Kiedy jeżdżę sobie po Europie, oczom moim ukazują się różnorakie szyldy reklamujące miasta i całe regiony. Miasto kwiatów, miasto win, miasto piwa, miasto zamków. Kuszą, aby skręcić z trasy, zatrzymać się na dzień, czy dwa i zwiedzić. Potem wjeżdżam do Polski. A tu coraz częściej wita mnie tabliczka w stylu RADOM. MIASTO MONITOROWANE.
Kamer jest coraz więcej. Pojawiają się one wszędzie, właściwie każde większe miasto jest miastem monitorowanym. Codziennie dowiadujemy się o kolejnych dokonaniach władz, które mają służyć naszemu bezpieczeństwu i ochronie przed przestępcami. I pewnie częściowo temu służą. Na YouTube łatwo można znaleźć filmy pokazujące szybkie interwencje policji które są możliwe tylko dzięki systemom monitoringu i procedurom szybkiego reagowania. I ja jako obywatel przestrzegający prawa nie powinienem chyba się tym martwić, a właściwie powinienem cieszyć. Niby tak, ale… nie do końca.
Rzeczywiście w teorii to samo dobro. Dzięki kamerom policja bardzo szybko ustali sprawców wypadku, rabunku, czy kradzieży roweru. Dzięki podsłuchom szybko zidentyfikujemy przekręty i inne nadużycia. Dzięki śledzeniu rejestracji samochodowych ustalimy trasę skradzionego samochodu.
Wolność i prywatność
Zygmunt Bauman pisze, że wolność bez bezpieczeństwa to chaos, poczucie zagubienia i męka niepewności. Natomiast bezpieczeństwo bez wolności to niewola. I ma oczywiście rację. Nie dostajemy tego bezpieczeństwa za darmo – składamy na ołtarzu wolność i prywatność. Jak wiele jeszcze jesteśmy w stanie oddać za bezpieczeństwo i wygodę?
W przeprowadzonych w latach 70 badaniach Anglicy okazali się narodem który jest w stanie oddać najmniej wolności za poczucie bezpieczeństwa, najwięcej zaś mogą oddać go Szwedzi. Obserwuję to bezpośrednio – mój walijski teść (byłby zły, gdyby przeczytał, że napisałem go obok słowa Anglik) złości się za każdym razem kiedy w UK wprowadzane są ograniczenia wolności, takie choćby jak automatyczne sczytywanie tablic rejestracyjnych na autostradach. Moja mieszkająca w Szwecji siostra, chociaż czuje się w miarę bezpiecznie, nie może czasem znieść tego w jaki sposób rozumują Szwedzi. Może po prostu dawno nie utracili wolności?
Historia pełna jest przypadków, gdy w imię bezpieczeństwa zastępowano demokrację dyktaturą. Od starożytnego Rzymu, przez wiek absolutyzmu oświeconego, aż po dyktatorów XX wieku.
W pytaniu zadanym przeze mnie na Facebooku pojawiło się całe spektrum odpowiedzi. Choć wyraźnie zarysowały się dwie grupy – ta która traktuje swoją wolność jako dobro najwyższe, i ta która po prostu chce żyć godnie i wygodnie oddając część wolności za poczucie bezpieczeństwa. Dlaczego jeszcze niekoniecznie chcemy iść w tym kierunku?
Nie jesteśmy święci
Z tego samego powodu z którego sprzeciwiamy się fotoradarom. Teoretycznie powinniśmy się z nich cieszyć. W praktyce wiemy, że prawie każdy z nas przekracza prędkość i boi się mandatów. Owszem, mamy złe drogi, nie mamy obwodnic, mamy tysiąc innych powodów, ale nie oszukujmy się, w dużej mierze to właśnie dlatego nie chcemy fotoradarów, bo przekraczamy prędkość. Tak samo jak odcinkowego mierzenia prędkości na autostradzie.
Młodzi ludzie będą buntować się przeciwko kamerom, choćby z powodu popełniania przez nich różnych mało szkodliwych społecznie wykroczeń ściganych jednak mocno przez władze (bo są proste do wykrycia i ukarania, a polepszają statystyki) takich jak picie piwa w miejscach publicznych, czy palenie marihuany – choć to temat na osobną notkę.
Nie ufam władzy
To prawie największy problem ze zbieraniem danych. Moje dane często nie są zbierane dlatego że popełniłem wykroczenie, tylko NA WYPADEK popełnienia przeze mnie wykroczenia. I to jest olbrzymia różnica. Dlatego, że w praktyce dostęp do tych danych może mieć każdy. Danych, które nie wydają się zbyt wrażliwe, a jednak… Politycy będący u władzy mogą spokojnie znaleźć haki na opozycję choćby udowadniając politykowi, że ma kochankę, czy że był w innym mieście niż twierdzi. Dane mogą być przetrzymywane latami i wyciągane w najmniej odpowiednim momencie przez najmniej odpowiednie osoby. A to niestety śmierdzi rokiem 1984.
Jeden system – duży problem
Ale chyba największy problem z powierzaniem naszego losu w ręce jednego dużego systemu (a do tego wszystko dąży) jest możliwość przejęcia nad nim kontroli. W zamian za bezpieczeństwo dostajemy monitoring, w zamian za wygodę dostajemy zbliżeniowe karty płatnicze. Elektronicznie otwierane i uruchamiane samochody, oraz inne inteligentne rozwiązania są dziś coraz popularniejsze, a to powoduje, że w przypadku dostania się do systemu przez osoby niepowołane, możliwości przejęcia kontroli są olbrzymie. Sam świadomie zrezygnowałem jakiś czas temu z elektronicznych zamków do drzwi sterowanych przez internet smartfonem – stwierdziłem, że moje poczucie pewności zamkniętych drzwi nie jest tego warte. Wolę zwykły, analogowy klucz. I nie, nie jest to fantastyka. O tym jak to działa dzisiaj pisze często Piotr Konieczny znany jako Niebezpiecznik, warto poczytać choćby ten ciekawy wywiad.
Future is now
Mam do tego wszystkiego dość ambiwalentny stosunek. Z jednej strony zaczynam żyć w przyszłości moich marzeń. Wszystko automatyczne, elektroniczne, niczym z filmów SF. Z drugiej jako dorosły człowiek staram się widzieć zagrożenia. Niestety wygoda zazwyczaj wygrywa.
Piszę tę notkę natchnięty grą Watchdogs, która niedawno miała swoją premierę, a w której wcielamy się w postać właśnie takiego ultrahakera w niedalekiej przyszłości. Gra jak na razie jest miodna i gra się w nią całkiem fajnie – opiszę ją w osobnej recenzji. Właśnie tak wyobrażałem sobie mojego ukochanego Assassin’s Creeda w XXI wieku. Jednak ciągle podczas grania w nią przechodza mi ciary po plecach. Chociaż wiele jest przerysowane i uproszczone – jak to w grach i filmach, to mimo wszystko zastanawiam się – czy to już możliwe? Zobaczcie na ten sajcik który pokazuje punkty z dużych miast europejskich. Jak dużo możemy się dowiedzieć…
No cóż. Coś za coś. Ciekawy jestem, czy przyszłość będzie rzeczywiście wyglądała jak w Enemy of The State…
Konkurs. A właściwie po konkursie.
Plan był taki, że przed opublikowaniem tej notki ogłoszę konkurs z Watchdogs do zdobycia, a w notce powtórzę jego zasady. Rozlepiliśmy w Warszawie kody, trzeba było ruszyć się sprzed kompa i je odnaleźć na terenie Warszawy. Bałem się, czy będzie Wam się chciało, a tymczasem… Wszystkie 6 kodów odnaleźliście w niecałe dwie godziny, w dodatku dwa punkty zostały zdobyte przez kolejne teamy. Wow, jest nadzieja w narodzie :)
Notka powstała we współpracy z firmą Ubisoft.