Nie, nie będzie dzisiaj o religii. Ani o Radiu Maryja. No może trochę o religijnym zaślepieniu swoim pojazdem oraz miłości do bliźniego – tego który jeździ czymś innym niż my. A mianowicie o kierowcach, rowerzystach i pieszych. Postaram się krótko i na temat. Dlatego, że mam do powiedzenia coś każdej z tych trzech grup. Przed nami lato i nieuniknione starcia między tymi grupami, więc jeśli jesteś w którejkolwiek z nich – przeczytaj. Ja jestem we wszystkich trzech.
Słowo do kierowców
Tu w sumie trudno powiedzieć coś nowego. Kierowcy w Polsce jeżdżą źle. Bardzo źle. Chamsko, agresywnie i niebezpiecznie, a z drugiej strony cipowato, bez wyobraźni i namysłu. Najgorsze jednak jest to, że ze względu na masę samochodu, to oni zazwyczaj „wygrywają” w starciach z dwoma pozostałymi grupami. Niestety. Bo często to ich lekkomyślność, a śmierć rowerzysty lub pieszego.
Zwalniaj przed przejściem. I zatrzymuj się przed nim. Zrozum wreszcie do cholery, że nie ma właściwie żadnego wtargnięcia pieszego na pasy. To ty możesz wtargnąć na pasy. Masz psi obowiązek zatrzymać się i przepuścić pieszych. Nie, nie wtedy kiedy wejdą ci pod zderzak. Jeśli brakuje ci wyobraźni, pojedź gdzieś „na zachód”. Zobacz co oznacza kultura na drodze. Nie wolno ci dopuścić, żeby pieszy przez ciebie nawet zwolnił, lub przyspieszył. I koniec, bez mądrzenia się. Pieszy ma pierwszeństwo na pasach. Ty nie masz.
Uważaj na przejazdy dla rowerów. Tak, one są niebezpieczne. Sam się często łapię na tym że zauważam je w ostatniej chwili. Rowerzyści powinni przed nimi zwolnić, ale często tego nie robią. Chociaż nawet wtedy to ONI mają pierwszeństwo. Nie ty.
Zachowuj odstęp od rowerzystów! Oni są pełnoprawnymi uczestnikami ruchu na drodze. Właśnie przez kretynów za kółkiem boją się jeździć po drogach. A tam gdzie nie ma drogi dla rowerów, rowerzysta ma prawo (i obowiązek!) jechać po drodze!
Uważaj na rowerzystów skręcając w prawo. Wiesz, że rowerzysta który jedzie z twojej prawej strony ma pierwszeństwo? Nie? A widzisz. Ma. Doczytaj Kodeks Drogowy, może znasz jego wersję z 1990 roku.
Słowo do pieszych
Problem z pieszymi polega na tym, że myślą zawsze „tym razem się uda”. Przebiec przez ulicę w złym miejscu. Albo na czerwonym. Albo jeszcze coś. Nie, nie uda się. Ty przegrywasz. Prawie zawsze. Dlatego oczy dookoła głowy!
To, że możesz jako jedyny z 3 grup być po pijaku, nie oznacza, że jesteś bezpieczny. Wręcz przeciwnie. Inaczej skończysz jak mój znajomy któremu żuk przygwoździł głowę do krawężnika. Cudem żyje. Cudem się porusza.
Nie wpieprzaj się na ścieżkę rowerową. Nie, nie, nie. Po prostu nie. Nikt ci nie powie, że po niej idziesz. To ty masz patrzeć na znaki. Obok zazwyczaj jest chodnik. Matko z wózkiem – tak, też święta nie jesteś. Też się stosuj. Zazwyczaj naprawdę obok masz chodnik. To jest droga dla ROWERÓW. Jeśli nie chcecie, by rowerzyści jeździli po chodnikach, to zostawcie im te ścieżki w spokoju!
Nie chodź po zmierzchu w barwach maskujących. Szaroburych kurtkach. Czarnych swetrach. Serio, czasem trudno was zauważyć. Ja wiem, że może jesteś zbuntowanym metalem który musi na czarno, nawet po zmroku, nawet idąc poboczem, ale jeśli nie planujesz zakładać deathmetalowej kapeli ze św Piotrem, to zastanów się. Może coś w barwach szatańskiego ognia chociaż?
Słowo do rowerzystów
Tu będzie najtrudniej. Bo o ile wszyscy się przyzwyczaili, że kierowcy są źli, że piesi są często jak bydło, to podniesienie reki na rowerzystów jest niemalże grzechem. No bo jak to? A no tak to. Tak, rowery to wspaniała sprawa, jestem za zwiększeniem ilości ścieżek rowerowych, za pozwoleniem jeżdżenia buspasem i wszystkim o czym pisałem w poprzednich punktach. Ale, ale. Świętą krową nie jesteś. Jeśli inni mają się stosowac do przepisów, to ty też musisz. Bezwarunkowo. A nie wtedy, kiedy ci jest wygodnie.
Nie jeździj chodnikiem. Po prostu. Są wyjątki kiedy możesz, ale generalnie nie możesz. Koniec. Jeździsz ulicą, albo ścieżką rowerową. I teraz nie chcę wchodzić w detale i rozmawiać o niebezpiecznych trzypasmówkach. Serio, tu wcale nie o to chodzi. Już w tym roku tylko zostałem potrącony kilka razy na chodniku przez przejeżdżającego rowerzystę. W miejscu, gdzie ulica była pusta, a na chodniku pełno ludzi. To kwestia przestawienia czegoś w głowie po prostu. Albo północ, Krakowskie Przedmieście, zero pojazdów na i tak ograniczonej ulicy, pełno ludzi na chodniku i rowerzyści pomiędzy nimi. Sio. Na ulicę.
Zawsze zastanawiam się – dlaczego to wam przysługuje prawo decydowania kiedy możecie stosować się do przepisów, a kiedy nie? Pieszy nigdy nie może wam po ścieżce łazić. Skuter byście ze ścieżki przepędzili (no jak to?!). Nawet gdyby się bał jeździć po ulicy. No ale wy po chodniku możecie. Dlaczego?
Zsiadaj z roweru na przejściu. I znowu. Nie ma „bo szybciej, bo nic nie jedzie.” Dupa z siodełka. Raz, raz. Taki masz obowiązek. Chyba, że to przejazd dla rowerów. Kierowca nie spodziewa się, że ktoś na przejściu nagle pojawi się przed jego maską. Piesi tak szybko nie chodzą.
Zwalniaj na przejazdach dla rowerów. Tak, masz pierwszeństwo. W niebie może też je będziesz mieć. Zwolnij dla włąsnego dobra. Niestety te przejazdy dla rowerów są często słabo oznakowane, a jeśli pędzisz to po prostu kierowca może cię nie zauważyć. I co, przed śmiercią wyplujesz z siebie razem z krwią: „tfff -khe,khe- fffoja wiinaa!” ? Po prostu zwolnij.
I to chyba tyle. Tak mało trzeba, by na ulicach było przyjemniej. Dla wszystkich starczy miejsca. Amen.
17 Comments
Comments are closed.
Tak się trochę czepnę. Przejazd dla rowerów jest, nie przejście. Przejście jest dla pieszych i rowerem po nim nie wolno. Tak jak napisałeś – dupka z siodełka i tuptamy.
A tam gdzie nie ma drogi dla rowerów biegnącej w kierunku w którym rowerzysta zmierza (a nie chodnika!), rowerzysta ma obowiązek (i prawo!) jechać po drodze!
No i literóweczka w przedostatnim akapicie (włąsnego :)
Ajm sory, więcej nie będę i za wszystkie grzechy głęboko żałuję ;)
A ja się bardzo czepnę: to prawda, kierowcy w Polsce jeżdżą często nienajlepiej, ale przede wszystkim jeżdżą bez kultury – i to jest fakt oraz sprawa trudna do zmiany.
Ale to, co robią rowerzyści jest o stokroć gorsze. Nie patrzą, nie sygnalizują skrętu, wjeżdżają na ulicę z chodnika w pełnym pędzie. Starsze osoby na rowerach to jeszcze większe zagrożenie niż starsze osoby za kierownicą, bo nie są w stanie ani pedałować, ani trzymać kierownicy. Rowerzyści to czyste zło naszych dróg, niestety. Tutaj dopiero mamy kogo gonić, nie mówię nawet o Holandii, która jest chyba nie do doścignięcia, ale o wielu innych krajach.
Różnica taka, że rowerzysta nie kieruje dwoma tonami blachy.
Ale potrafi tak zajechać drogę, że te 2 tony blachy jadące za nim są zmuszone na ostrą kontrę i wtedy nieszczęście gotowe.
Ale krzywdę też może zrobić, i to poważną. W lutym, na ortopedii spotkałam niemłodą kobietę przewróconą na chodniku przez rowerzystę. Ona – dość poważnie złamana ręka; on -nawet się nie zatrzymał tylko jakąś pretensje wykrzyczał.
Wszyscy jesteśmy uczestnikami ruchu i użytkownikami dróg – szanujmy się nawzajem.
Tu niestety z kolegą trochę muszę się zgodzić.Trochę jednak demonizujesz chyba. Nie nazwałbym rowerzystów czystym złem :) To jest po prostu mocno nie unormowane, a i praktyki nie ma – kiedyś jeździły głównie dzieci i młodzież, a teraz inne grupy wiekowe. Ale wszystkim się zdaje, ze to tylko rower, a nie samochód i nikt się nie zastanawia jakie są konsekwencje. Rower na drodze publicznej – to pojazd ze wszystkimi tego konsekwencjami, co oznacza, że jak rowerzysta potrąci pieszego, to prawie to samo co jakby potrąciła ciężarówka w sensie prawnym.
Ja przechodząc z wózkiem przez ulicę bardzo rzadko jestem przepuszczana. Najczęściej przez uwaga – autobusy ZTM! Pomijam fakt, że w nieprzepisowej odległości od pasów parkują auta w połowie na krawężniku, w połowie na ulicy, więc żeby zobaczyć co dzieje się na drodze muszę albo się wsłuchiwać i powoli wyjeżdżać, albo zostawiać wózek na chodniku a sama się wychylam. Bo rzadko kiedy ktoś chociaż zwolni przed przejściem.
Michał, a Twoja opinia o rowerzystach w słuchawkach na uszach? Mam nieodparte wrażenie, ze znacznie to upośledza percepcję. Pytam, bo już gdzieś się naraziłem strasznie fanatykom rowerów, gdy stwierdziłem, że nie powinni pomykać po drogach publicznych ze słuchawkami. Szczególnie dousznymi.
BTW: wczoraj omal nie zmiotłem rowerzysty, przy skręcie warunkowym w prawo. Legales. Czerwona strzałka w prawo, zielone światło na przejściu i nagle z lewej rowerzysta na pasach. Oczywiście, bez przejścia dla rowerzystów. Gnał jakieś 30 km/h na oko. No i kurde kaski. Cholera, przecież każdy dzwon czy potrącenie rowerzysty bez ochrony na głowie, grozi prokuratorem – pizgnięcie w asfalt albo krawężnik, to raczej pow. 7 dni. Choć zastanawiam się jaki to mam sens w przypadku Vetrillo, musieliby kaski wypożyczać.
Tak, to słabe jest. Ja kiedyś jechałem w słuchawkach w samochodzie, miałem stary samochód bez radia wtedy. RAZ. Bo prawie coś we mnie wjechało. Nie słyszałem klaksonu…
Ok 90% rowerzystów w wypadkach doznaje urazów kończyn. Głowa to pojedyncze przypadki.
Kurde, pewnie tak – głownie walisz mu samochodem w kończyny. Pytanie tylko Andrzeju ile z tych 10% to coś znacznie bardziej poważnego niż złamanie czy spore otarcie. Ujmując to brutalnie, mnie jako np. kierowcę nie martwi złamana noga czy ręka, bardziej pęknięta czaszka lub obrzęk mózgu. Choć uraz kończyny też może być poważnym problemem np. w kontekście roszczenia cywilno-prawnego.
z słuchawkami sporna sprawa sprawa. np. Każmy kierowcom jeździć z otwartym oknem, lub/i wyłączonym radiem. Tak rowerzysta mógłby pozbyć się radia i możliwości rozmowy telefonicznej.
Szaleniec jadący po pasach 30km/h zachowywał się niczym rajdowiec z Warszawy w Białym BMW (miał wszystko pod kontrolą :P)
Niestety Rowerzyści są jak święte krowy, czują się bezkarni i są bezkarni.
Staram się jeździć w kasku i słuchawce.
Dobrze, że o tym piszesz. Wszyscy jesteśmy winni, że giną ludzie. Serdecznie pozdrawiam.
Każdemu parkującemu na chodniku chciałbym przypomnieć, że o ile pieszy jakos się przeciśnie to wózek dziecięcy lub inwalidzki często nie ma jak.
Dla mnie jedną z bardziej irytujących, a przy okazji nagminnych rzeczy, jest sytuacja, w której na chodniku rowerzyści dzwonią na mnie dzwonkami. Jadą, mało mnie nie rozjeżdżają i jeszcze oczekują, że im będę schodził z drogi!
Rowerzysto: zainstaluj sobie jakieś światła. I to takie widoczne, a nie jakaś pizdzidiode. A jak instalujesz to niech oswietlaja drogę a nie walą twojemu bratu jadącemu z naprzeciwka prosto w oczy.
I sygnalizujcie skręt, wy, kierowcy tez. Akumulatora od migacza wam nie ubedzie.
Rowerzysta :-)
polecam wam mojego bloga http://www.StrefaKulturalnejJazdy.pl który w całości jest poświęcony kulturze jazdy oraz bezpieczeństwie na polskich drogach.
pozdrowienia z Kielc :)