz bardzo długo żył w równoległej rzeczywistości. Serio. Otóż ja mam biuro w domu. Siedzę nam właściwie non stop, od 9 do 17.00. Przed 9 zawożę dzieciaki do przedszkola, przed 17 je odbieram. Trwa to chwilę. Myślałem więc, że mam pecha, bo akurat wtedy przychodzi i zostawia awiza. Ale gdy Mary poszłą na zwolnienie w ciąży i siedziała w domu, listonosz też nigdy nas nie zastawał! Bywały dni, kiery przyjeżdżało do nas ok 5 kurierów z różnych firm (zamówione przez net rzeczy, jakieś próbki z Koszulkowo oraz #darylosu ;) i oni potrafili nas zastać, a… listonosz niestety nie! Ale to jeszcze nie wszystko.
Miarka przebrała się, kiedy nawet przestał zostawiać awiza. Serio. Po prosty okazywało się, że wysłana paczka wracała, a awiza nigdy nie dostaliśmy. Albo dostaliśmy. Z datą najpóźniejszego odbioru przesyłki… dwa dni wcześniej. Zbieraliśmy się więc, żeby pojechać na pocztę i zgłosić oficjalną skargę, kiedy Mary natrafiła na pewien mail.
skargi@centrala.poczta-polska.pl
Nieco sceptycznie wysłaliśmy maila i… dostaliśmy odpowiedź.
Biuro Ładu Korporacyjnego i Zgodności Centrali Poczty Polskiej S.A. uprzejmie informuje, że Pani wystąpienie zostało przyjęte do rozpatrzenia.
Brzmi trochę jak autoresponder, co? Nie pokładaliśmy zbyt dużych nadziei. WTEM któregoś pięknego dnia, coś się ściemniło, uderzyły dwa pioruny, rozległa się muzyka z Powrotu do Przyszłości, błysnęło i pojawił się listonosz. On żyje! W naszym wymiarze! W naszej czasoprzestrzeni!
Pojawił się i… poprosił o wybaczenie. Serio. Okazało się, że po prostu za tę skargę chcą mu zabrać wszystkie bonusy. No cóż, nie było tak łatwo. Wtedy przyszła nasza kolej. Rzuciłem czar Jakznajdąsięwszystkiezaginonepaczkiorazbędzieszprzynosiłwszystkoprzesnastępnymiesiąctowybaczę Kedavra! I zadziałał, słuchajcie, zadziałał.
Dlatego polecam wam – jeśli macie problemy z awizami i z listonoszami (a to dość prawdopodobne) – napiszcie skargę na ten adres.
„ALBERCIK, TO DZIAŁA!” :)
***